Zapraszam po przerwie!
_____Patrzyłem kobiecie w oczy, nie rozumiejąc. Zmarszczyłem brwi, kiedy ona przyglądała mi się z ciepłym uśmiechem. Była zupełnie rozluźniona. Poprawiała kosmyk włosów. — Zachowujesz się, jakbyś o mnie nie słyszał — mruknęła i zaśmiała się cicho. Jej śmiech, mimo, że delikatny i cichutki - i tak rozniósł się lekkim echem. Jej głos był kojący. Wpatrywałem się w nią jak w obrazek, zupełnie oczarowany. Poprawiła ręcznik, którym ją okryłem. Otuliła się nim nieco ciaśniej. Ponownie zwróciłem uwagę na jej dłonie. Naprawdę, nie widziałem nigdy tak delikatnych, ślicznych dłoni. Patrząc na tatuaże, musiałem się upewnić.
— Jesteś z Indii? — zapytałem, na co odpowiedziała mi promiennym uśmiechem.
— Jesteś innym mężczyzną, ale nie najlepiej łączysz fakty, Negan. Jestem z Indonezji. Przypłynęłam do Ameryki — zamilkła na chwilę — jakiś czas temu, razem z dużym przemytem i kryminalistą, który mnie pod tą taflą wody przetrzymał. Nie zgrywaj się. Krążę po tym hotelu i słyszę rozmowy, myśli, plany — mówiła miękko, półszeptem.
— Raja. — Patrzyłem wciąż na nią. — Znaczy, że śnię.
— Jeśli tak chcesz o tym myśleć — mruknęła z uśmiechem i odwróciła wzrok.
— Dzieciaki zastanawiają się jaki jest tego wszystkiego cel i czy może wiesz z czyjej winy tutaj tkwią.
— Wiem. Co noc, przed snem obydwoje się nad tym zastanawiają. Niepotrzebnie. — Machnęła ręką, żebym się nie przejmował.
Siedziałem w ciszy, zastanawiając się nad sytuacją. To ja do niej przyszedłem, ale to nie ja o tym zdecydowałem. Nie jestem medium, które ją przywołało. Nawet Sophie tego nie zrobiła. Raja sama przyznaje, że krąży i słucha. Prawdopodobnie od początku i to ona wybiera z kim rozmawia. — Chcesz o czymś ze mną porozmawiać? — zapytałem, patrząc w jej profil. Jej skóra, wciąż wilgotna, błyszczała delikatnie. Fascynowała mnie. Wyglądała bosko. Spojrzała na mnie zdumiona, a jej uśmiech nieco przygasł, tylko po to, żeby po chwili uśmiechnąć się jeszcze cieplej. Przyglądała mi się niepokojąco. — Co robisz?
— Zastanawiasz mnie. Próbuję się dowiedzieć dlaczego jesteś inny.
— Proponuję pytać — odpowiedziałem, niepewny swoich słów, ale i z uśmiechem. Szybko zmieniłem zdanie i sam chciałem zadać jej kilka pytań, żeby może odwrócić trochę jej uwagę i powstrzymać od wiercenia mi dziury w głowie swoim spojrzeniem. Dłuższą chwilę panowała dziwna cisza. W końcu wyrzuciłem z siebie pierwsze co przyszło mi do głowy, a zdawało się mieć jakiś sens. — Czujesz się samotna? — Patrzyłem jak jej twarz się zmienia, jak poważnieje. Teraz wyglądała jak grecka piękność rzeźbiona z marmuru. Jej śliczna twarz nie zdradzała żadnych emocji. Odwróciła spojrzenie, złapała brzegi swojej lekkiej sukni i bez zastanowienia rzuciła się w wodę. — Hej, przepraszam, jeśli — krzyknąłem w jej stronę, ale chwilę później spostrzegłem, że w basenie, na tafli wody unosi się tylko mokry ręcznik, którym ją okryłem. Ale po kobiecie ani śladu. — Raja? — zawołałem, rozglądałem się. Przetarłem twarz dłońmi i rozejrzałem się ponownie. Wstałem i ruszyłem w stronę hotelu. — Nie chciałem cię urazić. Przepraszam, jeśli to zrobiłem. — Szedłem korytarzem, mówiąc jakby sam do siebie, kiedy wpadłem na mokre ślady na dywanie. Podążałem nimi, nie patrząc za bardzo gdzie idę. — Wiem, że Eveline może z tobą rozmawiać, ale nigdy cię nie spotkała, prawda? Więc pomyślałem, że może tęsknisz za towarzystwem. Wiesz, ja nie mam nic przeciwko. Chętnie z tobą porozmawiam, wysłucham. Nie musiałaś uciekać — mówiłem, aż ślady się urwały. Musiała zdążyć się osuszyć. Może biegła.
— Chcesz mnie słuchać? — usłyszałem jej łagodny głos. Dochodził jakby zza mojej głowy. Przez chwilę bałem się odwrócić. Ale od kiedy wiem, że kobieta zna wszystkie myśli, uznałem, że nie mogę się obawiać. Zwłaszcza, kiedy mówi tak łagodnym, delikatnym tonem. Obróciłem się. Opierała się o okno, na drugim końcu korytarza. Uśmiechała się tajemniczo. — To ja wolałabym słuchać ciebie, jednak myślisz szeptem. Co chcesz przede mną ukryć? — zapytała i ponownie rozpłynęła się w przestrzeni. Znów usłyszałem ją za sobą. Obróciłem się, a ona stała tuż przy mnie. Wysoka, pewna siebie, wyprostowana i ledwo okryta. Zauważyłem, że pod przeźroczystymi warstwami materiału nic nie ma. Była naga. Zamknąłem oczy i przygryzłem wargę.
— Niczego nie chcę, nie potrzebuję ukrywać — odpowiedziałem, czując jak mnie okrąża. Unosił się za nią delikatny, przyjemny zapach. Owocowy z nutką bryzy. Pachniała jak plaża na bezludnej, ale niezwykle urodzajnej wyspie na środku oceanu. Poczułem chłód, a zaraz potem delikatny materiał muskający gdzieś niechcący moją dłoń.
— Twoje życie jest dość grzeczne. Okradłeś sąsiadów z kwiatów, ale tylko po to, żeby je podarować matce, hm? — zapytała, a w jej tonie wyczułem uśmiech. Mogłem zadać to pytanie. Mogłem zaskoczony spytać skąd wie, ale znałem odpowiedź. To ona zabrała mnie w wycieczkę po dzieciństwie i własnej młodości. To nie ja śniłem o swojej przeszłości, ale to ona przeglądała moje „akta”. Odetchnąłem ciężko, poddając się emocjom jakie mną teraz targały. Czułem się słaby, podatny i zdany na nią. Podświadomie wiedziałem, że walka nie ma najmniejszego sensu. Jestem gościem w jej części świata. Nie miałbym żadnych szans. — To było twoje największe przewinienie? — padło kolejne pytanie. Myślałem. Zastanawiałem się. Nie możliwym było, żeby tak drobna kradzież była najgorszym co w życiu zrobiłem, ale też nie przychodziło mi nic innego do głowy. — Dlaczego na mnie nie patrzysz? Chcesz mnie słuchać, jak Eveline, ale nie chcesz na mnie patrzeć. Jestem — ucichła na chwilkę — odrażająca? Odpychająca? — W jej tonie usłyszałem niepewność i jakiegoś przejęcie. Czułem, że stoi blisko.
— Nie, nie, nic takiego. Wręcz przeciwnie.
— To spójrz na mnie — upomniała się, dość stanowczo. Otworzyłem oczy i pilnowałem się, żeby patrzeć jej w oczy. Znów zacząłem się zastanawiać jakiego są koloru.
— Jestem paskudna, co? Jak wyglądam? — zapytała.
— Nie widzisz sama siebie? Nie widzisz własnego ciała? Odbicia? — pytałem niepewnie, bojąc się, że ponownie ucieknie. Odpowiedziała przecząco kiwając lekko głową. Nie byłem pewien, czy to nie podstęp i czy nie kłamie. Patrzyłem jej w oczy, niepewny co robić i mówić. — Jesteś jedną z najpiękniejszych kobiet, jakie widziałem.
Przyglądała mi się uważnie. — Jedną z kilku?
— Matka, zawsze jest najpiękniejsza i najlepsza. Potem była żona.
— Tęsknisz za nią?
— Bardzo.
Krążyła wokół mnie, patrząc podejrzliwie. — Jeśli jestem piękna, to dlaczego nie patrzyłeś? — rzuciła pytanie i zaczęła błądzić po korytarzu. Krążyła boso, bez celu, jak znudzone dziecko.
— Bo jesteś niezwykle piękna i naga. Twoje okrycie jest przeźroczyste jak najczystsza woda i lekkie niczym morska piana. To nieuprzejme się wgapiać, a jednak ciężko mi się powstrzymać.
Zaskoczona próbowała lepiej się okryć, ale nie wiele to wnosiło. Uśmiechnęła się w końcu. — Gentleman — mruknęła i uciekła w jeden z korytarzy. Próbowałem za nią podążać, ale droczyła się ze mną i kiedy tylko zdecydowałem się na jakiś zakręt, śmiała się z moich wyborów, jakby tuż za moim ramieniem. Zatrzymałem się w końcu i patrząc przez okno zauważyłem ją ponownie przy basenie. — Chcesz o czymś ze mną porozmawiać? — zapytałem ponownie.
— To ty mi powiedz. To ty mnie przywołałeś. Myślałeś o mnie, szukałeś informacji. Ja powinnam cię męczyć o to, czego ode mnie chcesz — odpowiedziała, a ja zupełnie się pogubiłem. Zapomniałem, że śnię i po co właściwie wdałem się w tą całą rozmowę. Chciałem już schodzić z powrotem na taras, żeby się dosiąść, kiedy Raja pojawiła się tuż przede mną. Podskoczyłem lekko.
— Przestraszyłam?
— Zaskoczyłaś. — Nie powstrzymałem małego uśmiechu. Uciekałem spojrzeniem przed jej długimi nogami, krągłymi biodrami, talią i jędrnymi, nagimi piersiami. Odchrząknąłem, próbując doprowadzić się do porządku. — Czy to ty próbowałaś mnie odciągać od pokoju na czwartym piętrze? — spojrzałem jej w oczy. Pokiwała lekko głową.
— Wszyscy się uparcie pchacie w to, co niebezpieczne. Powinniście przyjąć, że tamto piętro nie istnieje i go nie szukać — odpowiedziała spokojnie.
— To przez twojego męża, tak?
— Byłego męża. Śmierć jaką mi przyniósł, miała jeden pozytyw, a mianowicie rozerwała nasze przysięgi. Małżeństwo trwa, aż śmierć nie rozłączy. I dzięki bogu rozłączyła. Szkoda tylko, że utknęliśmy w jednym budynku — mówiąc snuła się powoli, centymetr nad posadzką. Szedłem za nią.
— Czy on wciąż cię jakoś nęka? Krzywdzi?
— Nie. Teraz tylko czeka na was. Myślę, że krzywdził wciąż Esme. To tylko dziecko, więc biegając po korytarzach musiała nie raz się zgubić i wpaść mu w ręce. Nie jestem jednak pewna. Nie widzę jej, ani nie słyszę. Wierzę jedynie w to, co czasem usłyszę od niego — mówiła smutno. Wróciliśmy nad basen. Zdawała się być przywiązana do tego miejsca.
— Dlaczego właściwie nie masz z nią kontaktu? Dlaczego jej nie widzisz?
— Widzisz, tutaj wszystko jest tak skomplikowane, jak żywi sobie nawet nie wyobrażają. Zależy do jak złych rzeczy człowiek się posunął. Można powiedzieć, że to swojego rodzaju czyściec i piekło.
— Co z niebem?
— Wiesz, to nie tak jak opisywano to w księgach i nie tak jak mówią o tym teorie. Niebem jest odrodzenie. To zupełny stan uniesienia i euforii, a potem powrót do was. Czyśćcem jest wszystko to, co jest po naszej stronie. Jest też piekło, bo od czyśćca może być tylko gorzej.
— Gdzie ty jesteś? — zapytałem patrząc na nią. Odpowiedziała smutnym uśmiechem.
— Najgorsze jest, że nigdy nie wiesz. Tutaj panuje jakaś hierarchia. Esme jest dzieckiem, nigdy nic godnego czyśćca nie zrobiła, więc plątała się tutaj tylko dlatego, że jest malcem, które nie wie jak powrócić. Moim zadaniem jako matki, jest jej w tym pomóc. Problem w tym, że ja… — zatrzymała się z dokończeniem zdania i westchnęła smutno. Dłonią kołysała taflą wody w basenie. — Podejrzewam, że godzenie się na to, co robił Terry, patrzenie na to jak zabija, jak niszczy ludzi, przez to, że się nie odezwałam i nie próbowałam go jakoś zatrzymywać… — Kobieta zaczęła cicho płakać. — Zapewne to kara za moją obojętność. Wylądowałam na innym stopniu, niż córka. Wystarczająco daleko, żeby nie mieć z nią żadnego kontaktu.
— Hej, w porządku. Nie płacz. — Ułożyłem dłoń na jej ramieniu. Było wilgotne i chłodne. Starałem się być delikatny, żeby jej nie przestraszyć. — Będzie dobrze. To czyściec, więc zapewne możesz wywalczyć swoje.
— Nie sądzę. Nie sądzę — ocierała policzki z łez. — Są stopnie. Esme zapewne była na pierwszym, bo jest niewiniątkiem. Nie wiem ile stopni i warstw tego bałaganu tutaj jest. Nikt nigdy się zapewne nie dowie, ale jeśli jestem w stanie czasem słyszeć Terrego, mam z nim jakiś kontakt, oznacza to tylko, że sama jestem blisko piekła.
— Jak ono wygląda?
— Nie wiem, skąd mam wiedzieć? — Poirytowała się. — Przecież go nie spytam, bo też nie aspiruję się z nim widywać, czy żeby tam koło niego siedzieć całą wieczność. Podejrzewam, że tragicznie i wyniszczająco. Wszyscy, którzy tam są, są raczej agresywni i zwyczajnie źli. Już tutaj, gdzie jestem jest mi ciężko. Wyobraź sobie wieczne życie, w którym jedyne co robisz to martwisz się o swoje dziecko, a jednocześnie nie możesz zapomnieć o tych wszystkich rzeczach, które mógłbyś zrobić inaczej, ale nie zrobiłeś. To udręka.
— Przepraszam.
— Za co? — spojrzała na mnie błyszczącymi, zaszklonymi oczami.
— Nie wiedziałem, że to tak wygląda. Na prawdę mi przykro. — Pogłaskałem delikatnie jej ramię. Ponownie ocierała policzki z łez. — Będzie dobrze, zobaczysz. Córka jest bezpieczna, teraz odnajdziesz sama siebie i się odkupisz. Wierzę w to.
— Powinieneś już iść. Niedługo poranek — rzuciła i wskoczyła do wody.
— Hej, hej, jeszcze jedno pytanie, ostatnie, obiecuję! Czy wiesz co się dzieje z Eveline? Nie wygląda najlepiej — rzuciłem szybko, patrząc piękności w oczy, ale ta zanurzając się już nic nie odpowiedziała. Rozpłynęła się na moich oczach. Została po niej odrobina piany i delikatna fala na tafli. Liczyłem, że teraz się obudzę. Cały sen był zupełnie świadomy, jedyny i pierwszy taki, jaki przeżyłem. Siedziałem na brzegu, mącąc zwierciadło wody dłonią i myślałem. Czułem jednak, że tracę kontrolę nad swoją głową. Myślałem, ale jednocześnie pod czaszką miałem pustkę. Rozglądałem się, niepewny tego, czy na pewno już odeszła. Wróciłem do hotelu, spacerowałem, szukając powodu dla którego wciąż śpię.
*
Tej nocy nie mogłem usnąć. Przewracałem się idiotycznie z boku na bok, nie mogąc znaleźć sobie miejsca. Zamykałem oczy, czekając na moment, aż mnie zabierze, ale ten moment nie przychodził. Po ostatniej nocnej rozmowie pojawiło mi się jedno duże pytanie, na które musiałem znać odpowiedź. Podniosłem się i podszedłem do okna. Żadnych imprez w pobliżu. Tylko prostytutki, czarne samochody i dilerzy. Nic nowego. Odwracając się moje spojrzenie utkwiło w drzwiach. Zastanawiałem się, czy mój ochroniarz może już śpi. Podszedłem do nich i przytuliłem ucho do drewna. Słuchałem. Stałem w ciszy, uważnie, kiedy usłyszałem ciche chrapanie. Nacisnąłem ostrożnie, powoli na klamkę, aż ustąpiła z cichutkim szczękiem. Zsunąłem kapcie, żeby upewnić się, że będę mógł przejść zupełnie niezauważalnie. Po cichutku, krok za krokiem, na palcach, zakradłem się do drzwi nieopodal. Nie mogłem pukać, bo bałem się, że obudzę funkcjonariusza. Stukałem więc lekko palcem. Raz, dwa, raz, dwa, trzy, cztery, pięć, sześć, raz, dwa, raz, dwa. Żadnej reakcji, po za tym, że glina mruknął pod nosem, ciaśniej objął się ramionami i prawie osunął się z krzesła, kiedy próbował się obrócić przez sen. Patrzyłem na niego sparaliżowany, czekając, upewniając się, że będzie spać dalej. Potem zastukałem ponownie. Usłyszałem ciche kroki. Georg otworzył drzwi. Wyglądał na zmęczonego, ale nie zaspanego.
— Co tutaj… — chciał zapytać, kiedy go uciszyłem szeptem i bez pytania wszedłem do jego pokoju.
— Nie mów głośno, bo obudzimy stróża.
— Bill, do cholery, czego ty chcesz o tej porze? — mruknął niemrawo, przecierając oczy. Nie wyglądał najlepiej. Zapomniał się golić, a koszulkę nosił chyba przez tydzień bez przerwy. Pokój pachniał intensywnie papierosami, trawą i alkoholem. — Nie wyglądasz najlepiej.
— Kto to mówi — mruknąłem z uśmiechem. — Nie chciałem chyba być sam. Nie mogę usnąć — mówiłem, kiedy on wyciągnął do mnie rękę z butelką wina. Usiedliśmy na łóżku, dzieląc się papierosami i alkoholem. Pytał o blizny na rękach, pytał o bezsenność, o Ryland'a, o to jak się czuję. I nic mi nie radził, nie diagnozował, ani nie szukał rozwiązań. Po prostu pytał i słuchał. Ja robiłem to samo.
— Jestem na nią zły. Na nią. Na siebie. Od tak pozwoliłem jej się mną bawić i od tak jak ostatni idiota tak szybko się zaangażowałem. Nonsens. Nie znałem jej zupełnie. I w normalnych okolicznościach byłoby to normalne, wiesz, tak po prostu się z kimś przespać, ale nie w momencie, kiedy zaczynam przy niej myśleć o rodzinie. Jak ostatni kretyn. Trzeba było ją przetrzymać i trochę poznać — mówił, a ja czułem jak moja głowa staje się cięższa. Oparłem ją o jego ramię. — Ale wyciągam z tego wnioski i jakąś naukę. Nie dam się wciągnąć w żadne inne gówno z nikim innym, jeśli kogoś po prostu nie znam. A zwłaszcza kobietom. Są przebiegłe — mruknął i przechylił butelkę do końca. Mruknąłem cicho pod nosem, na znak, że wciąż go słucham. Patrzyłem jak otwiera kolejną butelkę. Podsunął ją najpierw w moją stronę, częstując się.
Wypiliśmy wystarczająco dużo, żeby leżeć na łóżku wręcz bezwładnie, koło siebie, patrząc w sufit. Nie miałem sił, żeby drgnąć palcem i było mi z tym dobrze. Czułem się solidnie ogłuszony. Zniknęły wszelakie myśli, a wypowiadane słowa toczyły się po języku zupełnie samoistnie. Nie przejmowałem się. Przymknąłem oczy i cieszyłem się spokojem. — Dosypałeś czegoś do tego alkoholu? Czuję, jakbym się wtapiał w materac. Dawno się tak dobrze nie czułem. Jakbym nic nie ważył, ale też jednak ważył na tyle, żeby łóżko pożerało mnie jak ruchome piaski. Oznaczałoby to śmierć, jednak odpowiada mi to. — Język mi się plątał, ale mówiłem wszystko to, co chciałem powiedzieć. Georg zaśmiał się cicho.
— Paliłeś mojego skręta. Bardziej dla zdrowia, niż dla haju, więc pewnie ona cię tak rozluźniła. — odpowiedział, a w jego tonie wyczułem lekki uśmiech. Uniosłem się lekko na łokciach, żeby dopić kolejną butelkę. Runąłem z powrotem w miękką pościel, pozwalając szkłu wypaść mi z dłoni i upaść na podłogę z cichym brzdękiem. Panowała cisza. Bardzo długa, komfortowa cisza, aż poczułem, jak Georg się podnosi, ale nie wstaje. Czułem też, że jest bliżej. Potem poczułem na sobie spojrzenie. Leniwie uniosłem powieki. Opierał się na łokciu, tuż obok mnie i mi się przyglądał. Sam był pół przytomny. Przełamał milczenie. — Jest coś, co zawsze chciałeś zrobić, ale nie miałeś odwagi?
Patrzył na mnie, a ja patrzyłem na niego, zastanawiając się na odpowiedzią. Miałem wrażenie, że gapimy się na siebie jak w martwy punkt, trwając w jakimś zawieszeniu. Próbowałem sobie przypomnieć, czego zawsze chciałem od życia. — Chciałem kiedyś coś zaprojektować. Jakąś pedalską kolekcję szmatek, albo biżuterii.
— Kiedy brakło ci odwagi?
— Jak przyszło mi cokolwiek osiągnąć. Chyba — mruknąłem — bałem się, że nie będę wystarczająco dobry, że nie będzie wystarczająco dużo projektów, albo będą za drogie, za tanie, zbyt wymyślne, albo za mało kreatywne, nieoryginalne. Bałem się próbować, bo nie chciałem usłyszeć, że starania to nie wszystko. Bałem się rzucić pracę w hotelu, bojąc się, że nie znajdę innej „ot tak” i będę zdany na innych, stanę się kłopotem — mówiłem, bez zastanowienia — często się boję, często brakuje mi odwagi. A bar był wygodny, a docinki w twoją stronę łatwe.
— Spodziewałem się skoków nad przepaścią, albo ekstremalnych kolejek górskich — prychnął cicho, rozbawiony, aż robiły mu się zmarszczki wokół oczu.
— Przydałby ci się lifting, wiesz? Marszczysz się i starzejesz — dotknąłem delikatnie jego lekkich zmarszczek, przypominające rysy i otwarcie się z niego nabijałem.
— Jestem tylko rok starszy od ciebie, Bill — chciał się odgryźć.
— Ja o siebie dbam. Lifting, botoks, wszystko, byleby zachować młodość — śmiałem się.
— Żartujesz — mruknął. Odpowiedziałem uśmiechem. — Cóż, więc tobie przydałby się porządny obiad i godzina na siłowni kilka razy w tygodniu. Mięśnie ci zanikają — parsknął i dźgnął mnie palcem w mostek. Zaśmiałem się i uderzyłem pośpiesznie jego dłoń.
— Zazdrościsz — rzuciłem głupio, na co tylko się roześmiał. — A ty? Co chciałeś zrobić?
— Wybić tym policjantom zęby — odpowiedział, uśmiechając się szeroko. Przewróciłem oczami, rozbawiony, ale wiedziałem też, że mógłbym powiedzieć to samo. — Zawsze też chciałem zabrać cię na obiad. — Uśmiechnął się.
— Co cię powstrzymało?
— Stereotypy — mruknął i przeczesał palcami moje włosy. — Wiem, że zawsze widziałeś mnie jako takiego trochę przygłupa, który żyje tylko siłownią i jedyne co robi to kelneruje, a to nie wymaga żadnych większych zdolności. Może jeszcze podrywa klientów restauracji. W sumie to nie… Przepraszam. Nie wiem jak mnie widziałeś, ale tak widziałem to ja w swojej głowie. Postawiliśmy się w rolach, gdzie po prostu sobie dogryzamy i tyle. Głupio mi było proponować coś innego — zaśmiał się cicho i widziałem, że jest nieco skrępowany. Sam też nie wiedziałem jak zareagować.
— Nie widziałem cię jako przygłupa. Ale za kelnera, co tylko żyje siłownią i podrywaniem klientów — zaśmiałem się, próbując rozluźnić atmosferę. Szatyn przetarł leniwie twarz dłonią i ponownie na mnie spojrzał. Oczy mu błyszczały.
— I wciąż powinienem był cię na ten obiad zaprosić? A potem do kina?
— Może? Nie wiem. Może — mruknąłem nieco zakłopotany.
— Rumienisz się — zaśmiał się cicho i pogłaskał mój policzek. Czułem, jak łóżko mnie pożera, jak popadam w jakąś bezwładną otchłań, w której nie ma lęków. Sam spokój i jedynie przyjemne odczucia. Jakbym był wygłuszony na wszystko co negatywne. Policzki mi już płonęły. Georg pochylił się nade mną, zbliżył i ucałował moje czoło. Przymknąłem powieki oddychając z ulgą. Kolejny pocałunek poczułem na policzku. Czułem jak na mnie patrzy. Czułem, że jest coraz bliżej. Otulił mnie jego zapach, jego ciepło, a na końcu poczułem przyjemny ciężar jego ciała i bliskość. Muskał nosem mój policzek, aż mój oddech stał się nierówny. — To kolejna rzecz, której zawsze chciałem spróbować, ale się bałem — szepnął cicho. Czułem jego nierówny, ciepły oddech na swoich wargach. Pocałował mnie delikatnie, krótko. Sprawdzał moją reakcję. Nie stawiałem się, nie walczyłem. Poddałem się, więc pocałował mnie ponownie, a moje dłonie mimowolnie wspięły się po jego dłoniach, ramionach, aż po jego barki i kark. Przytuliłem go do siebie i pozwalałem sobie na odczuwanie fizycznej, żywej przyjemności. Nie równało się to z żadnym, choćby najbardziej realistycznym snem.
Z każdym kolejnym pocałunkiem rosła w nim jakaś pasja. Pożerał moje usta namiętnie, choć wciąż czule. Głaskał moje ciało, leniwie i roztargniony zaczął rozbierać nas oboje. Ja po prostu się temu poddałem i pozwoliłem się prowadzić. Nie miałem sił na nic więcej. Rozpływałem się w jego dłoniach. Przelewałem mu się przez palce, delikatnie odwzajemniając pocałunek, za każdym razem, kiedy jego wargi ponownie spotkały moje.
Nie widziałem niczego. Leżałem w nicości, ale wciąż było mi niebiańsko wygodnie. Słyszałem czyjeś kroki. — Ryland? — zawołałem przed siebie. Nagle jakby ktoś włączył światło. Otaczała mnie nieskończona, oślepiająca jasność. Czułem spokój.
— Cieszę się, że dajesz sobie szansę, Billy. Tak bardzo się cieszę, że wciąż masz jakieś marzenia. Wciąż potrafisz odczuwać przyjemność. — Usłyszałem jego cichy płacz. Nie przypominam sobie, żeby kiedyś przy mnie płakał. Teraz brzmiał na obezwładnionego i zniszczonego.
— Hej, gdzie jesteś? Pokaż się, proszę. Nie płacz i wyjaśnij mi proszę o czym mówisz — mówiłem łagodnie. Mówił, że się cieszy, ale pewien byłem, że myśli inaczej.
— Nie uciekaj, daj mu szansę. Pozwól się całować i dotykać. Zasługujesz na to, słońce. Pozwól mu się kochać, proszę. Zrobi to lepiej, niż ja. Billy, proszę — zawodził.
— Nie rozumiem, nic nie rozumiem. Komu mam dać szansę? Nikt nigdy nie będzie mnie kochał lepiej niż ty. Przestań bredzić.
— Wiem, że zaczniesz panikować, ale tego oboje potrzebujemy. Nie jestem w najlepszym miejscu, Billy. Przepraszam, nie mówiłem wszystkiego. Utknąłem tu, bo kiedyś popełniłem błąd. Straszny błąd. Przez niego przyszło mi umierać. Skrzywdziłem kiedyś i się nie przyznałem. Teraz nie zasługuję na miłość. Zasłużę, kiedy odpokutuję i wrócę na ziemię, ale teraz ty musisz żyć — mówił chaotycznie. Czułem, jakbym się topił. Opadał na dno jeziora, krztusił się wodą, ale nie mógł umrzeć. Machałem rękami, instynktownie próbując odbić się od dna, którego nie było. Tkwiłem w nicości.
— Kogo skrzywdziłeś? — zapytałem w tonącym bełkocie.
— Ciebie, Billy. Ciebie. Wybacz mi proszę i czerp przyjemność z życia.
— Ryland, przestań, nic mi nie zrobiłeś.
— Zrób tą kolekcję. Cokolwiek by to nie było, wybiegi pokochają twoje projekty, obiecuję. Podążaj za dobrym pragnieniem i marzeniami. Zrób to dla mnie proszę, jeśli tylko mnie kochasz. I wybacz mi, wybacz mi, Billy — jego głos się oddalał, a ja powoli unosiłem się na taflę wody. Kołysałem się na niej bezwiednie.
Rano obudziłem się z otępiającym bólem głowy, który na chwilę pozwolił mi myśleć, że naprawdę umarłem. Otworzyłem oczy, ujrzałem biały sufit i poderwałem się na łóżku, szybko się podnosząc i siadając. Serce tłukło się o płuca jak szalone. Zorientowałem się, że nie mam na sobie koszulki.
— Co ja narobiłem, co ja narobiłem! — przeklinałem pod nosem samego siebie.
— Mmm. — Usłyszałem koło siebie ciche mruknięcie. — Spokojnie, nic się nie wydarzyło, miałeś zły sen? Już wszystko w porządku. — Kelner się podniósł, żeby pogłaskać moje ramię, mówił łagodnie, kojąco, a ja zacząłem panikować. Serce biło nierówno, drżały mi dłonie, a zaraz za nimi całe ciało, razem z głosem. Do oczu napłynęły mi łzy, których nie kontrolowałem, potem pojawił się spłycony, nierówny oddech.
— M-m-muszę stąd iść — wyjąkałem, ledwo oddychając. Szatyn usiadł obok mnie i wziął moją twarz w dłonie. Patrzył mi w oczy.
— Oddychaj, spokojnie, głęboko oddychaj. Razem ze mną. Wdech, głęboko — prowadził mnie, robiąc to, o czym mówił — i wydech. Wdech. Wydech — instruował. Siedzieliśmy tak chwilę. Byłem w stanie w miarę spokojnie oddychać, ale nie potrafiłem opanować całej reszty. Georg sięgnął do pudełka na szafce nocnej, z którego wyciągnął starannie skręcone ziele. Wsunął skręta między wargi, odpalił, po czym oddał go mi. — Zapal. Pomoże. Uspokoisz się. Pomaga z lękami — mruknął zaspany i się lekko uśmiechnął. — To był tylko sen, a tu się nic nie działo, okej? Przytulić cię? — zapytał lekko i mnie zaskoczył. Kiwnąłem lekko głową na zgodę. Paliłem trawę drżącymi dłońmi i dałem mu się objąć. Usiadł blisko mnie i ciepło do siebie tulił. — Jak stąd wyjdziemy, to zabiorę cię na ten obiad. Albo sam go zrobię — mruknął i kołysał się lekko razem ze mną. Siedziałem patrząc martwo w jeden punkt, powoli się uspakajając. W myślach wciąż chciałem krzyczeć. Nic nie rozumiałem. Nic nie pamiętałem.
*
— Eveline, wszystko w porządku? Niepokoisz mnie. Martwię się, mała. — Granatowy stał po drugiej stronie zamkniętych drzwi łazienki. Pukał nerwowo, próbował wejść, ale zamknęłam je od środka. Nie czułam się dobrze. Znowu wymiotowałam. Stresowałam się, denerwowałam, a z nerwów na nowo zbierała mi się ślina w ustach, która kazała pochylić się nad toaletą. Klęczałam przy niej kolejny poranek. Wykończona przede wszystkim psychicznie, ale czułam, że powoli nie daje rady też moje ciało. Było mi słabo. Byłam roztrzęsiona, bezsilna, do tego intensywny ból głowy i żołądka. Nie miałam już czym wymiotować, więc wymiotowałam kwasami żołądkowymi. Pozostawiały głęboko gorzki, obrzydliwy smak na języku. Smak, który nie chciał odejść, bo czułam go też w przełyku i gardle. Przepłukałam usta wodą, ale to pomagało tylko na chwilę, tylko do kolejnego pokłonu w stronę toalety. Ułożyłam się na zimnych płytkach i próbowałam uspokoić oddech. Czułam się źle i wiedziałam, że Tom też mi tutaj w niczym nie pomoże. W rzyganiu nie było nic magicznego. Skronie miałam mokre od łez, które płynęły bezwładnie. Skupiałam się jedynie na tym, żeby się uspokoić, ale jego nerwowe monologi i pukanie w drzwi mi nie pomagało. Wystarczyło się odezwać. Krzyknąć, żeby się przymknął, albo rzeczywiście go wpuścić. Problem w tym, że naprawdę nie miałam już sił. Może zamykanie drzwi było błędem. — Eve? Eve, wszystko okej?
___
Nelly
Aaaa więc to jest czyściec! Mega ciekawy pomysł! I super hierarchia świata zmarłych, oryginalnie to wymyśliłaś!
OdpowiedzUsuńJa myślę że w tym całym "zadurzeniu Georga" to ten Ryland brał udział tylko po to, żeby Bill się nie zabijał. A może to on jest tym złym co zabijał przez wieki...hmmm...boże, chce kolejną część :D
Ewelinka to mi przypomina Frodo z ekranizacji LOTRa. Wiecznie się jej coś dzieje XD
Nadrobiłam! I jestem zachwycona :D
OdpowiedzUsuńCieszę się, sierotko <3
UsuńTen fragment z Billem i Georgiem tak mnie zaskoczył, że nie wiem, co napisać. Nie spodziewałam się tego i nigdy bym nie przypuszczała, że mogłabyś napisać coś takiego. Ale... podobało mi się i może widziałabym ich w przyszłości razem.
OdpowiedzUsuńJestem ciekawa, czy Raja była szczera z detektywem.
I co dzieje się z Eve? To też niepokojące.
chyba mam to do siebie, że nikt nigdy się niczego nie spodziewa haha <3
Usuń