2018/06/07

16. Ostatnia prośba


Dla Ann.
Za czytanie i wyłapywanie błędów.
Za bycie przyjacielem, który słucha.
Za nieustanną pomoc. 
Za to, że jest.
____

Śniły mi się rzeczy, historie, które przyprawiały mnie o mdłości. Raja co noc przedstawiała mi fragment swojej historii i swojego beznadziejnego związku. Każda z sennych wycieczek nie tylko pokazywała mi jej przeszłość, ale też dała odczuć wszystko, co czuła. Również emocjonalnie. Budziłam się więc zmęczona, roztrzęsiona i zapłakana, nie mogąc zapanować nad własnym oddechem, ale jednak cieszyłam się, bo wiedziałam, że to tylko sny. Nie musiałam się zastanawiać czy wciąż śnię, czy też nie. Nie działa mi się też żadna krzywda. Byłam tylko i wyłącznie tragicznym obserwatorem. Jej mąż, Terry, z tego co rozumiałam, przynależał do jednego z najpotężniejszych gangów w ich czasach, a co więcej, był szefem. Morderstwa i kradzieże były na porządku dziennym. Czasem kogoś porywano, brano za zakładnika, przepytywano, okaleczano, a Raja głównie przytakiwała. Poznali się, kiedy on wyruszył do Azji, dobić nielegalnych interesów. Rozprowadzał broń i ciężkie narkotyki, aż w końcu handlował ludzkimi organami na czarnym rynku, z ludzi, których eliminował na swojej drodze. Kobieta twierdziła, że był to jeden z najniebezpieczniejszych ludzi, ale kiedy go spotkała po raz pierwszy, nie miała o tym pojęcia. Było to dokładnie w Indonezji, na jednej z wysp. Mieszkała tam z rodziną, była ostatnim z dzieci, które wciąż mieszkało z rodzicami. Ledwo co skończyła nastoletni etap swojego życia. W jednym z snów pokazywała mi swój dom i swoje dzieciństwo i młodość. Poprzez wspomnienia opowiadała o tym jak lubiła malować, tworzyć, ale rodzice ją wyganiali do "zwykłej" pracy, powtarzając, że malując nie zapewni sobie stabilnego życia. Porzuciła więc pasje i pracowała w kilku miejscach na raz. Jednego, późnego wieczoru, do jednego z klubów wszedł on, kiedy Raja zajmowała się nalewaniem piwa i polewaniem miejscowej wódki palmowej. Jeden z pomocników szefa został wysłany, żeby zamówić alkohol i przynieść go do stolika ukrytego w ciemnościach klubu, choć niedaleko sceny z pół nagimi, nieletnimi dziewczynami. Tamte rejony nie były najbogatsze, więc ludzie radzili sobie jak mogli. Dziewczynki przestrzegane od dziecka przed biedą, upominane o szukanie sobie męża, który pomoże iść przez życie, już jako nastolatki szukały pracy i to jakiejkolwiek. Kilka z nich kołysało więc biodrami w skąpej bieliźnie, tańczyło mając zupełnie odkryte swoje młode piersi w klubie, który przypominał stary, rozpadający się barak, z starymi kanapami i kilkoma, ledwo już świecącymi światłami. Miejsce było brudne i niemoralne. Raja obserwowała jednego z gości kiwającego do piętnastolatki na scenie. Machał do nieletniej kilkoma tysiącami rupii. I nie brzmiało to najgorzej, dopóki nie wyjaśniła, że to cena mniej więcej szklanki wody z lodem. Nastolatka bez oporu za nim poszła, co rozproszyło Raję. Po nocach zastanawiała się co zrobić, żeby żyć lepiej, a nie musieć posuwać się do podobnych czynów. Niosąc chwiejącą się tacę z alkoholami, przechodząc, jeden z gości klubu dał jej soczystego klapsa. Kilka z szklaneczek wylądowało na starej drewnianej podłodze i zupełnie się porozbijało, praktycznie u stóp szefa i reszty z kilku członków gangu. Zaczęła nerwowo przepraszać, odsłoniła długie włosy z twarzy i przykucnęła, żeby zacząć zbierać szkło. Czuła na sobie spojrzenia mężczyzn.
— Ślicznotko, odpuść sobie. Zostaw to szkło, leć i polej nam jeszcze raz. Szybko, bo nie lubię czekać — rzucił szef. Nie brzmiało to ani przyjemnie, ani romantycznie, ale kobieta szybko mnie uciszyła, zapewniając że zaraz ją zrozumiem. Patrzyłam więc i czekałam. Zdenerwowana sytuacją, podała alkohol już bez wypadków. Terry cały wieczór jej się przyglądał, szeptał coś do kolegów, a po kilku kolejkach kiwnął zapraszająco w jej stronę. — Zazwyczaj pierwsze wrażenie jest dla mnie bardzo ważne, wiesz? — Mówiąc, podparł głowę na dłoni, patrząc na nią zagadkowo. — Ty je zepsułaś tym tłuczeniem szkła pod moimi nogami i wykazując się jakąś niedbałością — kontynuował, kiedy mu przerwała.
— Przepraszam, ja… — próbowała mówić, ale jej nie pozwolił.
— Nie przeszkadzaj mi. Potem jednak się podniosłaś i zobaczyłem twoje nogi. Masz nogi bogini. Mógłbym je podziwiać codziennie — mówiąc to pogłaskał jej udo, a po chwili wyciągnął do niej dłoń, w której miał plik pieniędzy, jakiego jeszcze w życiu nie widziała, ani nie trzymała. — To za alkohol.
— Proszę mi wybaczyć, cenny są jednak dużo niższe… — Uśmiechnął się, słysząc to.
— Widzisz, ale jesteś uczciwa. Długie nogi, uczciwość, jestem ciekaw co jeszcze. — Sięgnął do swojego portfela, podając jej zaraz drugie tyle, prosząc o jutrzejszy wspólny wieczór. Wtedy wszystko zrozumiałam. Kwestia kulturowa. Małe miasteczko, z którego wszyscy chcieli uciec, ale praktycznie nikomu się nie udawało. Powszechna bieda i nacisk na wiązanie się z bogatymi ludźmi. W dodatku prawił jej komplementy, a była młoda, więc zaślepiona kilkoma słodkimi słówkami nie widziała jak jej przerywał, nie pozwalał dojść do słowa i był widocznie despotyczny. Byłam przekonana, że po prostu z nim pójdzie. Wahała się jednak, choć nie zbyt długo. Umówili się, że spotkają się przed klubem.
Następnego dnia, po zmierzchu ubrała najkrótszą sukienkę, jaką posiadała, odkrywając nogi, które tak zachwycał. Chciała się podobać. Pojawił się o czasie, już bez kolegów i zabrał ją do przystani nieopodal. Po drodze wypytywał ją, co ona odebrała, jako ciekawość i fascynacje jej osobą. Terry jednak szukał jedynie informacji, które pozwolą mu się do niej szybciej dobrać. I nie szukał tutaj drogi na skróty między jej uda, ale do jej umysłu. Chciał ją mieć dla siebie całą i uległą. Przy brzegu stało kilka łodzi, w tym jedna, w porównaniu do innych znacznie droższa. Stać go było na jachty, samoloty i inne cuda, jednak cuda zawsze straże i celnicy dokładnie sprawdzali, zwłaszcza, jeśli wracały z tak ubogich terenów. Przeciętna łódka nie wzbudzała podejrzeń. Z daleka można by go wziąć za uzdolnionego handlarza herbaty, czy kakao, ale gdyby tak się przyjrzeć, w podwójnym dnie łajby dałoby się znaleźć dziesiątki kilogramów heroiny. W swoich działaniach był sprytny, nieuchwytny i kryty przez wielu międzynarodowych wspólników - na jego szczęście, ponieważ przemytnicy w Indonezji byli karani egzekucją. Popłynęli razem kawałek od brzegu. Karmił ją słodkimi słówkami, obietnicami i kolejnymi komplementami, aż na jej twarzy pojawił się rumieniec. Podobała mu się. Można by pomyśleć, że się w niej zakochał. Odprowadzając ją do domu zadał jej proste pytanie. — Dlaczego wciąż tkwisz w tej biedzie? Dlaczego stąd nie uciekasz? — Jeszcze tej samej nocy pakowała walizki, zwłaszcza, kiedy matka zobaczyła ich razem przed domem i zaczęła naciskać.
— Pakuj się dziecko, pakuj! Nie ważne kim jest. Ma pieniądze, masz okazję uciec i żyć jak człowiek to pakuj się i nie oglądaj za siebie. Nigdy się nie oglądaj — starsza schorowana kobieta wrzucała ubrania córki do jednej z starych toreb. Nie miała zbyt wiele, więc pakowanie zajęło jej dosłownie chwilę. Rodzice ucałowali swoje dziecko i wypuścili ją z domu, przypominając, żeby szybko wzięła ślub i wysłała im kiedyś pocztą zdjęcia wnuków. Nie mieli pojęcia w jak potworne ramiona ją wypchnęli.

Wszystko było cudownie, aż do momentu kontroli granicznych. Czuła, że coś jest nie w porządku. Terry rozmawiał z strażą na spokojnie, z łagodnym, przyjemnym uśmiechem, trzymając papierosa w dłoni. Mężczyźni sprawdzali każdy najmniejszy kąt i zakamarek łajby. Pozwolili im płynąć dalej. Kiedy dobili do amerykańskiego, zachodniego brzegu, czekały już wypolerowane czarne samochody, motocykle i kilkunastu podejrzanych, rosłych facetów ubranych w skórzane kurtki. Szef wziął Raję na ręce i wyniósł ją na ląd.
— Witaj w Ameryce, moja droga — powiedział z uśmiechem i postawił ją dopiero przy sporym, ciężkim motocyklu. Kobieta patrzyła, a ja razem z nią jak koledzy jej ukochanego wynoszą z łodzi białe torby. Jedna po drugą, pakują je starannie każdy do swojego samochodu, czy motocykla, kiwają uprzejmie w stronę szefa i wszyscy ruszają w swoją stronę. Chciała pytać o co chodzi, ale jej na to nie pozwolił. Z resztą, zrozumiała wszystko, kiedy dotarła do „domu”. Ich domem była nora na obrzeżach Los Angeles, z rozbudowaną siecią piwnic i korytarzy. Widziała spore beczki alkoholu, kartony najdroższych cygar, a zaraz obok stosy broni. Chciała zobaczyć więcej, ale Terry pociągnął ją za dłoń do ich sypialni. Kolekcje noży na stoliku w kącie i płaski kamień do ostrzenia. Przy tym wszystkim zauważyła też jednak otaczające ją bogactwo. Czuła lęk, ale po cichu wierzyła, trzymała się nadziei, że nie przywiózł jej tutaj z tak daleka, żeby ją teraz zamordować. Wierzyła, że coś ich może łączyć. Jej wiara trwała zaledwie miesiąc. Po tym czasie, zgwałcił ją brutalnie, kiedy po raz pierwszy powiedziała nie. Zawsze brał, czego chciał. Nie pozwalał sobie na czyjeś „nie”. Nawet od niej, więc była zdana zupełnie na jego łaskę. Często w myślach spoglądała za siebie, chciała wrócić, uciec, ale wiedziała, że nie ma na to szans. Po norze kręciło się zbyt wielu rosłych gości, który raz dwa mogli ją odprowadzić do szefa, albo co gorsza, mogli sami chcieć ją wykorzystać. Nie chciał się z nią żenić, uważał, że śluby to strata pieniędzy i czasu. Na wspomnienie o temacie zareagował agresją, ponownie siłą zaciągnął ją do łóżka, a następnego dnia wrócił do niej z obrożą i zaczął ją traktować jako swoją własność, rzecz, raz po raz wciąż ją pytając, czy teraz czuje się w pełni jego. Płacząc opowiadała, że tak. Służyła mu tak kilka lat, aż pewnego dnia zaszła w ciążę. Traktował ją lepiej, nawet dbał, licząc, że da mu syna, któremu będzie mógł kiedyś przekazać swoje nielegalne, podziemne imperium. Urodziła jednak córkę. Mężczyzna zupełnie nie chciał mieć kontaktu z córką, ignorował jej małe istnienie, tak jak i zaczął ignorować Raję. Znikał nocami, mówiąc, że jedzie po kolejny towar, dopilnować interesów. Matki swojego dziecka używał jako stereotypowej „kury domowej”, która miała mu gotować i sprzątać. Nie chciał słyszeć o Esme. Kiedy usłyszał płacz maleństwa, robił się agresywny. Raja chowała przed nim dziecko. Minęło kolejne kilka lat i nauczyła dziewczynkę samej się chować, bawiąc się z nią w chowanego, mówiąc, żeby siedziała w jednym miejscu, aż ona sama ją znajdzie. Grała z nią za każdym razem, kiedy widziała, że Terry jest w złym humorze i potencjalnie mógłby je skrzywdzić. Jednego z takich wieczorów zatroszczyła się ponownie o niego, pytając co się stało. Coraz rzadziej rozmawiali, ale rozwiązała mu język butelką dobrego alkoholu. Opowiedział jej o nowej inwestycji, o planach budowy hotelu, który będzie najbardziej prestiżowym i bezpiecznym miejscem w całym mieście. Chciał mieć gdzie negocjować ceny broni, trucizn, czy nowo wykrojonych nerek ostatniego ze swoich wrogów. Bogaczy nikt nie sprawdza, zwłaszcza, jeśli mają sojuszników na każdym stanowisku. Znajomi na policji, w szpitalu, w rządzie i białym domu. Pytałam Raji jakim cudem wszyscy go wspierali. Wyjaśniała mi, że przemoc i śmierć wszystkim się opłaca. To wszystko co posiadali, to były miliony pieniędzy obracających się wokół całego kraju. Ktoś tanio wyprodukuje broń, dostanie pieniądze, jest bogaty, rozwija swój mały biznes, który wpływa na gospodarkę, ale ten co też kupi, choćby miał tą bronią zabijać, to zarobi ten, który martwych zakopie. Nie mówiąc już o narkotykach i uzależnieniach, które były i są samo napełniającą się studnią. Ludzie brali na próbę, Terry starał się o najlepszą jakość, więc szybko się uzależniali, chcieli kolejną dawkę, a potem więcej. Czasem tych najbardziej już wciągniętych w nałóg przetrzymywano mówiąc, że towaru nie ma na rynku. Były to kłamstwa, które sprawiały, że kilka dni później człowiek był w stanie zapłacić za tą samą dawkę cztery razy więcej. Raja patrzyła na powolny upadek ludzi i na uciechę bogatych, których stać było na wszystko i których kochano, bo oddali czasem maleńką część pieniędzy na cele charytatywne.
Kiedy już hotel postawiono, kryminalista z swoją boginią, której już nie zauważał i dzieckiem pojawili się w budynku, o którym pisano w gazetach od wielu tygodni. Obserwowano hotel i wyczekiwano otwarcia. Raja miała za zadanie wyprawić najcudowniejszy bal. Poświęciła się temu w pełni, do momentu, aż pewnego dnia, jeszcze przed pojawieniem się obsługi w hotelu, kucharzy i pomocników, Terry wrócił do hotelu nietrzeźwy. Nie było go całą noc, gdzie przez cały ten czas na niego czekała. Jej córeczka przebudziła się, słysząc ciężkie kroki ojca na korytarzu. Matka zaproponowała zabawę w chowanego. — Kochanie, jak tata przyjdzie, zacznę z nim liczyć, a ty lecisz się chować, co? I pamiętasz reguły! Czekasz, aż cię znajdę i utulam — mówiła z ciepłym uśmiechem i ucałowała dziecko w czubek główki. Dziewczynka, mimo wczesnej pory ożywiła się, zawsze chętna na zabawę. Mężczyzna wszedł do pokoju, jednocześnie dziecko z niego wybiegło przemykając między nogami taty. Raja zauważyła maleńką malinkę na jego szyi. Podeszła do niego podstępem, próbując go sobą zainteresować, uwodzić. Po chwili odsunęła kołnierz jego koszuli, a pod nią znalazła kolejne ślady i zadrapania. Znosiła wiele, ale zdrada była dla niej zupełnym limitem, krawędzią wytrzymałości. Jakąś godzinę później unosiła się martwa na zimnej tafli wody w basenie.
Zrozumiałam też dlaczego zaciągnął ją aż do basenu. Jeszcze kiedy mieszkali w norze, a kiedy zdarzyło jej się powiedzieć „nie” - w momencie, w którym Terry nie był w najlepszym humorze, albo był pod wpływem używek, ze złości ją podtapiał. Czasem nawet udawał nieporuszonego, żeby za jakiś czas wziąć ją na wspólną randkę na plaży, która się kończyła na przytrzymywaniu jej karku pod wodą, wypominając jej ostatnie „grzechy”. Raja po tych przejściach miała poważną fobię dotyczącą wody i zbiorników z wodą. On o tym wiedział, więc zdecydował zabić ją w najokrutniejszy dla niej sposób.

Kiedy się obudziłam ruszyłam pośpiesznie do łazienki, żeby zwymiotować, po tym jak naoglądałam się sennych, tragicznych scen. Przemyłam twarz zimną wodą i umyłam zęby. Odetchnęłam ciężko opierając czoło o chłodne kafelki na ścianie. Pomyślałam, że tracę rozum, jak tylko przyłapałam się na tym, że w myślach wciąż próbuję z nią rozmawiać. Nie musiałam wiedzieć wszystkiego i chyba nawet nie chciałam, ale pokazywała mi każdy najmniejszy detal. Od rozpadających się desek w klubie, jeszcze w Indonezji, przez torebki z narkotykami, jakie znalazła w magazynie, po przyjeździe, po czystą agresję, oddając mi przy tym wszystkie jej emocje. Może było jej lżej, że teraz nie niesie tego przysłowiowego krzyża sama. Może tego potrzebowała, żeby się uwolnić, ale prawdą było, że mnie robiło się coraz gorzej. Słabo, niedobrze i smutno.
Wróciłam do Toma. Nie spał już i patrzył na mnie przejęty, wciąż z odbitą poduszką na policzku.
— Wszystko w porządku? — mruknął, przecierając oczy i usiadł na łóżku.
— Zemdliło mnie, ale już okej. Miałam nieprzyjemny sen. Raja mi chciała nieco wyjaśnić — usiadłam obok i przytuliłam się do jego ramienia. Objął mnie ciepło i westchnął cicho. — Przepraszam, że cię obudziłam.
— W porządku, nic się nie dzieje. Już poranek. Opowiesz mi o tym śnie?

*

Zostałem sam. Wyrzuciłem wszystkich i nie chciałem nikogo widzieć. Detektyw się do mnie dobijał, ale nie chciałem z nim rozmawiać. Nie widziałem w tym celu, choć należy bardziej powiedzieć, że nie widziałem w tym zysku. To oni czerpali ze mnie, pozostawiając z niczym w zamian. Krążyłem po pokoju, dopijałem resztki alkoholu, usiadłem na parapecie, przy oknie i przyglądałem się prostytutkom na ulicy. Jedna z nich mnie nawet zauważyła i pomachała. Nie byłem pewien czy to do mnie, ale odmachałem z uśmiechem pod nosem. Zapaliłem papierosa i myślałem. Rozważałem jak zły mógłby na mnie być. Gdybym skończył z życiem, nie miałby już zbyt wiele do zrobienia w tym temacie. Byłby po prostu na mnie skazany. Zaciągnąłem się palącym dymem, pozwalając mu wypełnić moje płuca. Może nie chce być na mnie skazany? Może nie chce, żebym dołączał, bo jest tam ktoś, o kim nie wiem? O kim mi nie mówi? Zakrztusiłem się szarym powietrzem. Przetarłem twarz dłonią. Diler za zakrętem. Gdybym mógł zejść na dół, może bym coś od niego kupił. Jestem ciekawy co się wtedy dzieje. Jeśli sen mnie z nim łączy, może to też by mogło, a może nawet bliżej.
Moje myśli płynęły i plątały się bez kontroli. Z rozważań o narkotykach, zacząłem myśleć o gofrach, potem o kolejkach górskich i brudnej wodzie w oceanie, kiedy usłyszałem kolejne pukanie do drzwi. — Wejść — mruknąłem zrezygnowany, uprzednio ciężko wzdychając. Nie ruszyłem się z miejsca, nawet się nie obróciłem, bo szybko przyszło mi do głowy, że jeśli to morderca z hotelu, który mógłby chcieć mnie zabić, to wyświadczałby mi dużą przysługę. Mnie samobójstwa nie wychodzą, nie muszę się przykładać i nad tym pracować, a Ryland nie byłby zły. Było to jednak rozczarowanie, bo usłyszałem jedynie głos Negan'a.
— Możemy porozmawiać?
— O czym?
— Chciałem przeprosić. — Spojrzałem na niego, kiedy to powiedział. — To był błąd, że ją do ciebie przyprowadziłem, nie upewniając się wcześniej co do jej zamiarów. Chciałem pomóc. Liczyłem, że z jej pomocą, razem odkryjemy coś, co … nie wiem. Coś, co może sprawiłoby, że może te zdjęcia stałyby się jeszcze bardziej wyjątkowe. Może, że uda jej się was do siebie jakoś zbliżyć i mieć stały kontakt.
— Mamy stały kontakt. I nie przepraszasz, a próbujesz się tłumaczyć. Nie interesują mnie tłumaczenia.
Westchnął ciężko i usiadł. — Nie powinienem tego mówić, ale… — Zagryzł wargę, wahając się. — Widziałem jak rozmawia z Eveline. Eve ma sny, też w nich rozmawia z kimś. Z kobietą, która potrzebuje jej pomocy. I Sophie była w stanie pomóc Eveline rozmawiać z tą kobietą za dnia. Było to dziwne, nie wiem czy w to wierzę, ale Eve wyglądała na autentycznie przejętą i zaangażowaną, więc widocznie to coś dało. Opowiedziała nam też trochę na ten temat — mówił dalej, kiedy mu przerwałem.
— I co? — zapytałem, ale patrzył na mnie w milczeniu. — I co z tego macie? Co to wnosi? Nie pojawiłeś się tutaj, żeby ludzi stąd wypuścić? I fajnie, jeśli jej na tym zależało, to gratuluję, ale ja nie potrzebuję żadnych osób trzecich do jakichkolwiek wyjaśnień. Jest mi to zbędne — uniosłem ton. Denerwowałem się. Dlaczego wciąż kontynuujemy ten temat, jeśli uznałem go za skończony? — Miałeś dowiedzieć się, kto zabija, a rozpraszają cię drobniejsze problemy i ludzkie rozterki. Umarło już kilka osób. Ja również mogę ze sobą skończyć i mnie nie zatrzymasz, więc przestań mi się tłumaczyć. Masz grupę ludzi do wyprowadzenia z tej ruiny, do cholery! — Patrzyłem na niego gniewnie, na co odpowiadał wewnętrznym i zewnętrznym spokojem, który jeszcze bardziej podnosił mi ciśnienie. Kiwnął lekko głową, zaraz spuszczając wzrok.
— W porządku, przepraszam. Wrócę do pracy. Chciałem tylko, żebyś wiedział, że tutaj ty też wciąż masz wiele spraw i wiele ludzi, dla których jesteś ważny. Masz gdzieś rodzinę, masz pasję i talent jako barman, masz przyjaciół. Nieistotne, jak się z nimi ostatnio układa. Masz przyjaciół i oni na pewno tęsknią za tobą już teraz. Wciąż będziesz mógł stąd wyjść i podróżować. Robić zdjęcia i Ryland’owi we śnie je pokazywać. Uczyć się od niego, ale nie rezygnować z życia. Sprawisz bliskim dużo bólu — mówił, wstał i zmierzał w stronę drzwi.
— Dlaczego cię to obchodzi?! — krzyknąłem już poirytowany, ale i z zaszklonym spojrzeniem. Wiedziałem, gdzieś tam w środku, że zapewne miał rację.
— Bo cię lubię. Jesteś interesującą, ciekawą osobą. Wartą uwagi. Przyjemnie się z tobą rozmawia. Choć szkoda, że tym razem krzyczysz. — Uśmiechnął się przyjaźnie. — Pójdę już, ale wrócę. Mam nadzieję, że może będziesz w lepszym humorze i przyjmiesz przeprosiny, a wtedy będziemy mogli pogadać na ludzie, bez unoszenia tonu. Niczego od ciebie nie chcę, Billy i byłoby fajnie, jeśli to ty chciałbyś czegoś ode mnie. Byłbym gotowy ci pomóc jak tylko mogę — cały czas mówił łagodnym tonem. Wyszedł. Znów zostałem sam. Znów kogoś wyrzuciłem z swojego pokoju, choć nie bezpośrednio. Czy było mi z tym dobrze? Nie wiem. Przeniosłem z powrotem wzrok na ulicę za oknem i przetwarzałem jego słowa.

*

— Sophie, jak cię proszę, to moja ostatnia prośba. Wiesz, że oddam ci całą pensję, tak? Więc chodź ze mną. O więcej nie poproszę — nieustannie prosił kobietę, gestykulując przy tym nieco nerwowo. Liczył na współpracę i możliwość dogadania się, zwłaszcza, za pieniądze, które proponował i obiecywał. White jednak cały czas się opierała.
— Morgan, czy ty nie rozumiesz, że wchodzenie na tamto piętro może być skrajnie niebezpieczne? Dziewczyna tam weszła, to wyszła z siniakami. Tylko z siniakami, bo pojawił się Tom. Ty nie jesteś niczym co by mnie uchroniło, ani ja nie uchronię ciebie. Nie wiem, nie chcę wiedzieć ile dusz tam krąży i ile z nich jest złych, po tym jak Eveline zaglądała do każdego pokoju i trzaskała im drzwiami. Mają tam azyl, który naruszyła. Nie można tam iść, zaufaj mi. I tutaj nie chodzi o pieniądze. Nie wzięłabym żadnych pieniędzy, nic by mnie nie przekonało, żeby tam iść.
— Jestem pewien, że nic nam nie będzie, no proszę cię — prosił. — Okej, może jest jakiś sposób, cokolwiek, żeby się trochę ochronić? Jakieś magiczne pelerynki niewidki? Stópka króliczka? Cokolwiek? Krzyż?
— Wiem i rozumiem, że jesteś zdesperowany, ale nic tego nie zmieni. Wiesz to nie film. To my naruszyliśmy prywatność i zdenerwowaliśmy tych, którzy tam mieszkają. To nie ich wina, a nasza. A krzyż nic ci nie zrobi. To kawałek drewna, w takim, a nie innym kształcie. A nie cały świat jest chrześcijański, żeby każdy demon, chrześcijańskich symboli się bał. To bajki.
Mężczyzna wystukiwał placami nerwowo o ścianę, szukając w głowie możliwych rozwiązań.
— To będę musiał iść sam.
— To głupi pomysł, proszę cię, po prostu odpuść.
— Wiesz, że nie mogę. Rozmawiałem z Billem i ma rację. Przyjechałem tutaj do pracy. Muszę dojść do tego, co tutaj się dzieje. A piętro czwarte zdaje się być miejscem, w którym powinienem szukać poszlak, dowodów, czy jakichś rozwiązań — kontynuował — dziękuję za twoją pomoc w takim razie. Zapłacę i dam ci spokój.— Sięgnął do swojego portfela, żeby zacząć przeliczać pieniądze. Sophie ułożyła dłoń na jego nadgarstku.
— Przestań, daj spokój. — Odetchnęła. — Zamkniesz sprawę, otworzą drzwi to załatwimy tą kwestię.
— Chyba, że coś mnie tam zabije, wtedy zostaniesz tutaj z trupem, a ja utknę, bo fakt, że nie zapłaciłem za usługę, nie pozwoli mi … się odrodzić, czy tak to tam było. — Mrugnął w jej stronę, uśmiechając się przy tym wesoło.
— Jesteś niepoważny.
— No inaczej sobie życia nie wyobrażam. Trzymaj tutaj, to co twoje. — Wcisnął jej gotówkę do ręki. — I się nie sprzeciwiaj, a ja idę robić swoje. I do usłyszenia. Po tej, czy po tamtej stronie — mówiąc, roześmiał się ciepło, choć środku szczerze się obawiał. Był wierzący. Ale wierzył w Boga, nie w jakieś anomalia i paranormalne historie. Wychowano go w wierze w dobro. Dobro, które ludzie mają w sobie, dobro w świecie, dobro wynikające z Boga, nie z ochrony aniołów. Nie do końca wierzył też w Szatana i inne, piekielne stwory, bo Lucyfer, to też bóg, ale ten z podziemia. A jak jedno z przykazań mówi - „Nie będziesz miał Bogów cudzych przede mną”. Więc nie miał żadnych, nawet tych satanistycznych. Przyjmował, że jeśli Bóg stworzył świat i wszystko co się w nim zawiera, to ten sam Bóg stworzył zło, dla samego balansu i harmonii w świecie. Wszystko co negatywne istniało tylko po to, żeby potem doceniać, cieszyć się wszystkim co dobre. Ale brodacz nie był też nigdy fanatykiem, ani zwolennikiem kościołów. Rozwijał się w własnym zakresie, wciąż pozostając otwartym na świat i opinie innych. Jeśli White wierzy w demony, duchy, jakieś światy zawieszone między życiem, a śmiercią, to Morgan może w nie nie uwierzy, ale zaakceptuje. A za akceptacją szedł szacunek. Żył z świadomością, że ludzie wybierają własne drogi, wartości, wierzenia i każdy z nich mógł mieć rację. Nikt nie wiedział jak jest naprawdę. Nikt nie miał pojęcia ani o śmierci, ani o życiu, w końcu wszyscy żyjemy pierwszy raz. Albo i nie, jeśli bierzemy pod uwagę opinie, czy wiedzę medium. Kobieta go intrygowała, bo on sam nie był w stanie wyjaśnić, skąd brała informacje. Skąd wiedziała o atakach, konfliktach, o przyszłych ślubach, związkach i problemach. Sophie odpowiedziała na te pytania bez mrugnięcia okiem. Wyjaśniła, że rozmawia z duchami, a duchy widzą, słyszą i czują. Są jak przysłowiowe ściany, które mają uszy, więc mogą wiedzieć wszystko, nawet coś, z zupełnego końca świata. Stąd „przepowiednie”. Jeśli to prawda i jeśli to możliwe, oznaczało to, że kobieta praktycznie nie mogła się mylić, bo jej wróżenie i przewidywania oznaczały grę w głuchy telefon z duszami. Detektyw spojrzał na kobietę, przez chwilę zastanawiając się ile zmarłych podsłuchuje w tej chwili tajemnych rozmów prezydenta i jeśli rzeczywiście nigdy nie jesteśmy sami, to co tacy ludzie jak medium robią, kiedy idą z kimś do łóżka. Uśmiechnął się pod nosem. — Idę — oświadczył, po czym wziął kilka rzeczy i wyszedł z pomieszczenia, kierując się na schody. Szedł na piętro czwarte. W duszy się modlił, ale starał się iść pewnym krokiem, nie pozwalając samemu sobie na chwilę zawahania. Wiedział, że jeśli jest tam coś, co jest rozzłoszczone i będzie chciało go skrzywdzić, to jego niepewność i kruchość tylko taki atak by ułatwiła. Zdecydowanie, z głową w górze złapał za klamkę.

___
Nelly


5 komentarzy:

  1. Jestem w trakcie czytania, ale przed wyjściem napiszę już komentarz (częściowy), póki pamiętam. Po pierwsze: dziękuję, za dedykację. <3 Mam nadzieję, że te moje próby wyjaśniania czasem, dlaczego tak a nie inaczej, są pomocne i zrozumiałe.

    Zastanawiam się, czy to, co pokazuje Raja to w 100% prawda. W końcu to wspomnienia. Osoby martwej, czy żywej -- wspomnienia nie są w 100% tym, jak było w rzeczywistości, prawda? Z upływem czasu coraz bardziej podkoloryzowuje się pewne wydarzenia, a o innych zapomina; czasami pewne rzeczy pamięta się zupełnie inaczej, niż miały miejsce! Taka luźna myśl odn. części do pierwszej gwiazdki. :3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. <3 pomagasz mi jak nikt inny. To ja dziękuję.

      I cóż, czytajmy dalej, a się dowiemy :D

      Usuń
  2. Aaa boję się o Negana! Historia Rajy mnie poruszyła (i przypomniała co nieco). To był bardzo dobry rozdział!

    OdpowiedzUsuń
  3. Postać Sophie bardzo mi przypomina bohaterkę z filmu "Obecność", który bardzo lubię i sprawia, że trochę się boję tego, co wymyśliłaś. Mam tylko nadzieję, że nie skończy się na jakichś opętaniach, bo chyba tego bym nie zniosła, za bardzo się boję.
    Historia Raji jest wiarygodna, tylko jednocześnie obawiam się, że może jednak nie jest do końca przyjazną duszą, choć Sophie to potwierdziła.
    Ciekawi mnie, co detektyw zastanie na czwartym piętrze.
    Życzę dużo weny i czekam na kolejną część. :)

    OdpowiedzUsuń