2018/09/27

23. Kłamstwo


Dla D., 
który magicznie pojawił się w moim życiu, zabrał trochę czasu, ale wiele nauczył. Otworzył mi oczy i uwierzył we mnie bardziej, niż sama kiedykolwiek wierzyłam w siebie.
________

W hotelu było pusto i cicho. Nikt nas nie upomniał w związku z porą o jakiej wróciliśmy. Nikogo to też nie zainteresowało. Może zaufali, że Granatowy nie będzie chętny stracić pracę uciekając. Zapewne na utracie pracy by się nie skończyło. Zgaduję, że byłby też pościg, list gończy i może sąd, może więzienie. Wróciliśmy jednak. Oboje w lepszych humorach, zrelaksowani po wspólnym wieczorze. Po powrocie do pokoju, wzięliśmy wspólny prysznic. Poprosiłam go, żeby poszedł nam po coś do picia. Kiedy wyszedł w pierwszej kolejności sięgnęłam po telefon. Jedne z ostatnich kontaktów. Dzwoniłam do przyjaciela. Nie grałam o milion, ale na pewno czułam się jak w jakimś programie. Grałam o życie, mam kilka opcji, nie wiem co zrobić. Potrzebowałam tego koła ratunkowego. Odezwał się po chwili nawiązywania połączenia.
— Skarbie, pracuję, coś się dzieje? — mruknął cicho, troskliwie.
— Dzieje się, Dave. W cholerę się dzieje. Potrzebuję cię. — Wyszłam do łazienki i włączyłam wodę w zlewie. Gdyby Tom wrócił, to mam nadzieję, że mnie nie usłyszy. — David, to gruba akcja. Dzwoniłam do ciebie, że spałam z jednym, drugim, a teraz jeszcze trzecim. Uch, ale wiesz, ten trzeci to tak trochę poważniej się porobiło, jest dla mnie naprawdę dobry, ale kurwa mać, no. David, w ciąży jestem. Nie wiem z kim — rzuciłam w końcu, prawie szeptem. Słyszałam jak odchrząknął.
— Proszę mi wybaczyć, bardzo pilny telefon, ktoś z rodziny w szpitalu — wyjaśnił uprzejmie. Słyszałam kroki. Wychodził zapewne z jakiegoś spotkania. Szczęk zamykania drzwi. — Co ty pierdolisz, dziewczyno? Ja się po tobie spodziewałem żałosnej starej panny, która nawet kota nie może zaadoptować, a ty się wkręciłaś w dziecko?!
— David, to nie jest najlepszy czas na kazanie. Za późno, stało się. Piąty tydzień. Nie wiem co robić. To dziecko może nie być jego, on może go nie chcieć. To młody facet, nie jestem pewna, wiesz? Tyle co się poznaliśmy. Mogę usunąć, oddać do adopcji, mogę mu powiedzieć, ale nie jestem pewna czy chcę mu mówić, a jeśli nawet, to co jak okaże się, że to nie jego? Panikuję. David, do cholery, wkopałam się.
— Nie robię ci kazania, tylko się cieszę! W końcu ci się w życiu układa. Nie przejmuj się, czy jego, czy nie jego. Powiedz mu, bo jak ma uciec na słowo „dzieci”, to lepiej, żeby uciekł teraz, niż za kilka miesięcy jak się zorientuje, że rośniesz. Jeśli jest fanem dzieci i rodzinnym oportunistą to nawet nie zauważy, jeśli dziecko nie będzie jego. Nie ma co się spinać, moja droga. Dasz radę. A ja bardzo cię przepraszam, ale muszę wracać na to spotkanie. Rozmawiamy o grubych pieniądzach. Och, gratulacje, myszko! Będę wujkiem! — zaśmiał się radośnie, jeszcze bardziej mnie przygnębiając. — Do usłyszenia i napisz jaką decyzję podjęłaś. I nie mogę się doczekać baby shower. Odwiedzę cię niedługo i wszystko omówimy. Kocham cię i trzymaj się! — rzucił energicznie z uśmiechem, który słyszałam w jego tonie. Miałam ochotę płakać. Wyrwałam go z pracy, to dlatego nie chciał za bardzo słuchać i był głuchy na to, że dla mnie jest to jednak problem. Głęboki oddech i zadzwoniłam do Niny. Przyjaciółki. Usiadłam na zamkniętej toalecie i ponownie przedstawiłam problem. Nina siedziała w domu, na kanapie z kieliszkiem wina, jedząc wszystko co niezdrowe i oglądając beznadziejne horrory, więc poświęciła mi swoją uwagę. Pytała o detale, o każdego trzech mężczyzn. Starałam się wszystko jak najlepiej opisać i wyjaśnić. Zasypałam ją informacjami, w końcu w pełni mogłam się wygadać i wypłakać, starając się jednak robić to szybko, mając na uwadze, że Tom może w każdej chwili wrócić. Nina miała jedną odpowiedź na wszystko „Nie wiem, co mam ci powiedzieć, nie mam pojęcia co zrobiłabym na twoim miejscu, naprawdę nie wiem.” Współczuła mi i rozumiała problem. Mimo, że nie wniosła zbyt wiele, tak poczułam jakąś ulgę.
— Eve, wszystko w porządku? Przyniosłem gorące kakao — słyszałam wołanie stróża zza drzwi.
— W porządku, już idę! — zawołałam.
— Dba o ciebie, hm? — zapytała Nina.
— Nie mogę powiedzieć, że nie. Nie zmienia to faktu, że wciąż mnie to przerasta.
— Powiedz o tym swojej mamie. Może ona pomoże. Wierzę, że pomogłaby i teraz.
— Napiszę do niej. Dzięki, że poświęciłaś mi chwilę. Dziękuję, kocham cię — mruknęłam, ocierając łzy z policzków.
— Daj spokój, wiesz, że zawsze możesz zadzwonić. Kocham, trzymaj się i dzwoń częściej — odpowiedziała i się rozłączyła. Siedziałam chwilę, patrząc na sufit, próbując się uspokoić. Przemyłam twarz wodą, w końcu ją wyłączyłam i wyszłam.
— Dziękuję — rzuciłam, apropo kakao i dałam mu buziaka z uśmiechem.
— Martwisz mnie — powiedział znowu.
— Daj spokój. Jestem po prostu zmęczona. Długi dzień — westchnęłam siadając na łóżku. Upiłam spory łyk ciepłego napoju, odstawiłam kubek na szafce przy łóżku i zakopałam się w pościeli. — Dzwoniła moja przyjaciółka, dawno nie rozmawiałyśmy. Akurat miała wolny dzień to zadzwoniła na plotki. Nie jest mi najłatwiej z tym, że moi bliscy nie wiedzą gdzie jestem i co się dzieje. Nie mówiłam im, żeby ich nie martwić — wyjaśniałam, żeby go uspokoić. — Powinnam też napisać do swojej mamy.
Mruknął cicho pod nosem. — Ja też nikomu się nie chwaliłem. Powiedziałem jedynie rodzicom, że jestem strasznie pochłonięty pracą, żeby nie zechcieli mnie czasem zapraszać na obiadki. I to nie kłamstwo, ale wygodne nie mówienie całej prawdy — mówił nerwowo podśmiechując się pod nosem z tej całej sytuacji. Wylądował koło mnie w poduszkach i ciepło mnie objął. Ucałował w czoło. Siedzieliśmy w milczeniu, patrząc pusto w jeden punkt.

*

Każdy kolejny wieczór stopniowo wzbudzał we mnie jakąś niecierpliwość i ciekawość. Nie mogłem się doczekać, żeby ją ponownie spotkać, zobaczyć i poznać ją jeszcze bliżej. Była dla mnie łaskawa i brała mnie w swoje ramiona kiedy tylko zamykałem oczy. Witała mnie uśmiechem, żartem i gracją. Śmiała się, mówiąc, że starała się dla mnie ładnie ubrać, kiedy jej ciało pozostawało praktycznie nieokryte. Bawiła się falbanami z fal, które kołysały się i plątały między jej długimi nogami. Siedzieliśmy ponownie na dachu, patrząc w niebo i rozmawiając.
— Jak to jest, że obudziłem się znając język włoski? — pytałem, bawiąc się jej długimi włosami, które wilgotne kleiły się i plątały się między moimi palcami. Zaśmiała się cicho i ciepło w odpowiedzi.
— Wszystko jest gdzieś w nas zapisane, Negan. Myślałeś kiedyś o tym tak, że może już wszystko wiemy i posiedliśmy całą możliwą wiedzę, ale kiedy się rodzimy musimy sobie po prostu przypomnieć? W poprzednim życiu włoski był twoim językiem ojczystym. Żyłeś dobre kilkadziesiąt lat płynnie mówiąc, kłócąc się, poznając świat i kochając po włosku.
— Jak myślisz, jak stare są dusze? Jak powstały te pierwsze?
— Nie wiem — szepnęła. — Zapewne od pierwszych ludzi. Często o tym myślę, wiesz? Bo jeśli ludzi stworzył bóg, wtedy nic nie ma sensu. Był Adam i była Ewa. Nie miałabym pojęcia jak powstała trzecia dusza, która stała się ich dzieckiem, jeśli nie było nikogo, kto miałby się odrodzić. Jeśli bóg natchnął kolejne istnienia i on jest i decyduje kto gdzie idzie, to nie da się ukryć, byłby to naprawdę pracowity i zajęty gość. A przy tym ciekawym jest czy i ile dalej powstaje nowych, czystych dusz. Na jego miejscu przy takiej ilości ludzi to chyba bym już sobie odpuściła powoływanie nowych. Nowi oznaczają coraz więcej i więcej pracy. Ale jeśli wyszliśmy z ewolucji, to jestem w stanie to objąć rozumem. Nie wyewoluowało dwoje ludzi, ale cały gatunek, który jednocześnie się rozwijał, rozmnażał, ale i umierał. Więc pytanie ile lat ma najstarsza ludzka dusza sprowadza się do pytania w jakie stworzenie świata wierzysz — wyjaśniała.
— Opowiesz mi więcej o hotelu? Pokażesz mi wszystko?
— Jesteś ciekawy budynku, historii, czy mojego udziału?
— Wszystkiego — odpowiedziałem z uśmiechem.
I wtedy zobaczyłem wszystko. Sen się nie kończył. Zobaczyłem każdą osobę, którą zabiła, a razem z nimi wszystkie powody i złe rzeczy, jakich ludzie się dopuszczali. Widziałem ilu ludzi zabiły inne niespokojne dusze zamieszkałe hotel, w tym Terry. Dowiedziałem się, że imię Terry było czułym zdrobnieniem dla ironii, a rodzice nazywali go Terrance. Zabił więcej ludzi, niż chciałbym wierzyć. Nie każdego zabił bezpośrednio, ale każda broń jaką sprzedał i każda amunicja do niej oznaczała śmierć. Każdy gram narkotyku, każdy brudny pieniądz dołożony do rozwoju tego nieludzkiego biznesu. Poznałem wszystkie przyjaciółki Raji, każde z naszych poprzednich żyć jakie pamiętała, całą historię hotelu, wszystkich ukrytych przejść, tuneli, planów, sekretów i każdy plan B i C i D, a potem każdy kolejny. Wpuściła mnie do swojej głowy pozwalając zrozumieć jej emocje i motywy. Od początku pokazywała mi się naga, ale dopiero teraz była prawdziwie obnażona, do samej prawdy. Poznałem jej córkę i jej spojrzenie na Eveline i Toma. Lubiła ich i wspierała. Widziałem też jednak, że Raja miała duży udział w ich związku. Widziałem Eve zanim zamknięto hotel. Profesjonalna kobieta, z planami i celami. Skoncentrowana, decyzyjna i zaangażowana. Potem widziałem jak indonezyjska piękność popycha ludzi do siebie, kierując nimi jak marionetkami. Czasem wystarczył drobiazg, wystarczyło sprawić, żeby Eveline zwróciła uwagę na jakiś detal, uśmiech, zapach, dźwięk. Wystarczyło, żeby Bill się uśmiechnął, wystarczyło, żeby Georg danego dnia użył tych drugich perfum, bo tamte zapewne jej się bardziej spodobają. Raja popychała do drobnych, najdrobniejszych decyzji, które wpływały na cały bieg wydarzeń. To ona wpłynęła na odwagę Eveline, próbując sprawić, żeby dziewczyna się bawiła, korzystała z życia i wykorzystywała w jakiś sposób mężczyzn. Sprawiała, że dziewczyna robiła za nią coś, na co sama miała ochotę, ale fizycznie nie była do tego zdolna. Do spojrzeń, dotyku, uwodzenia i gier. Owijania sobie mężczyzn wokół palca. Greenwood robiła to za nią i Raja wierzyła, że oddaje jej przysługę. Zastanawiałem się co w naszej relacji jest prawdziwe. Nie zastanawiałem się długo, bo zaraz, niczym jakbym siedział w kinie, oglądałem siebie i Raję. Była rozczarowana, kiedy się opierałem w rozmowach z medium i nie do końca chciałem wierzyć. Przyglądała mi się, co wieczór próbując zaczepić ze mną rozmowę, siadając na brzegu mojego łóżka, mówiąc do mnie, zupełnie bez mojej reakcji, aż do dnia, w którym się poddałem i na nią otworzyłem. Patrzyłem jak moje ciało unosi się lekko nad pościel. Przeżyłem ponownie każdą z naszych rozmów i usłyszałem jej własne przemyślenia pełne niepewności i smutku, aż w końcu zobaczyłem zaufanie i ciepło. Przyjrzałem się bliżej. Otaczała mnie jasna aura. W rozmowach, w śnie, ale i kiedy widziałem się śpiącego w łóżku. Może była to czystość o której wspominała. — Wróć do Eveline, proszę — zburzyłem ciszę, przyglądając się wspomnieniom. — To ciekawe, bo obydwoje nie widzimy Esme. Widzę, że ona z nią rozmawiała, szła za nią, ale nie widzę dziewczynki.
— Oglądasz to, co widzę ja. Widzisz to, co ja widziałam i przeżyłam. Esme jest jak wytargana strona z książki. Są ślady, że była. Brakujący numer stron, postrzępiony, nierówny kawałeczek, ale brak treści.
— Może jesteś w stanie porozmawiać z Eve, może pozwoli ci spojrzeć na historię jej oczami. Mogłabyś ją zobaczyć ponownie — zaproponowałem.
— To nie jest konieczne, kochany — uśmiechnęła się lekko. — Moja córka wróciła już na ziemię.
— Jak to?
— Pomogłam jej. Spełniłam swój matczyny obowiązek i wkrótce ponownie ją zobaczę.

*

Stałem przy łóżku. Widziałem swoje śpiące ciało i ją, ale coś było inaczej. Nie spała wtulona w pościel. Dryfowała kilka centymetrów nad nią, szarpiąc się niespokojnie. Sama musiała śnić. Okalało ją delikatne światło, kumulujące się przy biodrach, ale jednocześnie spowijała ją coraz gęstsza i ciemniejsza mgła. Wpadłem w panikę. Bałem się, że może ten psychopata z czwartego piętra próbuje jej coś zrobić, może próbuje ją zabić, zabrać. Sięgnąłem do jej ciała, próbowałem obudzić, lekko potrząsając za ramiona. Patrzyłem na jej twarz uśpioną, ale niepokojąco pozbawioną emocji. — Eve? Eve, słyszysz mnie? Nie wiem jak ci pomóc — mówiłem żałośnie, nawoływałem, przeklinając po raz kolejny, pod nosem, że nigdy mnie do takich sytuacji nie przygotowywano. Pogłaskałem delikatnie jej policzek. Przyglądając się jej, zauważyłem, że niepokojąca mgła, czy ten gęsty dym, wychodzi prosto od niej. Jej skóra zaczęła iskrzyć, po czym w jednej chwili zapłonęła. Sparzyłem sobie dłonie. Odskoczyłem z sykiem, patrząc na nią przerażony. Miałem łzy w oczach. Nic nie rozumiałem. Próbowałem gasić ją kocami, pościelą, nie mogąc jej jednak porządnie złapać w dłonie. Byłem duszą, jedną nogą po za światem. Nie mogłem zrobić nic. Zdenerwowany, po chwili zauważyłem jednak, że nic jej się nie dzieje. Jej skóra płonie, ale jej nie krzywdzi. Języki ognia głaskały i otulały całe jej ciało. Podszedłem czując skwar. Próbowałem ponownie dotknąć ramienia. Ponownie przypiekłem sobie dłoń. Stałem nad nią i zaczynałem się domyślać co się dzieje. Nikt jej nie krzywdzi i nikt jej nie opętał. To jej serce i jej podświadomość zbudowała przede mną mur, którego nie mogę przebić. Patrzyłem jak dym gęstnieje tuż przed moim nosem. Nie rozumiałem jednak dlaczego ta bariera była jej potrzebna. Jestem jej stróżem, jej oporą i opiekunem. Według jakichś posranych teorii i medium. To mi, jak nikomu innemu powinna ufać i się mnie nie bać. Chyba, że popełniłem błąd, coś zrobiłem źle i to zaufanie zachwiałem. Czułem jak serce mi pęka. Nie dlatego, że się przede mną broni, ale dlatego, że to ja ją najwidoczniej zawiodłem.
Chciałem się upewnić, że moje podejrzenia są prawdziwe. Odsunąłem się, wróciłem na swoją stronę łóżka. Patrzyłem jak ogień łagodnieje, aż zaczyna przygasać. Sięgnąłem dłonią w stronę swojego ciała, licząc, że w ten sposób się obudzę.
— Zaczekaj! — Usłyszałem znajome wołanie. Rozejrzałem się. Nic. Nikt. — Boi się.
— Słucham? Dlaczego się boi? Nie ma czego się bać. Ze mną jest bezpieczna — odpowiedziałem, dalej się rozglądając.
— Nie ufa twoim uczuciom. Nie wie nic o twoim zaangażowaniu i prawdziwych pragnieniach. Boi się, że chcesz rozwijać karierę, wolisz cieszyć się młodością, niż zakładać rodzinę. Boi się, że ją zostawisz. — Usłyszałem jakby z oddali. Domyśliłem się z kim rozmawiam.
— Raja — mruknąłem pod nosem. — Nie rozumiem — odpowiedziałem. Kobieta nie odezwała się już ani słowem. Stałem w milczeniu, patrząc w punkt, analizując sytuację. Patrzyłem na nią i światło które od niej promieniowało. Kumulowało się i błyszczało coraz jaśniej przy jej biodrach. Po chwili patrzenia, ponownie okryła się dymem, który dusił jej blask. Rozchyliłem wargi, kiedy do mnie dotarło. Była w ciąży. Chyba. Ukrywała to przede mną.

*

Rano, kiedy zauważył, że go przy nim nie ma, szybko wyszedł z pokoju i pukał do jego drzwi, pytając, czy cokolwiek zrobił źle. Przytulając policzek do drewnianej bariery przepraszał, nie wiedząc za co. Był zdesperowany. Przy nim obok czuł się swobodniej, częściej się uśmiechał i miał powody do uśmiechu. Polubił go i się bardzo o niego martwił. Bał się, bo nie chciał go tracić. — Proszę cię, otwórz, wpuść mnie, pogadajmy, proszę. Wyjaśnij mi co się stało? Skrzywdziłem cię? — pytał z żalem i smutkiem w głosie.
— Ja przepraszam, to ja przepraszam, Georg — chłopak odpowiadał głosem maniaka, powtarzając jedno zdanie kilka razy, za każdym razem jeszcze bardziej nerwowo. Krążył po pokoju w tą i z powrotem, coraz szybciej. Wplótł palce we włosy i nerwowo je ciągnął, licząc, że jego myśli zmienią bieg. — Musisz dać mi spokój. To ja krzywdzę, po prostu odejdź. Zostaw mnie, Georg.
— Billy… — barman przyrzekłby, że za szatyn zabrzmiał, jak jego ukochany. — Nie zamykaj się, proszę. Nie chcę cię zostawiać. Jesteś samotny. Ja o tym wiem, a wiesz, ja też jestem sam. Nie pogarszajmy sytuacji. Potrzebujesz mnie w tej chwili. Oboje o tym wiemy. Tak samo jak było ci lżej, kiedy obudziłeś się ze snu płacząc. Mogłeś się przytulić. Teraz też możesz. Otwórz, pomogę ci — prosił, przekonywał.
— Nie, nie, nie — za drzwiami rozbrzmiał żałosny szloch i ciche szuranie. Chłopak osunął się po ścianie na podłogę. Skulił się, próbując przełknąć emocje, które nimi targały. Poddawał się. — Ja tak nie mogę — ledwo mówił, raz po raz pociągając nosem i próbując złapać nierówny, płytki oddech. — Przepraszam, że dałem ci jakiekolwiek nadzieje, nie powinienem do ciebie chodzić, ani zostawać. Nie powinienem był rozmawiać, gotować… — ponownie zaniósł się płaczem. Był dorosłym mężczyzną, zrujnowanym psychicznie do tego stopnia, że siedział skulony na podłodze, płacząc jak dziecko. Nie potrafił się już pozbierać.
— Billy proszę, otwórz. Proszę — ponownie, głos, który nie należał do kelnera. Głos, który wprowadzał go w obłęd.

*

Obudziłem się nerwowo. Skończyłem sen przekonującym uczuciem spadania. Poderwałem się na łóżku, chowając zaraz twarz w dłoniach. Syknąłem czując ból. Spojrzałem na swoje dłonie. Były zaczerwienione i piekły. Były lekko poparzone. Patrzyłem na nie z niedowierzaniem.
— Zły sen? — mruknęła cicho, łagodnie, wciąż wtulona w poduszkę. Przypomniałem sobie co widziałem. Spojrzałem na nią. Też nie wyglądała najlepiej. Czułem jak narasta we mnie napięcie, od którego wręcz robi mi się niedobrze. Obserwowałem ją. Uśmiechnęła się lekko, jakby przepraszająco i uciekła spojrzeniem. — Nie patrz tak na mnie, tylko się zbieraj i załatw nam śniadanie. Kawa ci dobrze zrobi — pogłaskała mnie po ramieniu, podniosła się i ucałowała mój policzek. Nie zastanawiając się zbyt wiele, kiwnąłem głową i wstałem, żeby się ubrać.
— Jaką ty chcesz? Tą co zawsze?
— Wolałabym chyba herbatę, wiesz? Może zieloną. Też nie spałam najlepiej, to może ukoi nerwy — mówiła z lekkim uśmiechem, a we mnie rósł niepokój i pojawiały się kolejne podejrzenia. Odpowiedziałem jednak podobnym uśmiechem i pochyliłem się nad nią, żeby ucałować ją w czoło. Rozpromieniała nieco, ale opuściła spojrzenie. Ubrałem się, poszedłem do łazienki, gdzie przemyłem twarz i pozwoliłem sobie się nieco zastanowić. Odetchnąłem głęboko, przymykając powieki. — Wszystko w porządku? — jej głos był przepełniony troską. Stała w drzwiach łazienki, opierając się o framugę.

*

Zmartwił mnie. Nie wyglądał dobrze. Był blady i wyglądał na zmęczonego, spłoszonego. Coś się nie zgadzało.
— Ty mi powiedz. Miałem sen. Wywnioskowałem z niego, że jest coś, co przede mną ukrywasz. — Spojrzał na mnie, a ja zgasłam. Coś podejrzewał.
— Co masz na myśli? Co ci się śniło? — Podeszłam bliżej, chciałam pogłaskać jego dłoń, ale ją nerwowo cofnął. Przez chwilę czułam się sparaliżowana. Nie chciał, żebym go dotykała. Dlaczego? Bo wie? Może wie i się mną brzydzi? Jest zły?
— Eveline, w śnie rozmawiałem… zapewne z Rają. Twierdzi, że boisz się mi o czymś powiedzieć. Ale ty wiesz, że możesz na mnie liczyć prawda? — Patrzył mi w oczy widocznie szukając prawdy. Czułam jak robi mi się słabo. Przed chwilą się przede mną cofnął, teraz mówi o tym, że mogę na nim polegać. Przez chwilę już chciałam mu powiedzieć, ale te słowa grzęzły mi w gardle. Kiwnęłam jedynie głową. Twierdząco. Wiem, że mogę na nim polegać. Teoretycznie. W pewnym zakresie jestem tego pewna. Oddech mi się spłycił, a dłonie roztrzęsły. Ujął delikatnie moją twarz w dłonie i patrzył mi głęboko w oczy. — Jesteś w ciąży, Eve?
— Nie — wyrzuciłam szybko, nerwowo, już w połowie jego pytania. Skłamałam. Sama nie wiedziałam dlaczego. Byłam na siebie wściekła. Zawiodłam samą siebie. Spytał. Wystarczyło powiedzieć prawdę. Sama jednak negowałam ten fakt. Wciąż nie wiedziałam co z tą ciążą zrobię. Patrzył na mnie podejrzliwie.
— Raja twierdzi inaczej. Mówiła coś o zakładaniu rodziny, że boisz się, że ja szukam i chcę czegoś kompletnie innego. Eve, powiedz mi prawdę — uniósł ton, sam zrobił się nerwowy. Mnie podniosło się ciśnienie.
— Ufasz jej czy mi? — Jego naleganiem poczułam się przyparta do ściany, więc panikowałam. Krzyknęłam i zapewne bym tego żałowała, ale odpowiedział mi równie nerwowo.
— Nie wiem komu mogę ufać, Eveline! Siedzimy w hotelu, gdzie co jakiś czas muszę cię ratować, myśleć co robić, bo nie wiem co się dzieje, a kiedy pytam co się dzieje, nie chcesz mi mówić prawdy, do cholery!
— Nic nie musisz! — odkrzyknęłam z łzami w oczach. — Jeśli żałujesz to następnym razem tego nie rób! Poradzę sobie!
— Przestań! Nie chciałaś nawet rozmawiać z lekarzem, kiedy byłem obok. Schowałaś papiery, nie chciałaś, żebym szedł z tobą do apteki, chowasz się, izolujesz. Chcę po prostu wiedzieć, bo wiesz, nawet chyba bym się ucieszył. Dlaczego mi nie ufasz? Kiedy cię zawiodłem? — pytał, twierdził, że cieszyłby się z dziecka, ale mówił nerwowo. Nie mogłam mu teraz uwierzyć. — Czy my będziemy mieli dziecko, Eve?
— Nie. Powiedziałam, że nie — rzuciłam, zaraz zalewając się łzami. Westchnął ciężko i opuścił wzrok. Staliśmy chwilę w niewygodnej ciszy.
— Przepraszam. Nie powinienem był unosić tonu. Przepraszam. — Uspokajał oddech, nie patrzył na mnie. Przetarł nerwowo twarz dłońmi i syknął. Zauważyłam jak wyglądają jego dłonie.
— Co ci się stało? — zapytałam przez łzy, próbując się uspokoić.
— To nie ważne — mruknął. — Pójdę po to śniadanie.

*

Zagroziłem, że wywarze drzwi. Wtedy mi otworzył. Był zmęczony, miał sińce pod oczami, zapłakane policzki i poranione ciało. Wziąłem tą wiotką istotę w ramiona i ciasno do siebie przytuliłem. Chciałem, bardzo chciałem, żeby czuł się przy mnie bezpiecznie i dobrze. Staliśmy w drzwiach, gdzie go kołysałem lekko z boku na bok, pozwalając mu płakać. Głaskałem po włosach. Po dłuższej chwili przeniosłem go do łóżka. Położyłem się z nim, ani na chwilę się nie odsuwając. Milczałem, bo czułem, że słowa są niepotrzebne, a mogą jedynie zaszkodzić. Zastanawiałem się, dlaczego mnie tak do siebie nagle przyciągnął. Był męski, ale jednocześnie tak drobny i kruchy. Sprawiał, że chciałem się o niego troszczyć i dbać. I za każdym razem czułem się beznadziejnie, kiedy mi nie wychodziło. Był urokliwy. Na jego uśmiech musiałem pracować, ale był tego warty. Ocierałem łzy z jego delikatnej twarzy. Bywał kobiecy. Miał ciepłe spojrzenie. Musiało być bezcenne, kiedy patrzyło na kogoś z miłością. A teraz gasł mi w ramionach, kiedy ja uparcie starałem się pilnować, żeby chociaż gdzieś ta jego chęć do życia się tliła. Ucichł, a jego twarz zastygła. Patrzył pusto w sufit, bez mrugnięcia okiem. — Zależy mi na tobie — szepnąłem cicho. Przymknął powieki. Kolejna samotna łza potoczyła się po jego skroni. — Lubisz mnie, Billy? — zapytałem. Odpowiedział delikatnie, twierdząco kiwając głową. Przypominał mi małe, pokrzywdzone dziecko, które jedyne czego potrzebowało, to dużej dawki miłości i opieki. — I ja lubię ciebie. Jestem przy tobie. Nie czujesz się przy mnie trochę lepiej? — pytałem ostrożnie. Otworzył oczy i spojrzał na mnie.
— Przepraszam — wyszeptał zachrypniętym głosem.
— W porządku, to też jest w porządku. — Głaskałem jego włosy. — Jutro będzie lepszy dzień. A każdy kolejny łatwiejszy. Pomogę ci i się postaram, żeby tak było — przytuliłem go ciaśniej. Kołysałem.

*

Patrzyłem w nicość. Życie stało się niczym. Obdarłem się z resztek chęci i motywacji na dalsze życie. Co jakąś chwilę jego twarz przypominała twarz Rylanda. Szatyn chciał mnie kochać. Wiedziałem, że chce mnie mieć i chce być blisko. Kiedy widywałem w nim swoją miłość, byłem chętny mu się oddać i pozwolić sobie pomóc, jednak zaraz po chwili zaczynałem siebie nienawidzić, przypominając sobie, że realia nie są prawdą. Więcej prawdy jest w śnie, niż w mojej relacji z Georgiem. Był symulacją miłości, czasem wyglądającą jak ta właściwa. Czułem, że tracę grunt pod nogami, razem ze swoimi zmysłami. Kiedy zamykałem oczy, na jego ciele czułem Jego zapach. Przytulałem się mocniej. Słyszałem Jego głos, kiedy mówił, że mu zależy. Potem otwierałem oczy i byłem ponownie i ponownie rozczarowany, a zaraz potem rozżalony. To Georgowi na mnie zależało, choć głos nie był jego. Nie potrafiłem tego odwzajemnić. Nie byłem w stanie. Było mi go żal i już robiło mi się przykro, kiedy ponownie zobaczyłem w nim Rylanda. Patrzył na mnie z niesamowitą troską. — Pocałuj mnie — mruknąłem, dotykając opuszkami jego twarzy.
— Jesteś pewien? — upewniał się, ale kiwnąłem głową na zgodę. Miękkie wargi, delikatnie muskały moje, zanim złączyły się w czułym pocałunku, przepełnionym tęsknotą. Smakował tak samo jak pamiętałem. Zanurzyłem się w uczuciu. Całował powoli, leniwie, delektując się chwilą. Odwzajemniałem, zatracając się w słodkim złudzeniu. Kiedy się odsunąłem, widziałem już Georga. I powrócił żal, nienawiść i złość. Mieszam mu w głowie, bo sam jestem pogubiony. Daję nadzieję. Jestem złym człowiekiem i nie zasłużyłem na jego uwagę.
— Przepraszam, przepraszam, przepraszam — powtarzałem jak w transie, dusząc się z nerwów i nie panując nad łzami. Przytulił mnie mocniej.
— W porządku. To ja przepraszam — odpowiedział, kołysząc mnie w swoich ramionach. — Wszystko w porządku, spokojnie… Spokojnie, Billy — mruczał kojąco. Przymknąłem powieki, już nie czułem się rozdarty. Byłem przekonany, że jestem złym człowiekiem i nie myślę trzeźwo, ale wiedziałem też czego chcę. Postanowiłem po to sięgnąć.

____
Nelly