Dla Quesse483
Przyjemnie porozmawiać z jakimś Alienem na temat wszystkiego 💛👽
Miłego czytania! Strasznie zadowolona z tego rozdziału byłam.
Błędy są, jak i były. Skupiłam się na pisaniu.
_______
- Panie Kaulitz! - usłyszałem warknięcie. Mężczyzna trzymał mnie mocno za ramiona. Solidnie mną potrząsnął. Byłem zdezorientowany, zagubiony. Co się dzieje, kim on jest. Dlaczego jest tak agresywny. Instynkt kazał mi się wycofać. Skuliłem się lekko, wciąż się trzęsąc, nie rozumiejąc sytuacji. - Jesteś z nami? - zapytał.
- Słucham? Nie rozumiem - spojrzałem na niego, na co facet momentalnie odetchnął. Przysunął krótkofalówkę do ust, przycisnął jeden z guzików i wyrecytował raport na wdechu.
- Kontaktuje. Złapał kontakt wzrokowy i zdaje się, że coś do niego dotarło. Porozmawiam z nim jeszcze i się upewnię, ale myślę, że się obudził - w odpowiedzi usłyszał stłumioną odpowiedź, która brzmiała jak dźwięk gotujących się, kipiących ziemniaków. Przyjrzałem mu się. Granatowy mundur. Policjant. Wbiłem wzrok w ścianę. To wszystko było snem. Nie, nie… Dałbym wiele, zarzekając się… Wszystko było tak realne, tak żywe i ciepłe. Tak beztroskie, zupełnie takie jak pamiętam, ale też pełne detali, drobiazgów, o których wcześniej bym nie pomyślał. Spojrzałem na swoją dłoń, tą, której dotykał. Przyjrzałem jej się, szukając znaków, czegokolwiek, co pozwoliłoby mi dalej myśleć, że choć okruszek z tego był prawdą.
Gliniarz wziął mnie za ramię, prowadził przez korytarze, na lewe skrzydło, do mojego pokoju. Gestem dłoni zasugerował, żebym usiadł. Zerkałem, czy wszystko było na miejscu. Niczego raczej nie brakowało. Sprawdzałem detale przypatrując się każdemu elementowi. Zwłaszcza zdjęciom na ścianie. Nic. Wszystko na miejscu.
- Lunatykował Pan. Spacerował Pan po hotelu, idąc główną klatką schodową na dziesiąte piętro, na sam dach - facet dopiero zaczął, a mnie pękło serce. To była moja wędrówka na wzgórze? Czym były drzwi do wyjścia z hotelu? Drzwiami na schody służbowe? Kim były prostytutki? Mijałem kogoś po drodze na tych schodach? Glina kontynuował. - Wyszedł Pan, śledziliśmy Pana na kamerach. Zaniepokoiło nas, że zaczął Pan wchodzić na kolanach. Na samej górze usiadł Pan na krawędzi budynku i majaczył jakieś przeprosiny - tłumaczył, a ja w środku do końca się posypałem. - Kiedy wszedłem na dach, Pan stał na krawędzi, ale zauważyłem, że zupełnie Pan nie kontaktuje, patrzy pusto w przestrzeń, bądź nie patrzy wcale. Ściągnąłem Pana, przeprowadziłem na korytarz zagadując, a potem się Pan obudził.
*
- Georg? Georg?! - wbiegłam na kuchnię, szukając szatyna. Okrągły blondyn w okularach, szef kuchni i jego kucharze spojrzeli na mnie na początku zdezorientowani, ale zaraz jeden z nich kiwnął w stronę drugiej, mniejszej kuchni, małego zaplecza. - Georg? - chłopak momentalnie znalazł się w przejściu. - Musimy porozmawiać.
- W porządku, spokojnie. Co się dzieje? - zaprowadził mnie w jeden z korytarzy za kuchnią, pewnie prowadzący do spiżarni i chłodni.
- Bill próbował się zabić. W środku nocy. Słyszałam raporty gliniarzy. Łaził po hotelu, aż w końcu wylądował na dachu, zaraz przy krawędzi - mówiąc, czułam jak cała się trzęsę. - Nie wiem co robić. Czy ja powinnam z nim porozmawiać? Pobyć z nim trochę? Mówiłam Ci, że ostatnio chodził smętny! Mówiłam!
- Hej, hej, spokojnie. Słyszałem o tym. I może nie koniecznie chciał. Słyszałem, że lunatykował. Spokojnie… Jeśli czujesz potrzebę i myślisz, że to mu pomoże to poświęć mu trochę czasu. Nie będę zły. I nie płacz, kochana, będzie dobrze. To był wypadek, jestem pewien, że nie chciał tego zrobić - przytulił mnie ciepło do swojej klatki piersiowej i pogłaskał po ramieniu.
- Nie chcę tu już kolejnych straconych. To miejsce jest już wystarczająco porąbane. Nakopałabym mu do tyłka jakbym tylko mogła - mówiłam z zaszklonym spojrzeniem, na co Listing westchnął tylko ciężko.
-Idź do niego i z nim porozmawiaj. Ale uważaj na siebie, proszę.
*
Po wyjaśnieniach gliniarza czułem jak dosłownie pęka mi serce. Uwierzyłem, że w jakiś sposób świat mi go zwrócił. Był tak namacalny, realny i prawdziwy. Wszystko zupełnie jak pamiętam. Nie chciałem się godzić z faktem, że był to tylko sen, ale też nie miałem żadnego, innego wyjścia. Wróciłem do swojego pokoju, wyszedłem do okna na papierosa. Diler na rogu, pani z pieskiem już nie było, to nie ta pora. Zastanawiałem się, czy spotkałem na schodach kogoś po swojej drodze, czy w śnie mój umysł sam dodał te postacie, od tak, tylko dla przekonania mnie, że to dzieje się naprawdę, dla jakiegoś realizmu. Bo te postacie były nieodrębną częścią okolicy i zawsze je stąd obserwowałem jak te osiedlowe babcie w oknach, co robią za monitoring. Ja zerkałem przy okazji papierosa. Spojrzałem ponownie na wzgórze. Teraz zdawało mi się czymś różnić, ale nie byłem w stanie stwierdzić, co mogło być zmienione i czy cokolwiek zmieniono. Może podświadomość dyktuje mi jakiś detal, który pamiętam ze snu, którego nie ma w rzeczywistości. Oczywiście w przypadku takim, że to jest rzeczywistość. Skąd wiem, że to nie kolejna nocna fikcja? Odetchnąłem głęboko brudno-świeżym powietrzem. Tak samo siadało na płucach, jednocześnie serwując mózgowi złudzenie odświeżenia. Czy ja wciąż śpię?
Dopalałem papierosa, przyglądałem się tlącej się delikatnie końcówce, tuż przy filtrze. Przycisnąłem niedopałek tuż obok nasady kciuka u mojej dłoni. Syknąłem, ale i odetchnąłem z ulgą. Otarłem świeże, lekkie oparzenie z popiołu. Uznałem, że chłodny prysznic pomoże mi się w sobie zebrać i do końca rozbudzić ciało do działania. Rozbierałem się leniwie w łazience, rzucając ubrania na podłogę. Wsunąłem dłonie do kieszeni. Z jednej z nich wyciągnąłem telefon. Sprawdziłem wiadomości, połączenia. Nic ciekawego. SMS od operatora z promocjami i zero nieodebranych. Odłożyłem telefon na półkę nad umywalką. Z drugiej kieszeni wyciągnąłem coś, co bardzo dobrze znałem, wnioskując po dotyku. Kwadrat złożony z folii i papieru. Co robiło w kieszeni i po cholerę mi ono? Zdjęcie z polaroida. Wyciągnąłem je z kieszeni. W pierwszej kolejności wyprostowałem lekko zagięty róg, a zaraz po tym na nie spojrzałem i miałem wrażenie, że moje serce zatrzymało się na kilka sekund. Znałem ten kadr. Ten styl i to spojrzenie na sytuację. Na zdjęciu widziałem siebie samego, idącego po grubym pręcie, od litery H do O. Zdjęcie robione zza znaku, z poziomu piaszczystej ziemi. I to nie byłem ja sprzed kilku lat. To zdjęcie było aktualne. Zamarłem, wlepiając w nie swoje spojrzenie.
*
Kilka dni robiłam podchody. Jak podejść do osoby i rozmawiać o jej próbie samobójczej? To nie jest coś co da się przećwiczyć, co robi się na co dzień będąc prostym człowiekiem. To znaczy, da się, jeśli pracujesz na linii wsparcia. Ja nic niestety o tym nie wiem. Głupie pytania „co u ciebie”, „jak się czujesz” i pieprzenie głupot o niczym. Dosłownie o niczym. Czułam się żałośnie. Chciałam pomóc a nie miałam odwagi, więc codziennie powtarzałam swój taniec niezręcznych rozmów. Miałam tego dość.
Kolejnego wieczoru, kiedy Kaulitz był już po pracy, zamiast iść do Georga, zapukałam delikatnie w drzwi obok, trzymając w rękach butelkę białego wina. Cichutkie kroki, szczęk klamki. Wyglądał tak samo, niezmiennie. Uśmiechnął się ciepło na mój widok i zaraz, choć miałam wrażenie, że nieco niechętnie - wpuścił mnie do środka. Pokój był skromny. Mniejszy niż pokój kelnera. Miał duże łóżko, ale pojedyncze. Malutką szafę, szafkę z barkiem i dużo roślinności. Większość z tych zielonych sadzonek to ten typ, który wystarczy podlać raz na tydzień, proste w utrzymaniu, ale nadawały ciasnemu pokojowi przytulnego klimatu. Może nawet nieco domowego. Nad barkiem wisiały rzędy zdjęć, które od razu przyciągnęły moje spojrzenie. Rozpoznałam niektóre z nich. Musiały być autorstwa jego chłopaka. Nie chciałam od razu o nie pytać, choć miałam straszną chęć.
- Przyniosłam wino. Możemy się razem napić i nie chcę słyszeć odmowy - usiadłam na jego łóżku. Barman kiwnął na zgodę z uśmiechem. Wziął ode mnie butelkę, żeby ją otworzyć. - Czemu mnie tutaj nigdy nie zaprosiłeś?
- To taka moja… bardzo prywatna sfera. Nie bardzo lubię się nią dzielić, a po drugie mam małe łóżko - mówił, nalewając nam wina do kieliszków.
- Spędzałeś z nim tutaj czas?
Spojrzał na mnie lekko spanikowany i wyraźnie zaskoczony. Kiwnęłam głową na zdjęcia, a brunet wyraźnie się rozluźnił. Przygryzł delikatnie wargę i przytaknął. - Tak. Jego tutaj zapraszałem. I… wciąż jest mi bliski.
Poklepałam miejsce na łóżku obok siebie. Siedzieliśmy ramie w ramię, patrząc na rzędy fotografii. Starałam się być delikatna, rzucając kolejne pytania. - Gdzie się poznaliście?
- Tutaj, w hotelu. Przy barze - zaśmiał się cicho na wspomnienie. - Był inny, dziwny. Zakręcony na punkcje fotografii. Była dla niego ważna. Typ podróżnika, ale nie turysty. Nie interesowały go najpopularniejsze punkty, ale miejsca, których nikt nie odwiedzał, a oddawały prawdziwą esencję danego miasta. Jeśli już szedł w turystyczną atrakcję, to miał dar do znajdowania w nich rzeczy, których inni nie widzieli. Myślał i patrzył niestandardowo, niekonwencjonalnie. I to mnie… do niego przyciągnęło, tak myślę. Nigdy się przy nim nie nudziłem, bo zawsze czymś zaskakiwał. Randki nigdy nie były takie same, ani nie były tym, na co liczyłem, ale też przy tym ani razu nie byłem z tego powodu zawiedziony - mówił z uśmiechem, rozmarzony.
- Co więc poszło nie tak? - starałam się być delikatna. Siedziałam blisko. Przytuliłam go lekko.
- Chciał jechać dalej. Wziąć mnie ze sobą w podróż. Ja byłem spłukany i szczęśliwy z nim, ale tutaj na miejscu. Jednocześnie nie chciałem go zatrzymywać. Był z niego taki wolny duch, wiesz, którego misją życiową jest odkrywać i cieszyć się tym, co świat oferuje. Ja niestety taki nie jestem, więc do niego nie dołączyłem… -głos mu zadrżał, co sprawiło że i moje serce zacisnęło się w jakimś żalu.
- Żałujesz?
- I tak, i nie. W tej chwili sam nie jestem w stanie oddzielić pewnych spraw i spojrzeć na to w pełni świadomie i… trzeźwo - uniósł znacząco kieliszek. - Ale na pewno za nim tęsknię. Słyszałaś o wypadku, że łaziłem po hotelu. Śnił mi się. Powiedział, że czeka. Że w każdej chwili mogę dołączyć i wtedy ruszymy w podróż. Razem. Gdzieś jest i czeka. Nie rusza beze mnie - brzmiał smutno, cholernie smutno.
- Co znaczy gdzieś jest? Nie wiesz gdzie jest? Gdzieś w LA, czeka?
- Sam nie wiem. Nie wiem, Eve. Widzisz, minęło dobre, kilka lat od kiedy… - westchnął ciężko - Próbowałem o nim zapomnieć, liczyłem trochę na Ciebie, wiesz? Że może nie zamknięto hotelu bez powodu, może świat daje mi szansę na coś nowego i w końcu pozwoli zapomnieć, ruszyć do przodu -patrzył mu w oczy, gestykulował lekko, popijając wino. - Że dorobiłem się może trochę szczęścia w końcu. Zwłaszcza, że przyjechałaś na stałe - przeszło mi przez myśl, nigdy nie powiedziałam, że przeniosłam się na stałe. Przenosząc się na stałe, na pewno nie wynajmowałabym pokoju w hotelu, ale widziałam w jakim jest stanie, więc nie miałam serca burzyć jego przekonań. I nie, nie oszukiwałam go. Po prostu nie chciałam go pogrążać. - Wierzyłem, że w końcu… To poszłaś do tego pomywacza. Człowiek bez talentu. W czym on jest lepszy ode mnie?
- Rozmawia ze mną - szepnęłam niepewnie, bojąc się jak potoczy się ta rozmowa.
- O czym? Też z tobą rozmawiałem, tyle ile mogłem, bo nie dałaś mi zbyt wiele czasu na rozgadanie się, wiesz? Nie dałaś mi szansy.
- Przepraszam, Bill, po prostu tamtego poranka zdawałeś mi się nieco agresywny. Spanikowałam.
- I uciekłaś do niego. A ja nie chcę być sam, Eve. Nie chcę zostać sam w tym pieprzonym hotelu. W tych samych, czterech ścianach. Chcę mieć dom i rodzinę. Ładną żonę, synka i jeździć na rodzinne zakupy do Wallmart’u - na tym etapie nie byłam pewna, czy przemawiają przez niego rzeczywiste pragnienia, których nie ujawnia na trzeźwo, czy to upojony winem bełkot.
- Myślałam, że lubisz to miejsce i imprezowanie, Billy.
Zamarł. Spojrzał na mnie z łzami w oczach. Oddychał płytko. Wpił się w moje wargi.
Kochał się ze mną pół nocy. Nie byłam najchętniejsza, nie to było moim celem i tego nie planowałam. Ale po cichu bałam się odmówić. Był zdruzgotany, ale też bałam się jego złości. (Tak, Eve, bałaś się jego złości, jednocześnie się nim bawiąc.) Nie chciałam go zawodzić ani go już zasmucać. Na całe szczęście w łóżku był łagodny. Najwidoczniej łaknął samego uczucia i bliskości, a nie zwierzęcego spełnienia. Nie wydaje mi się nawet, że skończył, bo zaczął mi cicho płakać w ramię. Nie wiedziałam co robić. Zupełnie nie wiedziałam. Przytuliłam go do swoich piersi, patrząc kątem oka na zdjęcia.
Lubię i szanuję Georga, więc przyznałam mu się do tego grzechu. Był zły. Wiedziałam, że gryzie się sam ze sobą, na duszy. Mimo wszystko, po opowiadaniu mu czego się dowiedziałam po prostu mnie przytulił, a potem z każdym kolejnym dniem starał się coraz bardziej i bardziej. Przynosił nie tylko śniadania do łóżka, ale też drobny bukiet świeżych kwiatów, czy pojedynczą różę. Zabierał na obiady na dachu, wyrywając się w tym czasie z pracy, randki w kinie, nad basenem, masaże, buziaki i zawsze był, kiedy go potrzebowałam. A we mnie rosło poczucie winy. Nie miałam jak się odwzajemnić, co więcej, kiedy nie spędzałam czasu z Listingiem, to byłam przy Billu, starałam się zachować dystans, ale coś mnie popychało w jego stronę.
Przeszłam z Kaulitzem do mojego pokoju, pod czujnym okiem policjanta. Nic się nie działo, przysięgam. Rozmawialiśmy po prostu. Byłam beznadziejna. On mnie potrzebował, przed tym występem na dachu, a ja w najlepsze randkowałam, kryjąc się tym, że bałam się go denerwować. Teraz starałam się mu to rekompensować. Jak mogłam. Więc dałam mu szansę na rozmowę i otworzenie się. Opowiadał mi o swojej miłości, wspominał, ale przy tym przytulał mnie i opowiadał zaraz potem o obecnych pragnieniach i celach. Wnioskowałam z tego wszystkiego tyle, że to cholernie wrażliwy facet, który trochę się chowa z swoimi zamiarami. Miał twardą skorupkę, chroniącą miękkie, słodkie, puszyste i ciepłe nadzienie. Taki właśnie był. Z każdym kolejnym dniem przekonywałam się coraz bardziej o tym, że jest ostatnią osobą, która mogłaby skrzywdzić.
Odetchnęłam z ulgą, kiedy odbudowywaliśmy relację. W hotelu, gdzie jest ktoś niebezpieczny, czułam, że potrzebuję sojuszników. Nie chciałam z nikim się kłócić, ani toczyć sporów. Wyszłam na chwilkę do łazienki, kiedy z niej wyszłam, on siedział przy moim laptopie.
Przeszukał mój pokój. Bez zastanowienia.
Spojrzał na mnie wściekły, ale i pogrążony w jakiejś rozpaczy. Łzy w oczach.
-Googlowałaś mnie. Googlowałaś, zamiast ze mną porozmawiać. Nie ufasz mi, bo nie jesteś godna zaufania. Co to wszystko jest?! - uniósł ton. Kilka kliknięć. Stałam w drzwiach łazienki, nie wiedziałam co powiedzieć.
- Billy, ja przepraszam, dużo się działo i się martwiłam, bałam się, jak chyba my wszyscy… - mówiłam, ale on mnie nie słuchał. Zamarł.
- Czy to jest?… - podeszłam bliżej, patrząc mu za ramię. Przeglądał bloga. - To jego blog. Dlaczego mi tego nie pokazałaś?! - teraz naprawdę się zdenerwował. Wpadł w jakąś histerię. - Czytałaś to wszystko nic mi nie mówiąc! Tyle lat żyłem w przekonaniu, że nic po sobie nie zostawił. Wierzyłem, że od tak odszedł. Pozwalałaś mi dalej tkwić w kropce, mimo, że wiedziałaś jak bardzo jest dla mnie ważny, jak za nim tęsknię. Miałaś informacje i mi ich nie przekazałaś! - podniósł się nerwowo. Był zapłakany.
- Billy, spokojnie, przepraszam, nie wiedziałam, nie miałam zielonego pojęcia, że tego nie widziałeś. Byłam przekonana, że wiedziałeś o publikacjach - próbowałam się tłumaczyć, kiedy policjant wszedł bez uprzedzenia, interweniując.
- Co się tutaj dzieje? - ostrzejszy, zdecydowany ton.
- Nic się nie dzieje - odpowiedziałam cicho z spuszczoną głową.
- Zataiła przede mną informacje, wpisy mojego chłopaka! - brunet dalej się unosił. Był nerwowy. Gliniarz był wyraźnie zaskoczony tym nowym detalem, który zapewne wpłynie tam na sposób w jaki czytają akta Billa i jak je odbierają.
Wyprowadził rozgoryczonego barmana, który ciskał we mnie nienawistnymi komentarzami.
- Ale ja nie wiedziałam, Billy - jęknęłam, sama mając już łzy w oczach.
- Nie zwracaj się tak do mnie - warknął.
Wyszedł, a mi pękało serce. Nie chciałam dla nikogo źle, co brzmi nieco absurdalnie, biorąc pod uwagę moje zmiany zainteresowań, z jednego do drugiego, ale byłam przerażona i pogubiona… I ciekawa. Ale co się robi w takich chwilach? Miałam ochotę uciekać przez okno, wiązać prześcieradła, umocować je przy kaloryferze i nawiać, ale nie wyobrażam sobie nawet tej ilości poszukiwań. Zapewne byłabym gwiazdą każdych wiadomości, gazet i internetu. A jakby mnie już złapali, to nie miałabym jak się wyplątać. To beznadziejna sytuacja. Nie za to płaciłam, nie po to przyjechałam, cele miałam zupełne inne, więc i mnie frustruje sytuacja, że do cholery zrobili z tego hotelu więzienie, a my wszyscy jesteśmy jak pionki w grze. Analizują każdy nasz ruch, pod presją czasem robimy głupoty i narażamy się na szach-mat. Nie wiem o czym mówię, nie znam zasad gry w szachy. Ale to totalnie brzmi jak coś, co ma choć odrobinę sensu… Toczą z nami grę, kiedy my próbujemy po prostu żyć i przede wszystkim przeżyć, w momencie kiedy gliny załamują ręce.
Przetarłam twarz dłońmi. Po prostu się rozpłakałam. Granatowy mundur wrócił, żeby sprawdzić jak się trzymam. Powtórzyłam mu to wszystko, łącznie z metaforą o szachach. Usiadł przy mnie, próbował uspokoić. Pytał o sny. Nie bardzo chciałam z nim rozmawiać. Nie teraz. Chciałam zostać sama. Zupełnie sama.
*
- Szefie, rozmawiałem z panią Greenwood. Myślę, że należy dać im odrobinę spokoju i szukać winy w innych. Obserwuję panią Eveline. To przerażona kobieta, która próbuje się odnaleźć w sytuacji. Czuje presję, miewa koszmary związane z hotelem, że po nim chodzi, śni jej się jej własne ciało… - granatowy dzwonił do szefa na komendzie.
- Co nas obchodzą jej sny, Tom?! - jeden z rosłych mężczyzn ryknął w stronę gliniarza, kiedy szef policji mruknął cicho, uważnie słuchając policjanta z trzeciego piętra - Mów dalej.
*
Kiedy się przebudziłam, blondyneczka siedziała na brzegu mojego łóżka. Twarzyczka mokra od łez, zaczerwienione spojrzenie. Widocznie smutna. Esme. I wiedziałam dlaczego płacze. Po raz kolejny poległam. Zapomniałam o niej, kiedy miałam jej pomóc. Jestem naprawdę beznadziejna.
- Esme? A może zostaniesz ze mną, co? Perełko? A rano znajdziemy mamusię. Jest środek nocy. Tam jest ciemno i trochę strasznie, nie uważasz? - szepnęłam, podnosząc się i przesuwając w jej stronę. - Zadbam o ciebie. Ze mną jesteś bezpieczna, tak? Nie płacz już. Będzie dobrze. - powoli, ostrożnie zbliżyłam dłoń do jej twarzy i otarłam słone łzy. Kiwnęła lekko głową na zgodę. Odetchnęłam, bo ta mała mnie straszyła po nocach tak biegając po korytarzach. Teraz będę mogła się z nią rozprawić za dnia. I porozmawiać z jej mamą. Widocznie nie najlepiej jej pilnuje, choć dziewczynka nie wyglądała na małą rozrabiakę.
Wgramoliła się dalej na łóżko. Skuliła się przy mnie, cichutko płacząc. Pogłaskałam jej malutkie ramionko, uspokajałam, nuciłam cicho kołysankę, jaką mama lubiła mi nucić do snu. Okryłam jej drobne ciałko ciepłym kocem. Patrzyłam jak usypia. Przyjrzałam jej się troszkę. Drobny nosek, pełne usteczka, okrągłe pulchne policzki, teraz zaróżowione od płaczu i zapewne strachu, nerwów. Tak samo zaróżowiona plamka na czole. Jej blond włoski rozsypały się na poduszce. Emanowała spokojem, dopóki i jej coś nie zaczęło się śnić. Poruszała się nerwowo, szarpała się. Nie pozwoliłabym, żeby dziecko martwiło się w nocy koszmarami, więc ją przebudziłam. Spojrzała na mnie zaskoczona i ponownie zaczęła wylewać kolejne łzy powtarzając, że musi wrócić do mamy.
- W którym pokoju mamusia mieszka, pamiętasz może? - przytuliłam ją do siebie i lekko kołysałam, chcąc uspokoić. Nie wiedziała, nie znała numeru pokoju. Dobrze. Może ją wezmę i pójdę do gliniarza. On nam pomoże, będzie zmuszony nam pomóc. Schowałam zapłakane dziecko w ramionach i wyszłam z pokoju, sprawdzałam każdy zakręt poszukując patrolującego policjanta. Nie było go. Korytarz był jak zawsze zimny, pusty i ciemny. Czujniki światła nie reagowały. - Dobrze, Esme, pamiętasz może które to było piętro?
- Czwarte. Albo piąte. - wyszeptała, cały czas pociągając nosem.
W porządku więc, pojedziemy na piętro piąte, skoro czwarte od dawna nie działa. Szłam boso. Dziewczynka przytulała się do mojego ramienia. Była senna. Weszłam do windy i już chciałam przycisnąć przycisk z piątką obok, kiedy tuż pod nim widniała czwórka. W hotelowej windzie nie było czwórki. Nie było tam żadnego wstępu, winda omijała ten poziom. Więc to musi być sen. A jeśli to sen, to jest to tylko sen.
Pojechałam na piętro czwarte. I bałam się wyjść, przypominając sobie artykuły, które czytałam. Podłożony ogień, mnóstwo martwych. Dziewczynka marudziła smutno pod nosem. Zebrałam się sama w sobie i wyszłam na hol. Nie było dywanu. Zimna, marmurowa podłoga. Spojrzałam na korytarz prowadzący do pokoi. Zdawał się nie kończyć, ciągnąć w nieskończoność. „To sen, to sen, to sen, to tylko sen” -powtarzałam sobie w myślach.
- Myślisz, że pokój może być na prawo, czy na lewo? - spojrzałam na dziewczynkę, ale jej nie było. Nie miałam nic w rękach. A słyszałam jej cichy płacz. - W porządku, idę do ciebie, Esme. Pomogę. - mówiłam łagodnie. Idąc, uważnie się rozglądałam starając się zapamiętać wszelakie szczegóły. Mijałam tablicę pamiątkową, a w niej zdjęcia w raz z autografami. Zatrzymałam się na chwilkę. Marylin Monroe, Charlie Chaplin, Ernest Hemingway, Prince… I Brad Pitt z Angeliną Jolie a obok wiele, wiele innych. Śmietanka. Przyglądałam się starszym zdjęciom, kiedy obraz zdawał się czernieć. Z czerni zrodził się ogień, który raz dwa pożerał całą tablicę i zaczął z niej wyłazić na korytarz, co nie miało sensu. Bo co miało się palić? Marmur? Nie zmieniło to faktu, że zupełnie spanikowałam i rzuciłam się w bieg po korytarzu, a zerkając czasem za siebie ogień zdawał się mnie równie szybko gonić.
Jeden z pokoi był uchylony. Pokój 928. Pamiętam, że mój pokój, tylko piętro niżej był pokojem 89. Piętro wyżej mamy już numer 900-któryś? Słyszałam zawodzenie dziecka. Popchnęłam delikatnie drzwi. Esme siedziała na podłodze, wśród kobiecych ubrań. Płakała. Podeszłam bliżej. Było tam wszystko, łącznie z bielizną i odrobina krwi na starej pościeli na łóżku.
- Nie ma jej tutaj - kruszyna zanosiła się płaczem. Wciąż szukała, zdaje się, że nie zauważyła krwi, albo nie rozumiała.
- Esme, musimy stąd iść, chodź - chciałam wziąć ją na ręce, ale nie chciała, uciekała ode mnie, aż w końcu wybiegła na korytarz i zwiała w labirynt korytarzy. Chciałam biec za nią, ale zobaczyłam jedynie płomienie. Pobiegłam w drugą stronę, licząc na to, że znajdę klatkę schodową, jakieś inne wyjście. Biegłam ile sił w nogach, słyszałam jak za mną tłuką się żarówki, czułam jak marmur pod moimi stopami stopniowo pęka. Serce uderzało mi raz po raz w klatce piersiowej, szybko jak nigdy. Bałam się, że nie uda mi się uciec. Kawał korytarza, tuż pod moimi stopami się zapadł, złapałam się ostrej krawędzi, wisząc nad ciemną przepaścią. Słyszałam przerażające, zdesperowane krzyki. Chryste, Eve, obudź się. Obudź się. Ile sił wspinałam się na zimną posadzkę. Mocno podciągnęłam całe swoje ciało, próbując sobie wmówić, że to tak proste jak wychodzenie z basenu, kiedy woda cię popycha, kiedy próbujesz wyjść. To tylko sen, więc imaginacja, próba dorzucania swoich pięciu groszy powinna podziałać. Poraniłam swoje dłonie. Wczołgałam się z powrotem na podłogę i nie dałam sobie ani sekundy na odpoczynek, poderwałam się i biegłam dalej. Kątem oka widziałam, że za mną, na posadzkę wspinają się zwęglone ciała. Zaczęłam krzyczeć. Głośno, ile sił w płucach. Jeden… z ludzi? Miał zupełnie zwęglone mięśnie, ogień przeżarł jego prawie całą twarz, aż do czaszki. Był oklejony sadzą i wrzącą, lepką i gęstą krwią. Odpadła mu ręka. Staw był przepalony i po prostu odpadła. Zaraz potem pokruszyły się kolana, poległ na posadzce, ale po nim wchodzili kolejni. Po trupach. Szarpałam się z drzwiami, próbując sobie przypomnieć jakieś triki przy otwieraniu zamkniętych drzwi. Nie myślałam trzeźwo ani racjonalnie. Cała twarz mokra od łez. Nie mogę tu utknąć. Obudź się Eveline. Obudź się. Zamknęłam oczy w myślach modliłam się, żeby zaraz poderwać się na własnym łóżku. Nic z tego. Ale drzwi ustąpiły. Z przerażenia nie wpadłam na to, że może należy je popchnąć, nie ciągnąć, a może próbowałam obu sposobów? Sama już nie wiem. Zablokowałam za sobą drzwi, przekręcając klucz jaki w nich był po drugiej stronie. Klucz. Ktoś mi pomógł, otworzył mi je, żeby mi pomóc, po czym sam uciekł? Esme?
Uciekałam z krzykiem. Biegłam po klatce schodowej w dół. Na moje piętro, na moje piętro. Szybciutko. Na moje piętro. Wpadłam na korytarz. Potykałam się, cholernie roztrzęsiona. Szukałam swojego pokoju. Co za idiotyzm, przecież wiem gdzie mieszkam. Pokój 12, 13, 45? 535? Nic nie miało sensu. Takich pokoi nie było na tym piętrze. Gubiłam się. Krzyczałam zdesperowana, zapłakana. Kolejne kilka zakrętów i znalazłam. Ale łóżko nie było puste. Ja w nim spałam. Kurwa mać, Greenwood, obudź się! - usłyszałam głośne warknięcie.
Poderwałam się agresywnie na łóżku, łapiąc łapczywie głęboki oddech, gotowa zaraz z niego wyskoczyć. W łóżku. W moim łóżku. Wisiał nade mną policjant. Trzymał moją twarz w dłoniach. Spojrzałam na niego i pękłam. Zalałam się żałosnymi łzami i mocno do niego przytuliłam. Wręcz desperacko wbiłam paznokcie w jego ramiona okryte granatowym materiałem. Wręcz wczołgałam mu się na kolana i ciasno w niego wlepiłam, byleby uciec od tego co zobaczyłam i zapamiętałam z snu. Byleby poczuć się bezpiecznie. - Czy ja nie śpię? Błagam, powiedz, że już nie śpię - płakałam w jego szyję. Schował mnie w swoich ramionach, głaskał po skroni i włosach.
- Już dobrze. Nie śpisz. Obudziłem Cię w końcu - uszczypnął mnie lekko w ramię. Ale był poważny. Zbyt poważny. - Zmartwiłaś mnie. Trzęsłaś się jakbyś miała padaczkę. Spojrzenie zupełnie ci uciekło, nie reagowałaś na nic. Nie mogłem cię obudzić. Zgłoszę to na policji, może cię wezmą, albo przyprowadzą lekarza. Nie jest z tobą dobrze. Jeśli masz jakieś ataki to coś z tym trzeba zrobić. Ja się na tym niestety nie znam. Ale ci pomogę - głaskał mnie po włosach, delikatnie je przeczesując palcami. Odetchnęłam. Nic nie wiedział. Przy takich snach, nie dziwne, że moje ciało uwierzyło, że jest zagrożone, ale bez umysłu, nie mogło logicznie i świadomie się bronić.
Wciąż nie mogłam się uspokoić. Został ze mną. Prosiłam, aby przypilnował, żebym nie usnęła. Zagadywał mnie, neutralnie, jakieś historyjki z wyborem studiów, wtopy na imprezach, luźne rzeczy. Wyszedł z roli policjanta, a zaczął ze mną rozmawiać jak człowiek z człowiekiem.
Rano przyszedł Georg. Zastał mnie z... Tomem na rozmowie. Szatyn przyniósł mi śniadanie i kwiaty. Spojrzał ja mnie niepewnie i pytająco na gliniarza.
- Miałam koszmar. I to taki ciężki. Pomógł mi się obudzić. I uspokoić - wyjaśniałam - Poprosiłam, żeby został i nie dał mi już spać.
Mężczyzna się podniósł z krawędzi mojego łóżka. Kiwnął głową.
- Ale wróciła twoja pomoc, więc ja was zostawię skoro tak. Będę na korytarzu - poinformował i po prostu wyszedł, zerkając jeszcze na mnie, czy jest mi z tym w porządku.
- Kolejny sen? - zagaił kelner i usiadł tam, gdzie przed chwilą siedział glina. Sięgnęłam po kawę i syknęłam ciężko próbując unieść kubek. Spojrzałam na swoją dłoń. Była poraniona. Georg patrzył na mnie nie rozumiejąc. Spojrzałam na drugą dłoń. Mocne zarysowania. Bez tragedii, nie były poprzecinane, nie nadawało się to do szycia, nic strasznego, ale były zdecydowanie nacięte, zarysowane. Po tym jak się wspinałam. Zraniłam się podciągając się na ostrym fragmencie marmuru. Nad czarną przepaścią. Ale to był sen.
- Georg, skąd wiemy, że to co się dzieje jest naprawdę? Skąd wiemy, że to realia?
Patrzył na mnie jak na wariatkę. Pogłaskał moje kolano - Dobrze się czujesz?
- Nie. Nie wiem. Chyba nie? - patrzyłam mu w oczy. Dłonie mi się lekko roztrzęsły.
- Hej, co się z tobą dzieje, piękna?
- Musimy iść na piętro czwarte.
____________________
Jestem dumna z siebie. Piszę, potem wracam czytać, żeby nanieść poprawki i boję się czytać. Czy tylko ja tak mam? Może ja po prostu łatwo się boję?
Nelly
Ale świetny rozdział! Wiesz, że kocham creepypasty i wszystkie straszne, klimatyczne rzeczy. To jest chyba mój ulubiony rozdział! Sen Eve, ta akcja z Billem. Nadal mam ciary myśląc o tym zdjęciu w jego kieszeni. Może już być kolejny czwartek, please?
OdpowiedzUsuńKocham u <3
Ps. jak Ewelinka zdobywa sojuszników? rozkładając nogi. ba dum tss.
Kocham! :D I cieszę się! Strasznie się cieszę. I sama się czwartków doczekać nie mogę!
UsuńCu-do-wne. Sen Eve czyta się jak dobry thriller, mega obrazowo przedstawiony, oby więcej takich scen �� bardzo na plus te opisy z różnych perspektyw z klimatyczną pierwszoosobową narracją. Czekam na kolejny czwartek ��
OdpowiedzUsuńKK
A tyle co się marudziło, że jak to zmiana perspektyw? :D
UsuńO żeś kur...
OdpowiedzUsuńNie wiem, co napisać. Szczerze muszę przyznać, że to mnie totalnie zatkało. Nie zauważyłam nawet, kiedy rozdział się skończył, a ja siedziałam z rozdziawioną gębą i czekałam na więcej.
To jest MEGA!
Szkoda mi Billa, bardziej lubię jego niż Georga. No i trochę wkurza mnie Eve tym skakaniem od jednego do drugiego. Mam nadzieję jednak, że wreszcie się na któregoś zdecyduje.
Świetnie wyszło Ci opisanie snu. Bardzo realistycznie, chociaż wiadomo było, że to jest tylko sen.
Super, super, super!
Czekam na więcej!
Ugh, Eve naprawdę mnie denerwuje. Ale wątek z tym zdjęciem i opis snu - woah. Mam nadzieję (i tak), że ona się ogarnie albo ją zabiorą stamtąd, bo za dużo sama we wszystkim grzebie i miesza, tak, że może się wkopać w niezłe bagno i ja bardzo nie przepadam za takimi osobami. No i mega szkoda mi Billa. Ale czekam na następny rozdział. ^^
OdpowiedzUsuń