2018/06/14

17. Raja


Zabrakło mi czasu w tygodniu! Pochłonęła mnie potrzeba oglądania sagi Zmierzchu i spotykania się z ludźmi, którzy są ważni, czytają, wspierają, a dawno ich nie widziałam : ) 

Zapraszam na dzisiejszy rozdział. Zbliżamy się ku końcowi, moi drodzy.
______

Mężczyzna nie był pewien czego szuka, ani czego się spodziewać. Nie był pewien, czy powinien próbować się z kimś, lub czymś kontaktować, czy modlić się do Boga o opiekę. Bił się z własnymi myślami, zastanawiając się, czy jego uczucia, są rzeczywiście jego, czy może jednak wynikają z wpływów ludzi z którymi rozmawia, historiami, których słuchał i rzeczami, które widział i poznał. Korytarz wydawał się zimny, może nieco wrogi i niepokojący, ale jednocześnie niczym się nie wyróżniał i wyglądał zupełnie zwyczajnie. Wyprostował się i szedł swobodnie, rozglądając się. Szukał pokoju, przy której Tom znalazł Eveline. Zwracał też uwagę na kamery. Wszystkie zdawały się działać, patrząc po malutkich, świecących światełkach kontrolnych. Jeden zakręt i drugi, zaraz potem kolejny, kiedy zauważył, że wrócił w to samo miejsce. Zatrzymał się, nie rozumiejąc. Na planie piętra nie widniała żadna pętla i niemożliwym było, żeby idąc zatoczył jakieś koło. Opcji było kilka. Albo wcale nie zrobił koła i znalazł się w miejscu gdzie wszystko jest po prostu, omylnie takie samo, albo to co widzi, to jakaś iluzja. Szedł dalej przed siebie, zwracając uwagę na numery pokoi. — Nie chciałbym mącić spokoju, ani naruszać czyjąś prywatność, ale czy ktoś tutaj jest? — pytał, jakby sam siebie, ale patrząc na wszystko co go otacza z nadzieją. Odpowiedziała mu cisza pośród ścian. Kiedy już znów miał ruszyć przed siebie, poczuł jednak na karku chłodny powiew. Odczucie było wyraźne i momentalnie wywołało gęsią skórkę na całym jego ciele. Zmarszczył brwi obracając się za siebie.
Błądził, co jakiś czas ponownie tworząc pętlę, jednak w końcu trafił do drzwi na końcu korytarza. Przyglądał się dywanowi, kącikowi, w który Eve się wcześniej wcisnęła, sprawdzał też widok za oknem, każde z drzwi w pobliżu, ale żadnych nie otwierał. Podszedł do tych ostatnich i delikatnie zapukał w drewno, czekając na jakąś odpowiedź. Cisza. — Czy mogę wejść? — Padło jego pytanie. Nie był pewny. To już moment, w którym powinien móc wejść, czy może rzeczywiście powinien czekać? Sięgał w stronę klamki, kiedy usłyszał wyraźny, kobiecy szept, wprost do jego ucha, żałośnie powtarzający „uciekaj”. Na korytarzu zrobiło się znacznie zimniej. Negan cofnął dłoń. — W porządku, w porządku, nie wejdę. Wszystko w porządku. Gdzie jesteś? — pytał, próbując rozpoznać skąd mógł dochodzić szept, a przy tym zachować zimną krew. Kolejne, cichutkie, zdesperowane prośby „uciekaj!”. Nie rozumiał dlaczego miałby uciekać. Aż zgiął się w pół od uderzenia, które przyszło znikąd, a zaraz potem poczuł na skórze mocny podmuch zimnego powietrza. Zrobiło mu się ciemno przed oczami. Podniósł się na tyle szybko, na ile mógł. Chciał czym prędzej dotrzeć do wyjścia na klatkę schodową. Za sobą słyszał kłótnię kobiety z mężczyzną, dochodzącą zza drzwi w które pukał. Odwrócił się, zastanawiając się, czy może nie powinien tam po prostu wejść. Wyprostował się ponownie, rozmasował obolałe miejsce i szybko, pewnym krokiem ruszył w stronę drzwi, żarliwie się modląc w myślach. Zaczął biec, dobiegł, nacisnął za klamkę i wpadł od pomieszczenia. Zobaczył krew na pościeli, obite ściany, poczuł zupełną duchotę i ślady po ogniu. Wyglądało, jakby nikt nigdy tutaj w pełni nie posprzątał. Poczuł, że brakuje mu powietrza i coraz trudniej mu się oddycha. „Uciekaj, głupi uciekaj, bo on cię zabije!” — usłyszał zdesperowany krzyk jakby zewsząd. Głos kobiety, przerażony i rozdzierający, przesycony bólem otoczył go z każdej strony. Szybkie pytanie do samego siebie. Narażać się, bo wszystko brzmi niemożliwie i ma jakieś zwidy, czy uciekać jak tchórz? Czuł, jak brakuje mu tlenu. Dusił się i słabł. Wyszedł więc i starał się biec. Czuł, że coś go pcha przed siebie, a jednocześnie, że rzeczywiście powinien biec, bo coś go goni. Coś ciężkiego, naładowanego nienawiścią i agresją. Nim się spostrzegł wylądował na klatce schodowej, a drzwi za nim zatrzasnęły się z hukiem. Oddychał nierówno, ciężko. Czuł swój własny przyśpieszony puls w całym ciele. Słyszał własne serce, które w pośpiechu, przerażone pompowało krew. Detektyw szybko wrócił na piętro do reszty, cały czas próbując zrozumieć co zaszło, a przede wszystkim próbując się uspokoić.

Całą noc nie spał, szukając wskazówek w własnych aktach, zasobach policyjnych, ale też w internecie. Robił dużo notatek. Szukał wyjaśnień. Rano pukał już do drzwi Greenwood. Drzwi otworzył granatowy, ale zaraz go wyminął i skierował się do dziewczyny.
— Możemy porozmawiać? Byłem na czwartym piętrze. Tam gdzie Tom cię znalazł — zapytał. Eveline nie wyglądała najlepiej. Jej cera była poszarzała, miała podkrążone oczy, popękane naczynka. Wyglądała na zmęczoną. — Sypiasz w ogóle? — zadał kolejne pytanie, na co czarnowłosa skinęła tylko głową.
— Usiądź. — Wskazała mu miejsce, gotowa go wysłuchać.
— Wszedłem go pokoju na końcu korytarza. Słyszałem kobietę, która non stop powtarzała mi, żebym uciekał. Coś mnie zaatakowało — mówiąc spojrzał na ochroniarza — coś mnie uderzyło. W pokoju na końcu wygląda, że nikt nie sprzątał. Krew, ślady po ogniu, bałagan, wszystko jakby się miało zaraz rozsypać, duchota do tego stopnia, że zaczynałem się dusić. Brakowało mi powietrza. Nie mam pojęcia jak to wyjaśnić.
Dziewczyna zmarszczyła brwi. — To pewnie Raja, próbowała cię uchronić — mówiła i zamyśliła się — a tak swoją drogą, to ten pokój, jak wyglądały meble? Były nowoczesne?
— Nie jestem pewien, ale na pewno nie był to standard jaki mamy tutaj. Były starsze, to na pewno. Niektóre elementy rzeźbione. Nie znam się.
Eveline pokiwała głową z niedowierzaniem — Pokój musiał się zachować w stanie jakim był od początku.
— Dlaczego tam nie posprzątano — Negan myślał głośno.
— Zapewne dlatego, że Terry im na to nie pozwalał. Jest agresywny. I to pewnie on ciebie zaatakował. Tak jak i mnie. On ją zabił.
— O czym ty mówisz?
— Raja opowiedziała mi o wszystkim w śnie.

*

Sam nie wiem kiedy usnąłem z policzkiem przytulonym do framugi okna. Wróciłem na łóżko, żeby okryć się ciepłym kocem. Odetchnąłem cicho. Obijało mi się w głowie „bo cię lubię”, które powiedział Negan. To miłe z jego strony, ale też skrajnie desperackie. To za wiele nie zmienia. Nie znam go. Miło, że mnie lubi, ale prawdą było, że będzie musiał się ze mną pożegnać. Jak to mówią — jeśli kochasz, pozwolisz odejść. Myślę, że to odnosi się również do prostej sympatii. Obróciłem się nosem w stronę ściany, przyglądałem się drobnym nierównościom i zarysowaniom na gładkiej powierzchni. Nie potrafiłem skupić się na niczym, po za marzeniami o tym, co będzie, kiedy już odejdę. Chciałem porozważać słowa detektywa, ale twarz ukochanego wciąż pojawiała mi się w myślach, jak i przed oczami. Wygrywał tą bitwę. Przymknąłem powieki z uśmiechem pod nosem.

Biegł przede mną rozbawiony, śmiejąc się ze mnie. Potknął się na krawężniku i upadł komicznie, prawie łamiąc rękę, do w pierwszej kolejności chronił aparat, a potem siebie. Wytykałem mu to dość często, jednocześnie się z niego śmiejąc. — Jestem ciekawy czy na czarnym rynku to aparat jest droższy, czy twoja ręka? Nie uważasz na siebie — mówiąc śmiałem się w najlepsze, pomagając mu się podnieść.
— Nie mów tak o moim maleństwie. Jest bezcenny — rozbawiony, krótko, choć czule mnie pocałował. Sposób w jaki patrzył mi w oczy zawsze mnie rozczulał. Dałem mu buziaka i poszliśmy na lody. Splótł palce swojej dłoni z moimi. Szedł ze mną za rękę, szczęśliwy. Będąc razem widziałem nas jak takie dwa promienne słoneczka. Praktycznie nigdy się nie kłóciliśmy, a jeden od drugiego czerpał energię, ale też ją oddawał, bo główną uwagę skupialiśmy na sobie nawzajem. Szliśmy w stronę parku. Non stop robił mi zdjęcia, do tego momentu, aż czułem się nieswojo, a z poczucia zażenowania zaczynałem się śmiać i próbowałem go powstrzymać. Twierdził, że wtedy na zdjęciach wychodzę najbardziej uroczo, bo właśnie wtedy mój uśmiech jest najbardziej szczery, taki, jaki on kochał. Nie lubił, kiedy jakkolwiek próbowałem się ustawiać przed jego obiektywem. Lubił mnie takiego, jakim jestem na co dzień. Prowokował mnie do bycia sobą. Żyjąc na wspomnieniach i snach, miałem poczucie, że każdego dnia nasza relacja się rozwija. Gdyby tutaj był i poprosił mnie o rękę to bez zawahania bym się zgodził. Ale go tutaj nie ma i do tego nigdy nie dojdzie. Westchnąłem cicho pod nosem, kiedy pojawił się tuż koło mnie i objął mnie ciepło.
— Hej, co oglądasz? — zapytał wesoło, radośnie, a ja spojrzałem na niego i poczułem się zdezorientowany. Musiałem usnąć przy tych wspominkach. Wtuliłem nos w jego szyję i teraz zauważyłem, że siedzimy na kanapie w przytulnym domku.
— Wspominałem trochę.
— Co takiego?
— Nas.
— Nas? — zapytał powtarzając, a ja jedynie kiwnąłem głową.
— Wspominałem dawne czasy.
— Skupmy się na tworzeniu nowych wspomnień. Dawne zdają się być dla ciebie przygnębiające, hm? — Pogłaskał mój policzek.
— Wiesz, że chciałbym tworzyć nowe wspomnienia. Wiesz o tym. Ale wiesz też, czego to by wymagało.
— To nie są wymagania. To ty jesteś wymagający, bo wierzysz, że nie można inaczej. Nie trzeba niczego kończyć, żeby coś kontynuować, a nawet zacząć coś nowego.
— Ryland, wiemy oboje bardzo dobrze, że nieważne co się robi, to z czasem napotyka się pewną barierę, gdzie nie można już się rozwijać, bo nie ma na to warunków. To ten moment. Chciałbym już więcej. A nie mam nawet jak o to prosić.
— Jak nie masz? Jestem tutaj i zawsze możemy razem pobyć i możesz mnie prosić o co tylko chcesz.
— Nie chcę „pobywać”, ale chciałbym być. Chciałbym móc mieć, tworzyć kiedyś z tobą jakąś rodzinę, mieć psa i dom, sam nie wiem. Chciałbym robić to, co robią inni — mówiłem, na co Ryland zamarł. No tak. Sam niedawno odkrył, że nie żyje. Teraz ja ponownie uświadamiam mu, że obydwoje rzeczywiście nigdy nie dostaniemy tego, co mają inni, bo sam kiedyś postanowił ze sobą skończyć. Szybko próbowałem to uratować. — Wiem, że to nie jest coś, co możesz mi tak po prostu dać i nie winię cię za to. Chciałbym tylko tyle, tylko to, na co nas oboje stać. I to nie coś, co ty możesz mi dać, ale coś, po co ja sam mogę sięgnąć. Musiałbyś mi tylko pozwolić — mruczałem mu w szyję, prosząc się o śmierć. Nie czułem się też z tym najlepiej. Wiedziałem, że on żałuje, a ja go teraz naciskam, powracam do tematu i nie daję spokoju, a przy tym nie proszę o pierdołę. Proszę o pozwolenie na śmierć.
— Chcesz ze mną być, tak? Chcesz zawsze mieć mnie przy sobie? — zapytał po chwili namysłu. Kiwnąłem głową potwierdzając.
— Daj mi trochę czasu. Zobaczę, co mogę zrobić. Daj mi odrobinę czasu. Proszę — mówiąc patrzył mi w oczy i ucałował moje czoło.
— Coraz trudniej mi o tą cierpliwość, zwłaszcza, że rozwiązanie jest tak proste.
— Wiem, Billy, wiem. Ale zrób to dla mnie.

*

Zostaliśmy sami. Negan wyszedł, widocznie przejęty, próbując ogarnąć umysłem naszą rozmowę. Domyślałam się co przechodzi. Sama nie dowierzałam w całą sytuację, niejednokrotnie myśląc już, że może to wszystko jest snem, z którego nagle się obudzę i pójdę po nim na jakąś terapię. Wtuliłam się w Toma zamyślona. Coraz częściej miałam ochotę przestać rozmawiać nawet i z nim. I rzeczywiście coraz mniej rozmawialiśmy, ale nie wpływało to na nas w żaden sposób, bo jeśli wierzyć tym wszystkim pokręconym teoriom, to znamy się od tysięcy lat, dlatego też rozumiemy się bez słów. Patrzył na mnie zatroskanym spojrzeniem, które pytało, czy wszystko okej. Nie wiem, czy wszystko okej. Budzę się po jakichś koszmarnych wycieczkach i wymiotuję, tracę apetyt i czuję się przemęczona. Westchnęłam cicho i w końcu się odezwałam.
— Myślisz, że Raja ma na mnie jakiś większy wpływ? Skoro w snach jest w stanie po nocach robić ze mną co jej się podoba, pokazywać mi, co chce mi pokazać i daje mi odczuć, to co ona czuła, to myślisz, że ma nade mną jakąś władzę?
— Myślę, że przez to, co poznajesz i widzisz, twój organizm i umysł już sam reaguje tak, a nie inaczej, jeśli o to pytasz.
Zamyśliłam się na krótką chwilę. — Nie wiem jak jej pomóc, ani czego chce. Uznała, że zajmę się jej dzieckiem i je ochronię, tak? Ustaliliśmy to, przy czym ja Esme już nie spotykam. Stwierdziła, co miała stwierdzić, więc dlaczego wciąż z nią rozmawiam? Sophie twierdzi, że trzeba być otwartym, tak? A myślisz, że ja mogę się teraz jakoś zamknąć? Pomogłam chyba, na tyle ile mogłam. Może mogę już zakończyć ten seans, po prostu powiedzieć do widzenia, jak na tablicy ouija.
— Nie wiem, skarbie. Może powinnaś porozmawiać o tym z medium? Myślę, że ona ma jednak większe doświadczenie i wiedzę w temacie. Ja nie jestem w stanie, a nawet nie chcę ci tutaj nic doradzać, bo nie wiem jak to mogłoby się skończyć, a też nie chciałbym cię narażać w jakikolwiek sposób. — Mówiąc głaskał mnie po boku. — Ale rozumiem to, że chcesz uciekać. Chciałbym pomóc, ale czuję, że nie mam jak. Przyjechałem tutaj, żeby pomóc, a wiem, że zawodzę. Ani ci nie ułatwiam życia, ani nie pomagam; nie wyglądasz najlepiej... Widzę, że czujesz się coraz gorzej, a mnie chyba kończą się opcje — mówił spuszczając głowę i drapiąc się po zaroście. Czuł się niezręcznie i zwyczajnie źle. Wszyscy czuli się źle i coraz gorzej, trochę się od siebie „zarażając” i nawet taki stróż, który w ostateczności sam ratował atmosferę żartami i poczuciem humoru, tak nawet i on miewał gorsze dni.
— Tom, wiesz, że to nie jest twoja wina. Mamy ograniczone możliwości i trochę związane ręce. Robisz co możesz i robisz to najlepiej jak możesz. To jest wystarczające. Nic więcej nie możesz, ani nie musisz robić. — Patrzyłam mu w oczy. — Przeczekamy to i stąd wyjdziemy. Negan uznał, że sam chce się otworzyć i z nią porozmawiać. Może odwróci jej uwagę ode mnie, może będzie łatwiej. A ja jeszcze porozmawiam z medium. Może jest coś, co ja rzeczywiście mogę zrobić, po za byciem sierotą i zdawaniem się na ciebie — mówiłam z uśmiechem, próbując podnieść go na duchu. — Boję się tylko, że ona ma jakąś kontrolę, albo coś, czego ja nie zauważam, jakiś detal, który może zignorowałam, a jest istotny i pomógłby nam wszystkim. Ty zrobiłeś wszystko co mogłeś, za co wiesz, że jestem ci cholernie wdzięczna. Cieszę się, że cię mam, ale teraz może moja kolej, żeby nam pomóc, bo myślę, że trzeba być kamieniem i oporą dla siebie nawzajem, wiesz? Nie tylko w jedną stronę. Więc może po prostu to przeczekaj, a ratuj wtedy, kiedy zacznę płonąć — zaśmiałam się kończąc wypowiedź i przytuliłam się mocniej. Granatowy pokiwał głową, lekko rozbawiony i zaczął bawić się moimi włosami, bez słowa. Wiedziałam, że godzi się na to, co właśnie powiedziałam. Nie musiał mi tego mówić. Wiedziałam, że mi zaufa.

Późnym wieczorem, kiedy mój funkcjonariusz usnął, ja przeszłam się po korytarzu, kilka drzwi dalej, żeby zapukać do pokoju White. Otworzyła mi po chwili i lekko podskoczyła na mój widok. Może rzeczywiście nie wyglądałam najlepiej, albo wyglądałam gorzej, niż sama potrafiłam sobie przyznać. Po chwili wpuściła mnie z bladym uśmiechem. Jest z nami tak krótki okres czasu, a już jej uśmiech blednie? Rozumiem, że nie każdy musi być ze stali, ale spodziewałam się chyba większej wytrzymałości. Po przywitaniu i krótkiej rozmowie o niczym, pod tytułem „jak się czujesz, czy wszystko w porządku?”, przeszłam do konkretów.
— Jak urwać kontakt? Da się to jakoś zakończyć? Mogę się jakoś zamknąć? Wyłączyć te swoje medium-możliwości? — zaatakowałam serią pytań, na co kobieta zareagowała jakby zaskoczona.
— Dlaczego chcesz się zamknąć? Możesz też wtedy nieco stracić, tak na płaszczyźnie emocjonalnej… — próbowała kontynuować, kiedy jej przerwałam.
— Masz na myśli, bycie rozchwianą, smutną i osłabioną? Sophie, ja się rano budzę z wymiotami w przełyku, po tym co oglądam w nocy. Jeśli zamknięcie się na cały ten bałagan oznacza nie tylko skończenie rozmów z drugą stroną, ale też zmniejszenie intensywności tego emocjonalnego bigosu, to ja chętnie skorzystam.
— Eve, mam na myśli porozumienie z Tomem. Nie wiesz na ile z waszego związku to coś co stworzyliście sami z siebie, a ile z tego wynika z wpływów z przeszłości, która wynikają z tego, że oboje jesteście otwarci.
— Nie takie było moje pytanie. I nasz związek, to naprawdę nasza sprawa. Poradzimy sobie. Pytam o to, czy da się to wszystko jakoś skończyć.
— Nie powinnaś. Naprawdę.
— Chryste, nie utrudniaj mi jeszcze bardziej, proszę. Znasz odpowiedź, czy nie? — zaczęłam się irytować.
— Jeśli się zamkniesz, możesz też nie zauważyć nadchodzącego niebezpieczeństwa. Raja może się wściec. Miałaś jej pomóc, a zamkniesz jej drzwi przed nosem, a jeśli dana dusza potrafiła cię fizycznie skrzywdzić, to nie zdziwiłabym się, gdyby i Raja potrafiła wyważyć tą blokadę, którą chciałabyś jej postawić, po czym wróciłaby zezłoszczona, urażona i pokrzywdzona. I kierowałaby tą złość może nawet nie tylko w ciebie, ale w to, co dla ciebie najważniejsze. Na przykład w Toma. Nie ryzykuj — mówiła spokojnie, patrząc na mnie uważnie. Schowałam twarz w dłoniach, odetchnęłam głośno, a po chwili poczułam jak całe moje ciało zalewa poczucie bezradności. Usiadłam i chowając twarz w dłoniach zaczęłam zalewać się łzami i nie potrafiłam przestać.
— Chcę stąd wyjść. Chce stąd po prostu wyjść — płakałam żałośnie, zanosząc się łzami, oddychając nierównomiernie i płytko. Dziewczyna ułożyła dłoń na moim ramieniu, żeby najwyraźniej dodać mi otuchy, ale zamarła patrząc na mnie, jakby zobaczyła Bazyliszka. — Co?! Co tym razem?! — uniosłam ton i spojrzałam na nią zaszklonymi oczami.
— Wyjdziecie stąd. Już niedługo. Zobaczysz — wydukała, cofnęła rękę i odwróciła wzrok.
— Dlaczego tak się zachowujesz? Zobaczyłaś coś? Usłyszałaś? Ktoś coś ci powiedział? Skąd właściwie możesz wiedzieć co będzie?
Kobieta odchrząknęła cicho i mówiła patrząc wszędzie, ale nie na mnie. — Po świecie krąży wiele dusz, a te słyszą i widzą więcej niż my, a ja się z nimi kontaktuję, więc mam jako takie informacje z pierwszej ręki. Tak jak też było na przykład z atakami terrorystycznymi. Zmarły podejrzał, posłyszał jakie są plany z terrorystycznej strony, plotka po drugim świecie się rozeszła, ci którzy chcieli się odkupić, robiąc coś dobrego, próbowali ostrzegać, więc i ja się o tym dowiedziałam i „przewidziałam” co się wydarzy, powołując się na swoje zaufanie do drugiej strony. Ostrzegałam biały dom, rząd, ale nikt nie brał mnie na poważnie.
— Co zobaczyłaś przed chwilą? Dotknęłaś mnie i widziałam, że patrzysz na mnie inaczej. Powiedz mi.
— Wolałabym, żebyś już jednak poszła, przepraszam, nie czuję się najlepiej. — Unikała wyjaśnień.
— Do cholery powiedz mi, chyba powinnam wiedzieć! — uniosłam się i nalegałam.
— Przepraszam — mruknęła, wciąż na mnie nie patrząc i otworzyła mi drzwi.

*

Leżałem w łóżku i powtarzałem sobie to, co powiedziała mi Eveline. Po prostu muszę się otworzyć. Jak? Jak to się robi? Mam sobie coś powiedzieć? Coś powinienem zrobić? Dziewczyna twierdziła, że to przychodzi naturalnie, na własny sposób. A to znaczy tyle, że nic nie znaczy i wiadomo tyle, że nic nie wiadomo. Leżałem i patrząc w sufit powtarzałem sobie „Raja, chciałbym z tobą porozmawiać”. Wierzyłem, że ona, jako pierwotna właścicielka całego przybytku, będzie wiedzieć i widzieć najwięcej. Oczywiście jeśli tylko Eve się nie myli. Zamknąłem oczy i powtarzałem dalej, ale w myślach. Próbowałem sam siebie przekonać, że kobieta mnie usłyszy i odwzajemni moje chęci.

Byłem w swoim starym mieszkaniu. Było puste, chłodne. Zupełnie tak, kiedy straciłem swoją żonę. Po tym jak odeszła, przez dłuższy czas czułem, jakby cała radość z życia zupełnie prysła. Potem odwiedziłem nasz mały ogródek, w którym wszystko już zwiędło. Kucnąłem, żeby dotknąć róży, o które tak lubiła dbać. Miałem wtedy do siebie ogromny żal, że nie utrzymałem tych kwiatów przy życiu, zachowując coś, co mogłoby mi cały czas o niej przypominać, a nie byłoby martwe. Nie znałem się jednak na kwiatach, a po pogrzebie uciekałem do ludzi, nauki, żeby odreagować i odwrócić własną uwagę, nie zauważając jak czerwone płatki opadają, a łodyżki drewnieją. Kolejnym punktem wycieczki była sala wykładowa. Widziałem przed sobą swoich uczniów. Niektórzy z nich spali, inni uśmiechali się pod nosem, kiedy wtrącałem żarty między poważną wiedzę dotyczącą kryminalistyki i podstaw psychologii. Za mną widniała duża, zapisana tablica z mnóstwem pojęć, planów, różnorakich notatek. Z tyłu klasy zauważyłem jedną osobę więcej. Kobietę, której z swoich zajęć nie pamiętałem. Spojrzałem na swoje biurko. Wszystko zdawało się być stare i zniszczone. Widziałem swój kącik, gdzie piłem kawę z resztą wykładowców. Swoje mieszkanie na studiach, swoje byłe dziewczyny. Kościół, który odwiedzałem za dzieciaka. Miałem poczucie, że całe życie przelatuje mi powoli przed oczami, co kazało mi myśleć, że może w tej chwili właśnie powoli umieram. Dzień matki i wykradanie tulipana z ogrodu sąsiadów, żeby go podarować mamie, ale w finale dostawałem tylko szlaban i upomnienie, że nie wolno od tak sobie kwiatów zrywać z cudzego ogrodu. Matka tłumaczyła mi, że nawet jeśli coś jest na wyciągnięcie ręki i wydaje się błahe tak jak kwiatki, w dalszym ciągu nie wolno czyjejś własności naruszyć. Sąsiedzi pochylali się nad maleńkim ziarenkiem, na ich kawałku ziemi i dokładali wszelkich starań, żeby dostać najpiękniejsze kwiaty, które podziwiali, pijąc poranną kawę. Cofnąłem się do dzieciństwa, po czym powróciłem do hotelu. Siedziałem na brzegu basenu, kołysząc stopami pod wodą. Była czysta i przyjemnie chłodna. Niebo było czarne. Księżyc zdawał się być w zaćmieniu, więc było naprawdę ciemno, ale zaskakująco nie budziło to we mnie żadnych negatywnych emocji. Nie myślałem o niczym konkretnym. Byłem spokojny i rozluźniony, kiedy uniosłem wzrok i na drugim brzegu, na przeciwko siebie zobaczyłem prześliczną kobietę, siedzącą i moczącą stopy zupełnie jak ja. Ona jednak była cała przemoczona. Podniosłem się i ruszyłem w jej stronę.
— Wszystko w porządku? Jesteś cała przemoknięta. Jestem detektywem, pomagam tutaj — uciąłem, sięgając na ręcznik, rzucony niedbale na jeden z leżaków, nieopodal — okryję cię, bo zmarzniesz. — Podszedłem bliżej i otuliłem materiałem jej ramiona. Wyglądała na roztrzęsioną. Byłem na tyle blisko, że mogłem się jej nieco przyjrzeć. Miała ciemniejszą skórę, opaloną. Od razu zwróciłem uwagę na dłonie. Były smukłe, z długimi palcami, wszystkie ozdobione tatuażami, które prowadziły od kosteczek, przez całą dłoń, nadgarstek i do połowy przedramienia. Przypominały tatuaże, jakie zdobią dłonie kobiet wychodzących za mąż w Indiach. Mocno zdobiące i bogate w detale, przypominające momentami biżuterię. Była szczupła. Krągła w odpowiednich miejscach. Mimo, że była przemoczona, miała makijaż, wyraźnie podkreślający spojrzenie. A spojrzenie to było wyjątkowe. Nie byłem w stanie zgadnąć, czy jej oczy są zielone, szare, czy brązowe. Były też głębokie i w pewien sposób wciągające. Fascynowały. Szerszy, ale zgrabny nosek i pełne wargi. Całą twarz okalały jej ciemne, zupełnie czarne włosy, gęste, błyszczące i długie aż do pasa. Ubrana była w lekki materiał. Nie znam się na modzie, więc nie byłem pewien co to było, ale było na tyle delikatne, że jej ciało było zupełnie odkryte, mimo, że warstw cienkiego materiału było wiele. Była nim otoczona i otulona niczym lekką pianą, jakie tworzą fale. Przypominało to troszkę jakiś delikatny szlafrok. Powoli usiadłem obok, zaintrygowany. Zauważyłem, że jej stopy i kostki zdobią podobne tatuaże jak i te, które zdobią jej dłonie. — Jestem Negan. Co tutaj robisz tak późno?
— Wiem. — Uśmiechnęła się lekko, spoglądając mi w oczy. — Dobrze cię w końcu spotkać — dodała i zamilkła na dłuższą chwilę — tutaj umarłam.

____
Nelly

2 komentarze:

  1. Rozdział bardzo ciekawy, że aż nie wiem, co mam napisać. Dużo nowości, dużo akcji i nie mogę się już doczekać, co Raja przygotowała dla Nagana. Szkoda, że Sophie nie powiedziała Eve, co takiego zobaczyła, bardzo mnie ciekawi jej wizja. Piszesz, że niedługo koniec, więc mam nadzieję, że będzie jakaś kontynuacja. :)
    Bardzo mnie Intryguje Bill. Kurde, żeby tylko jednak nie popełnił samobójstwa, bo to chyba będzie najgorsza rzecz. :/

    OdpowiedzUsuń
  2. O kurcze, ale się porobiło.
    Niech ten Ryland powstrzyma Billa! Martwi mnie co mogła zobaczyć Sophie. Może wyjątkowo brutalną śmierć Eve...
    Bardzo fajnie opisałaś neganowe wizje. Ciekawe czego się dowie od Rajy.
    Czekam na kolejny rozdział.

    OdpowiedzUsuń