2018/03/01

2. Wspomnienie


*Zaczynam się obawiać samej siebie, jestem obecnie przy pisaniu rozdziału czwartego. Piszę je po nocach, dla klimatu i zaczynam kombinować. Mam nadzieję, że się sama w tym nie pogubię, a jeśli, to że to będą drobne błędy. Ale myślę, że może wam się spodobać.*

Zmiany -czas teraźniejszy/przeszły są zabiegiem celowym.

_______________

Zapytał o Esme. Chciałam dopytać o co chodzi, ale usnął. Może majaczył przez sen. Czy jemu też śniła się ta mała dziewczynka? Może ja majaczę. Nie budziłam go, z myślą, że im więcej z snu zapamięta - tym lepiej.

Pukanie do drzwi. To ten sam gliniarz. Usłyszał moje krzyki. Sprawdzał, czy nic się nie dzieje. Niepewnie i nieufnie zerkał na Billa przez moje ramię.
- Czy Pan jest mi w stanie powiedzieć, czy krzyczał ktoś jeszcze? Miałam wrażenie, że słyszę czyjeś głośne wołanie, ale to możliwe, że mi się to po prostu... -zapytałam od razu, nie dając mu okazji, żeby się odezwał.
- Znowu miała Pani nieprzyjemne sny, Pani Greenwood? - złagodniał. Odpowiedziałam kiwnięciem głowy. - Czy wszystko w porządku? Mogę jakoś pomóc?
- Nie, nie sądzę. To… wie Pan, stres - mówiłam pół szeptem, żeby nie obudzić śpiącego barmana.
-Niech Pani na siebie uważa - rzucił oficjalnym, wręcz nieco ojcowskim tonem. Uśmiechnęłam się lekko, kiwnęłam głową i zamknęłam drzwi, uprzednio cichutko dziękując. To bardzo sztywny, ale dobry gliniarz. Miał w sobie trochę ciepła.

Wróciłam do łóżka, wzięłam laptopa na kolana. I zaczęłam przeglądać media. Niewyjaśnione morderstwo, nienaturalne zachowanie gości, zero poszlak. „Policja wzrusza ramionami, nie mają żadnych racjonalnych dowodów, nie wiedzą czego szukają i jak mają szukać, jednak się nie poddają. Więcej nam nie ujawniono. Nie wiemy co dzieje się z gośćmi w hotelu”. Czytając to przeszedł mnie zimny dreszcz, przypominając sobie sen. Jesteśmy nie dość, że zamknięci, to jesteśmy zamknięci z mordercą. Jeśli policja jest tak niezdarna i powolna, to cholera wie, czy cokolwiek pomogą.
Kolejne wyszukiwanie. Znaczenie snów. Dziecko. Dziewczynka. Miś. Chłód. Krzyki. Ja. Ciało.
Wyniki każdego z elementów zupełnie się ze sobą nie łączyły. Tworzyły chaotyczny, często zaprzeczający sobie scenariusz. Nic to nie wyjaśniało.
Kolejne wyszukiwanie. Hotel Roosevelt - morderstwo. Może ma do powiedzenia coś ktoś jeszcze, po za mediami, które wyciągają tyle, co policja udostępni. Wyniki - W poprzednich latach było tutaj kilka trupów. Zaczęłam czytać historie każdego z nich.

Ted Hampton
34 lata, pochodzący z Idaho, zmarł w przedostatnią noc pobytu w hotelu. Przebywał na delegacji, pracując dla firmy transportowej. Zamierzał opuścić hotel, wrócić do żony i swojego 3 letniego synka. Jednak znaleziono go martwego - nad ranem. Bez poszlak, sprawa niewyjaśniona.

Ryland Grey
28 lat, turysta z Sydney, zmarł w dniu wymeldunku. Mężczyzna był fotografem, oraz turystą. Nocował w hotelu przy okazji zwiedzania popularnych miejsc w Los Angeles. Świadkowie twierdzą, że zachowywał się podejrzanie i zwiedzał też dziwne miejsca. Po wieczornym zwiedzaniu znaku Hollywood na wzgórzach, zauważono zmianę w samopoczuciu. Znaleziono go martwego po południu w jednym z pokoi. Mężczyzna się powiesił. Nie zostawił po sobie żadnej wiadomości.

Shane Garland
29 lat, mieszkaniec Los Angeles, zmarł po kilkudziesięciu dniach pobytu w hotelu. Mężczyzna odwiedził hotel w celu poszukiwania inspiracji do pisania swojej najnowszej książki. Znaleziono go po tygodniu od śmierci, we własnym łóżku. Został uduszony. Bez poszlak, sprawa niewyjaśniona.
Książka została jednak wydana, po korekcie i dokończeniu opowieści, przez syna Pana Garlanda.

Brent Richardson
48 lat, turysta z Michigan, zmarł po dwóch tygodniach pobytu w hotelu. Mężczyzna odwiedzał kasyna, często przyprowadzał gości do swojego pokoju, podejrzewano, że może być sponsorem dla młodych kobiet. Znaleziono go martwego nad ranem, przez obsługę hotelu. Znaleziono przy nim dużą gotówkę, podejrzewano, że było to morderstwo z zemsty, jednak nie zabrano pieniędzy, więc to tylko domysły. Brak poszlak, sprawa niewyjaśniona.

Czytałam uważnie kolejno notatkę o każdym z panów. Przy szóstej osobie, poczułam zwyczajny lęk. To nie najlżejszy i najprzyjemniejszy temat do czytania w środku nocy, mając koszmary. Odłożyłam laptopa. Spojrzałam na bruneta. Spał zdaje się spokojnie. Ani drgnął. Ułożyłam się przy nim i już tej nocy nie usnęłam. Męczyły mnie myśli. Sny, mężczyźni, znaczenie snów, policja, sam Bill. Dlaczego pytał o dziewczynkę?

Rano wzięłam zimny prysznic. Kiedy wróciłam do pokoju, chłopak już nie spał. Był zgrzany. Przywitałam go uśmiechem.
- Hej… wszystko okej? Jak się spało?
Spojrzał na mnie i wyraźnie odetchnął. - Hej, tak, jest… w porządku. Wezmę prysznic - wymamrotał, wstał nagi, po drodze dał mi buziaka i zniknął za drzwiami łazienki. Postanowiłam nie drążyć mu dziury w brzuchu od rana. Zrzuciłam ręcznik, ubrałam świeżą bieliznę, sięgnęłam po delikatny i pięknie pachnący balsam. Zaczęłam od ramion i dekoltu, potem brzuch, talia, biodra, pośladki, uda, łydki… Spojrzałam na swoją kostkę, na którym dość wyraźnie widniał delikatny ślad. Nie był mocny, ale wyraźnie zaczerwieniony. Przesunęłam opuszkami po znamieniu. Nie bolało jakoś wybitnie. Uczucie jak przy lekkim siniaku. Nie pamiętam też, gdzie mogłabym takiego siniaka sobie nabić. Przeczekałam chwilę, rozczesałam dokładnie swoje jeszcze wilgotne włosy i ubierałam się dalej. Przylegające ciemne jeansy i luźna, jasna koszulka. Bill wyszedł z łazienki z uśmiechem. - Dobrze wyglądasz.
- Oh daj spokój, dziękuję - nie wiedziałam jak zacząć temat. Usiadłam, zastanawiałam się grzebiąc w telefonie. - Ile już tutaj pracujesz?
- Kilka dłuższych lat. Tak jakoś.
- Kilka? To ile ty właściwie masz lat? - spojrzałam na niego zaintrygowana.
- A na ile wyglądam? - zaśmiał się. A ja uniosłam brew sugestywnie.
- Myślę, że między pięćdziesiątką a siedemdziesiątką - parsknął w odpowiedzi i pokiwał głową niepocieszony.
-W wrześniu stuknie mi 29. Ale zapamiętam ci to. A ty?
- 24. Do ciebie jeszcze mi daleko - mrugnęłam i uśmiechnęłam się złośliwie. - Czytałam trochę w nocy. To pierwszy raz kiedy cię zamknęli w hotelu? - spoważniał, zgasł i spojrzał na mnie uważnie, ale zaraz wrócił do zapinania paska u spodni.
- Nie. To drugi raz. Pierwszy był mniej więcej jak zaczynałem tu pracę. Jak były jakieś inne wypadki, nie było mnie na zmianie - ubierał koszulę i starannie zaczesywał włosy do tyłu.
- Było tutaj sporo… wypadków jak ten ostatni. Bez dowodów, historie, których policja nie rozwiązała. Czytałam nawet, że jakiś glina też tu umarł. Wiesz coś o tym? - starałam się delikatnie zagaić temat.
-Czemu o to pytasz? - wyglądał na zdenerwowanego. - Nic o tym nie wiem. To nie przyjemny temat na rano. Odpuść. Chodźmy lepiej na śniadanie - ucinał temat nieco agresywnie. Nie kłóciłam się. Czułam, że nie powinnam. Co jeśli właśnie przespałam się z kimś, kto jest w to całe bagno zamieszany? Podniosłam się z łóżka, ubrałam buty i wyszliśmy z pokoju. Tym razem korytarz wyglądał na jasny i przytulny. Zapowiadał się ładny dzień. Promienie słońca wpadały przez duże okna na dwóch końcach holu. Plan piętra był też mniej skomplikowany, niż mi się wydawało. Podeszliśmy do windy. Policjant na piętrze posłał mi uważne spojrzenie. Mimowolnie delikatnie, przyjaźnie uniosłam kąciki ust w lekkim uśmiechu. Zjechaliśmy na dół, wychodząc zaraz przy recepcji i pokierowaliśmy się za bar. Było tam przejście służbowe. Taki skrót do wejścia na taras, gdzie zamówiliśmy śniadanie od tego przystojnego kelnera. Ponownie patrzyłam na jego barki z podziwem. Jak zawsze przywitał mnie uśmiechem i lekko mrugnął odchodząc z zanotowanym zamówieniem.
Spojrzałam na bruneta. Piorunował mnie spojrzeniem.
- Co?
- Lecisz na niego.
- Nie, przestań…
- Lecisz na niego. Ale tak szczerze, to mogłabyś się powstrzymać, póki siedzę naprzeciw - brzmiał stanowczo. Zdecydowanie. Czy on jest zazdrosny? Nie ma o co. Nie przyjechałam szukać chłopaka, ani kłopotów.
- Nie bądź głupi. To po prostu fajny facet. Jest miły. To i ja jestem miła.

Po południu, żadnych nowości, żadnych postępów, więc postanowiłam skorzystać z tej pięknej pogody. Piętro drugie. Przeszłam na koniec korytarza, do dużych oszklonych drzwi, które poprowadziły mnie na wielki taras, na którym znajdował się basen. Dwie kobiety odpoczywały już na leżakach. Jeden mężczyzna, być może jakiś sportowiec, bo pływał w basenie, jednak wyjątkowo energicznie, żwawo. Rozłożyłam ręcznik na jednym z leżaków i ściągałam swoją letnią sukienkę, odkrywając swoje ciało, odziane w bordowy strój kąpielowy. Posmarowałam swoje ciało balsamem, takim z mocniejszym UV. Moja jasna skóra jest jednak mniej odporna na dobroci lata. Ułożyłam się na leżaku i pozwoliłam sobie odpoczywać. Starałam się nie myśleć o niczym i całkiem dobrze mi szło.
Kelnerzy odwiedzali nas regularnie. Dwóch drobniejszych, wyglądających na młodych Greków, niezbyt przystojnych i mój rzeźbiony Bóg. Greków od siebie odsyłałam, aż wysłali do mnie szatyna, stwierdzając najwidoczniej, że z ich obsługą nic ze mnie nie wykrzesają. Mężczyzna podszedł powoli z małym notesikiem i drobną ściereczką przewieszoną, przez jego nadgarstek.
- Czy w czymś mogę Pani pomóc? Czegoś Pani trzeba? Coś do picia? … Nasz barman przyrządza… naprawdę znakomite drinki - ostatnie zdanie wymówił jakby przez zaciśnięte szczęki. Przysłoniłam twarz dłonią, ochraniając się od mocnych promieni słonecznych i spojrzałam na niego - Tak, prosiłabym o drobną pomoc - usiadłam na leżaku. Mężczyzna widocznie się wyprostował, patrzył na mnie w pełni gotowości, ale i pytająco. Obróciłam się, położyłam na brzuchu i wskazałam na balsam - Pomógłby pan? Nie chciałabym się spiec na tym słońcu. A dziś tak przyjemnie i ciepło - widziałam, że był nieco zakłopotany i zagubiony, ale jednocześnie… jego spojrzenie błysnęło. Co znów połaskotało moje kobiece ego. Wierzcie lub nie, ale na co dzień taka nie jestem. Jestem profesjonalna, ale tutaj? Zwłaszcza, że naprawdę nie mam nic lepszego do roboty, nie zamierzam nie wykorzystywać sytuacji do zabawy. Wiedziałam, że wykraczam po za obowiązki tego mężczyzny, ale wiedziałam też, że ma jeszcze dwóch pomocników, którzy dziesięć minut bez jego pomocy sobie poradzą i wiedziałam też, że już jest mój. Jego spojrzenie jak chłodne, tak teraz zdradzało zainteresowanie. Podałam mu balsam. - Bardzo ładnie proszę - uśmiechnęłam się uprzejmie. Więcej się nie opierał. Przyklęknął przy moim leżaku i zaczął delikatnie wmasowywać balsam w moje ramiona i łopatki. Chwilowo odleciałam czując te wielkie dłonie na swoim ciele. Przyglądałam mu się. - Jak masz na imię?
- Georg - odpowiedział krótko
- Ja jestem, Eve. Miło mi cię poznać. - odsłoniłam kark zbierając włosy przez ramię. Powoli, delikatnie masował moje plecy. - Tych dwóch chłopców Cię do mnie wysłało? Lubię być obsługiwana przez Ciebie. Jesteś zabawny. I miły. - uśmiechnęłam się szeroko patrząc na niego. Nie mam pojęcia skąd tyle u mnie odwagi do mówienia ludziom co myślę. Odpowiedział skromnym uśmiechem.
- Miałem taką nadzieję. Ale też nie chciałem wchodzić Pani w drogę. Widziałem, że lubi Pani też obsługę naszego barmana.
Uniosłam brew z lekko lekceważącą miną. - Eve. Mów mi Eve. Eveline. I Bill? Bill to taki dobry znajomy. Trzeba zacieśniać kontakty. Nie wiem jak długo będą nas tu tak przetrzymywać. I nie wiem też, czy wyjdziemy stąd cali. Co jak co, ale tu umierają ludzie, Georg. Życie jest kruche. Nie ma co się zatrzymywać. I dobrze jednak jest mieć z kim spędzać czas, niż tak w pojedynkę, nie uważasz? - kiwnął lekko głową. Przesunął dłoń z balsamem na niższą partię moich pleców. - Podobam ci się? - patrzyłam na niego. Lekko się zająknął. Był rozkoszny. Widziałam, że bardzo chce być zdecydowany, ale zdaje się, że zaskoczyłam go pewnością siebie i własną inicjatywą.
- Skłamałbym, próbując zaprzeczyć. Jesteś wyjątkową kobietą, Eve. - słyszę to drugi raz. Drugi raz, a zwłaszcza pierwszy raz w sytuacji, że jest to drugi raz w ciągu dwóch dni, od dwóch różnych mężczyzn. I nie wiem o czym mówią. Przesunęłam powoli i delikatnie, sugestywnie jego dłoń niżej. Niepewnie dotykał moich ud, łydek, ślizgał dłonią po mojej skórze rozprowadzając biały krem ochronny, jednocześnie przy tym delikatnie, przyjemnie masując. Powoli przesunął się na pośladek. Przymknęłam powieki i mruknęłam cicho. Przyjemnie. I to jest relaks. Czułam, że robi się bardziej zdecydowany. I jakby głodny. Jego dotyk na moim pośladku przestał być delikatnym masażem. Ponosiło go. Ale ja nie zamierzałam go zatrzymywać.
-Dziękuję -mruknęłam cicho z uśmiechem. Nie uniosłam powiek. Było mi dobrze. Czułam jak się podnosi, ale zaraz łagodnie się nade mną pochylił.
- Pokój 341, Eve. Zapraszam wieczorem, jeśli masz ochotę. Kończę o 9 - szepnął cicho, miękko, ale niskim, seksownym tonem i odszedł. Zaśmiałam się cicho pod nosem. Eksplorowałam własną władzę za pomocą uroku osobistego.

Nie spieszyło mi się. Wskoczyłam do basenu, cieszyłam się wolnym czasem. Może jest to niewygodna sytuacja, bo ktoś umarł, ale hej, nie ma co się trząść. Po prostu mam jakieś głupie koszmary i to wszystko, a realia są takie, że mam wakacje. Nic nie zawiniłam, więc nie obciążą mnie za te ekstra usługi, noce i posiłki. Darmowe, przypadkowe wakacje. Starałam się nastawić pozytywnie. Co z tego, że nie mogę wyjść. Może powinnam eksplorować i zobaczyć co jeszcze oferuje sam hotel. Na tym samym poziomie co basen znalazłam też siłownię. Fajnie, przyjemnie będzie dotlenić mózg wskakując czasem na bieżnię. Ale to nie dzisiaj, nie śpieszmy się, mamy czas. Powolutku robiło się późno, słońce zmierzało leniwie ku zachodowi, więc zabrałam ręcznik, otuliłam się nim i wróciłam do swojego pokoju wziąć prysznic i się odświeżyć.

A teraz sprawdźmy co mogę zdziałać, kiedy nie tylko zdobywam się na odwagę, ale też rzeczywiście się staram. Ładna, delikatna, koronkowa bielizna. Przykrótka, dopasowana sukienka ładnie układała się na mojej talii i biodrach, odsłaniała nogi. Ubrałam wyższe obcasy. Wyraźniejszy makijaż oka, luźno upięte włosy, gdzie jedno leniwe pasemko uciekło z upięcia i zdobiło moją twarz tuż przy skroni. Perfumy. Moje ulubione. Mocna nuta wanilii, drzewa kaszmirowego, jaśminu i kawy, ale i wyczuwalna odrobina różowego pieprzu, kwiatu pomarańczy. Seksowna, upajająca i odurzająca zmysły mieszanka. Czując ten zapach na sobie czułam się po prostu boginią. Wszystko jest moje i mogę wszystko. Stukając niebezpiecznie obcasami zeszłam na dół. Czułam na sobie liczne, zainteresowane spojrzenia. I o tym mówiłam. Wizerunek wszystko zmienia. Zamknięci, nie znaczy, że nie można poudawać, że wychodzę na jakiś bankiet pełen wpływowych ludzi. W tej chwili wszystko mogę. Usiadłam przy stoliku. Barman na mnie spojrzał, czułam jak wypala mi dziurę w nagim ramieniu, nieustannie na mnie patrząc. Sukienka z przodu wyglądała niewinnie, tak tył był bardzo głęboko wycięty, ale wciąż z klasą. Zerknęłam na niego i posłałam łobuzerski uśmieszek, taki sam, jakim on mnie przywitał, kiedy pojawiłam się w hotelu pierwszego dnia. Zastygł na dłuższą chwilę. Oh, jakie to przyjemne uczucie.
Georg zachował profesjonalizm. Podszedł spokojnie, z uśmiechem i uprzejmie poprosił o zamówienie. Spojrzałam na zegar na ścianie. 8:17.
- Poproszę jakąś drobną przystawkę, może być ta kalifornijska sałatka… i lampkę dobrego wina. Zdaję się na Ciebie. I zdaję się na Ciebie z kolacją, kiedy już do mnie dołączysz - przy ostatnim zdaniu przeniosłam spojrzenie z menu na jego twarz. Złagodniał.
- Zaczynam czuć się jak dupek, że zaprosiłem cię do pokoju, a nie najpierw na kolację. Przepraszam, nieelegancki ruch z mojej strony - mówił ciszej, zapewne po to, żeby Bill niekoniecznie słyszał naszą rozmowę. Rozbawił mnie przeprosinami.
- Na przeprosiny trochę za późno. Może jesteś dupkiem, teraz pozostaje ci się poprawić. Po prostu się postaraj z kolacją, Georg. Dopilnuj kucharza - odprawiłam go uśmiechem.
Podano mi, co zamówiłam i jedząc powoli czekałam, aż szatyn skończy zmianę.

Dosiadł się do mnie dziesięć minut przed końcem swojej pracy, uprzednio podając talerze i wino. Przyniósł nam owoce morza. Homar, krewetki. Bogaty smak, niezwykle pyszna kolacja. Nie tego się spodziewałam -pozytywne zaskoczenie. Byliśmy sami na sali. Nikogo już nie obsługiwał, to rozumiem, że wcześniej skończył. Usłyszałam, że pięknie wyglądam, że mam ładny uśmiech. Opowiadał drobne, flirciarskie żarciki, co wywoływało u mnie cichy, radosny śmiech i delikatne rumieńce. Oparłam łokieć o brzeg stolika, a podbródek na dłoni. Przyglądałam mu się słuchając tych pociesznych wygłupów i komediowych akrobacji. To cholernie atrakcyjny facet. Zapewne ma pierwiastek dupka, ale myślę, że do wychowania i nauczenia. Podobał mi się. Typowy silny mężczyzna, który mógłby na rękach nosić i to bez żadnego wysiłku.
- Dla mnie się tak wystroiłaś? - zapytał po kolejnym udanym żarcie. Zdaje się, że próbował wybadać teren, na czym stoi,
- Nie. Dla Billa, co by był zazdrosny - odpowiedziałam z uśmiechem. Widziałam jak się waha, czy to sarkazm, czy fakt. Nie zamierzałam mu ułatwiać. Bawiłam się i to całkiem dobrze. A swoją drogą widziałam kątem oka jak barman za blatem się w sobie gotuje. Był zły, ale myślę, że nie na mnie, nie na kelnera, ale na sytuację, że gdzieś tam z boku bierze udział w naszej „randce”, bo jakiś starszy pan co chwila zamawia kolejny kieliszek.

*

Ta kobieta doprowadzi mnie do szaleństwa. Wczoraj ja, dzisiaj Georg, kto jutro? Może ten zachlany głąb, który nie wie, kiedy przestać pić. A co jeśli?… Ona zadaje za dużo pytań, za dużo szuka, za bardzo się wgłębia w temat, który jej teoretycznie nie dotyczy. Co jeśli ona w ten sposób węszy? Może przysłała ją policja, może wiedzieli, że coś się wydarzy i ona ma teraz za zadanie dokładnie przeszukanie i sprawdzenie obsługi. Albo i gorzej, co jeśli sama jest zamieszana w tą całą akcję, jeśli sama jest winna i szuka kolejnego celu, albo zacieśnia więzy, żeby uśpić czujność naszą i policji? I wygląda zupełnie inaczej niż wczoraj. Zupełnie inaczej. Z jednej strony mnie przeraża, bo wiem, jestem pewien, że coś ukrywa, że ma jakąś tajemnicę i coś z nią wyraźnie nie tak, a z drugiej jest jak cholerne, czyste opium. Jestem jej ciekawy. Jej osoby i jej tajemnic. Chciałbym poznać je wszystkie. Georg jest zabawny, ale i przygłupawy. Nie zauważy nic, na nic nie zwróci uwagi, nie doceni i nie zrozumie. Eveline traci przy nim czas, ale to może jedna z tych sroczek, które widocznie lecą na ciało. Do siłowni jest nie daleko. I… może gdyby Georg stawał się jakimś zagrożeniem, to wystarczy wbić kij w mrowisko policji, a pożrą go żywcem.

Skończyłem pracę. Facetowi urwał się film. Ale też nie mogę go tak zostawić. Zaprowadziłem go do pokoju. Znalazłem klucz w jego spodniach, odprowadziłem na piąte piętro, odholowałem do pokoju, otworzyłem mu drzwi i oddałem metalowy klucz. Wróciłem pośpiesznie do części hotelu przeznaczonej dla obsługi. Odnalazłem własne cztery ściany, otworzyłem okno, zapaliłem papierosa lekko się przez nie wychylając i obserwując ludzi na oświetlonej światłami i neonami ulicy. Jakaś kobieta z pieskiem, za rogiem stały gwóźdź programu, czyli diler, sprzedający najbrudniejszy i najgorszy towar w mieście, a przy tym sam diler to idiota. Całe miasto huczało, o tym, że w Roosevelcie jest od cholery policji, a koleś tu, zaraz za rogiem handluje kokainą. Nie wiem, czy to głupota, czy już prawdziwy idiotyzm. To już prostytutki mają więcej oleju w głowie, bo przeniosły się, zdaje się jakąś przecznicę dalej, albo i więcej, choć wcale nie zwykły stać tak blisko budynku.
Przy samym gmachu rosło sobie kilka palemek. Na samym dole było i kino, więc przy wyjściu widniały typowe amerykańskie tablice informacyjne o hitach kinowych danego wieczoru albo event'ach jakie w tej chwili się odbywają. Ale nie zbyt wielu odwiedzało to kino, bo były inne, popularniejsze, większe, z częstszymi seansami i większym wyborem. A ulice nie były puste. Tętniły życiem -to jednak Hollywood. Spojrzałem w prawo, na wzgórza w oddali i słynny znak, który raz dwa przypomniał mi o Ryland’zie. Wspomnienia wróciły z ciężkim westchnieniem. To był fajny, utalentowany facet. Potrafił robić zdjęcia, miał dar do patrzenia na świat w kreatywnych, ciekawych kadrach, na jakie inni nie wpadali. Dopaliłem papierosa, zgasiłem go o jasną elewację przy oknie, pobrudzoną popiołem z poprzedniego i poprzedniego razu.
Położyłem się na łóżku, w miękkiej ciepłej pościeli i spojrzałem na ścianę nad małą szafą z barkiem. Rzędy zdjęć, polaroidów. Tyle mi po nim zostało. Jego kadry i jego spojrzenie na świat. Zdjęcia, gdzie niektóre były naszymi wspólnymi wygłupami. Tęskniłem.

*

Georg zaprowadził mnie do swojego pokoju, w części hotelu, w której nigdy nie byłam, przyparł mnie do ściany i rozbierał w pośpiechu, jednocześnie mocno całując. Miał w sobie więcej ognia i pasji, niż Bill. Był cholernie namiętny. I owszem, czuję się nieco winna, kiedy ich porównuję w momencie, kiedy szatyn dobiera mi się do majtek, ale co poradzę. Sam się rozebrał pośpiesznie, niedbale i wziął mnie na ręce. Tyle co mówiłam, myślałam o tym, że mógłby mnie nosić. Oplotłam go nogami w pasie. Złapał mnie do pośladki. Nie było żadnej wolnej przestrzeni między nim, mną, a ścianą. Przylgnął do mnie ciasno i blisko, rozkoszowałam się gorącem jego ciała. Błądziłam po nim dłońmi.
Pragnął mnie i pożerał mocno, długo i intensywnie, cały czas mocno podkreślając swoim zachowaniem, że jest nade mną i dominuje. I szczerze powiedziawszy, nie miałam nic przeciwko, zwłaszcza, że wciąż dbał o to jak ja się czuję i czy wszystko dobrze. Jak sam się nacieszył, co nie przyszło tak łatwo - to przeniósł mnie do łóżka i zajął się mną. Złapał moje biodra w swoje wielkie dłonie i całował, drażnił i łaskotał przyjemnie językiem, a potem się jeszcze ze mną długo kochał. Pomagał mi odkryć jakieś kolejne strefy mojej własnej kobiecości. Czułam się przy nim… bezpiecznie.

*

Pół nocy słuchałem jej jęków i rozkosznego zawodzenia, kiedy gapiłem się żałośnie w sufit. Nie mogłem usnąć, choćbym bardzo się starał. Z jednej strony hałasy, z drugiej zdjęcia na ścianie, a za oknem pijani goście śpiewający Presleya.
Podniosłem się, siadając na łóżku sięgnąłem do chwiejącej się, drewnianej szafki. Na niej stała zakurzona, stara lampka, wyglądała jakby ją jakiejś babci, czy cioci ukradli. Kluczyki, jedna, dwie pary, okulary i paczka otwartych żelek. Otworzyłem jedną z szuflad. Bałagan. Prezerwatywy, notatnik, kilka zniszczonych długopisów, rozsypane gumy do żucia. Kolejna szuflada. Taśma klejąca, skarpetka, chusteczki, ładowarka do telefonu i pół butelki wódki. Pod ręką na takie sytuacje i noce jak ta dzisiejsza. Przy parapecie stał sok porzeczkowy. Zrobiłem sobie „drinka”. W cudzysłowu, bo koło drinka to nie stało. To chamska wóda z sokiem. Wziąłem sporego łyka. Alkohol zagłuszył umysł, otulił go niewidzialnym kocykiem. Nie myślałem już tak dużo. Siedziałem patrząc w ścianę. Pamiętam jak wieszałem te zdjęcia. Na sypiącym się sznurku, przywiązanym do dwóch gwoździ, na których niegdyś wisiały dwa koślawe obrazy. Teraz w tym miejscu zaczepiał się sznurek, a na nim te cholerne zdjęcia przyczepione na spinaczach do prania. Zdjęcie suchej, piaszczystej ścieżki i zielonych chwastów u stóp wzgórza. Widok na całe miasto otulone lekką mgłą, gdzie poranne promienie słońca usilnie próbowały się przebić przez tą szarawą pierzynkę, ciasno tulącą się zwłaszcza do najwyższych budynków. Kolejno zdjęcie Hollywood Boulevard i sklepu z perukami. Nikogo nie było dookoła. Prosty kadr samego sklepu, z odklejającą się od szyby brudną folią z nazwą biznesu. Cień liści palmy padający na drzwi. Niby centrum wszechświata, stojące wśród palm i turystów, w miejscu, gdzie są teatry, małe i duże, gdzie kręci się filmy i ten mały nieszczęsny, rozpadający się sklepik, którego nikt nie odwiedzał. Kolejne zdjęcie przedstawiało ocean nocą, którym odbijały się liczne, kolorowe neony. Kolorowe kamienie i mieniący się odbitym światłem piasek. Można by się zastanawiać, skąd te światła. Tak też kolejne zdjęcie przedstawiało park rozrywki i diabelski młyn. Pamiętam jak nas gonili, po tym jak się wkradł za plecami ochrony i położył zaraz pod kołem, żeby zdobyć ujęcie od spodu między jednym siedziskiem a drugim.
Szybko go zauważyli, zaczęli gonić, ale zdobył upragniony kadr. Złapał mnie za rękę i uciekliśmy na miasto. Zatrzymaliśmy się zziajani przy drugiej przecznicy, zaraz zanosząc się śmiechem, że od kiedy tylko opuściliśmy teren parku - okrągły ochroniarz zupełnie sobie odpuścił. Spojrzałem na niego zdrowo rozbawiony. Roześmiał się głośno. Zatrzymaliśmy się wtedy przy starej chińskiej knajpce, z drewnianym wejściem. Z lokalu biło ciepłe, jasne światło. Przyciągnął mnie do siebie. Zrobił zdjęcie. Tym razem nie ważny był kadr, jasność, nie kompozycja, ale ładunek emocjonalny. Jedyne co mi pozostało. Zdjęcie naszego pocałunku, naszych ciemnych postaci otulonych przez mocne, pomarańczowo żółte światło i drobnymi czerwonymi lampionami w tle. Wyszeptał wtedy po raz pierwszy - Kocham Cię.

Tak bardzo mi go brak. Nigdy nie zrozumiem, dlaczego to zrobił.
Alkohol mnie odurzył, wyciszył i ułożył do snu.

Późnym porankiem, obudziłem się oskarżony o morderstwo.

_____________

Nelly

14 komentarzy:

  1. Pierwsze na co zwróciłam uwagę to większości to mężczyźni zgineli-zmarli w hotelu,tylko że jest jeszcze Esme która przychodzi w snach może dziewczynka była świadkiem czegoś i tez musiała zginąć.
    A co do naszej głównej bohaterki Eveline hm 2 rozdział a ona już dwóch zaliczyła.Rozwiązła kobieta szukająca tylko przygód na jedną noc?
    Szokujące,dlaczego podejrzewają Billa?
    Cóż nie umiem się doczekać 3 rozdziału....

    OdpowiedzUsuń
  2. Aaaa jeszcze jedno wspomniało mi się.
    Że Eveline jakoś zbytnio się nie przejmuje śmiercią ludzi w tym hotelu i jakby nigdy nic zalicza kolejnego faceta :P
    A może to ona jest jakoś zamieszana w zabójstwo
    czas pokarze :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. zauważył ktoś ! ;) punkt dla ciebie ;) i możesz się tylko domyślać dlaczego

      Usuń
  3. Ja pierdziele co...
    Czemu?
    Ale...
    Kurde, dobra... ymym, ile lat minęło od śmierci Shane'a do wydania książki przez jego syna? Bo miał 29, więc dzieciak musiał być gówniarzem...
    Ewelinka pipka o Georgu będzie myśleć jako o dupku, a sama jest dupkiem. To juz nawet nie są zadatki! To jest dupkostwo!
    Szkoda mi Billa(Zayna). Jak tylko napomknął o zdjęciach wiedziałam, że to była miłość. Po prostu to poczułam. Te moje reakcje u samej góry to reakcje na ostatnie zdanie rozdziału.
    To na pewno sprawka Ewelinki. A co do Esme, ta gupia baba nie pomyślała, że mogła mamrotać przez sen i Bill to usłyszał? Ych...
    Czeeeekam na dalszy ciąg!

    OdpowiedzUsuń
  4. Co Ci ludzie się tak czepiają tej Eve. Ma okazję, wzbudza zainteresowanie, niech korzysta z uroków życia! :D tym bardziej, że sama podkreśla, że nie wie skąd u niej tyle odwagi. Moze to sposób radzenia sobie ze stresem. Może to morderstwo spowodowało u niej taki szok, że teraz musi odreagować uprawiając seks z przystojniakami? Ciekawa jestem jakby oni zareagowali jakby ich zamknęli w hotelu z mordercą xD najlepiej osądzać://
    Bardzo się cieszę, że wpadłaś w wir pisania. I to nie byle czego, bo jest to kawał dobrej roboty. Podoba mi się to, że mimo zamieszczania opisów utrzymujesz dynamikę. Jest naprawdę intrygująco!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję! :3

      I umm staram się, by wszystko miało sens. I z tym was zostawiam :D Do przemyślenia.

      Usuń
  5. Przeczytałam prolog oraz dwa rozdziały i, przyznam, mam bardzo mieszane uczucia. Zwykle w takich sytuacjach nie zostawiam komentarzy, ale skoro już założyłam konto na Bloggerze – niech będzie. Zawsze możesz przecież zignorować moje słowa.

    Z pozytywów: podoba mi się fakt, że wprowadzasz do swojego opowiadania konkretną fabułę, o którą opiera się cała treść – inną, niż relacja niektórych bohaterów. To coś innego i niecodziennego.
    Z drugiej strony… główny wątek i pretekst, dla którego całe opowiadanie się wydarza jest dla mnie po prostu irracjonalny i nie powinien mieć prawa bytu. W żadnym wypadku – zamknięcie hotelu to jakaś kpina, nikt nie trzymałby tam ludzi, zwłaszcza na warunkach, które proponujesz (czyli, właściwie, bez żadnych ograniczeń). To nie są normalne praktyki policyjne, na pewno, a jeśli już coś takiego miałoby się wydarzyć (w co, niestety, wątpię) – na pewno wszyscy musieliby udać się do aresztu. A nie mieć możliwość rozmawiać ze sobą, knuć, spotykać się, zwłaszcza, gdy rzekomo jest tam morderca. Co do tego też mam wątpliwości: skoro nikt nie wie, co się stało – dlaczego wciąż uznaje się, że morderca jest obecny w hotelu? Przecież zwyczajnie może go tam nie być.
    Wątpliwości i luk fabularnych jest dużo więcej, do tego dochodzi świat przedstawiony i pytanie: dlaczego to jest właściwie fanfiction? Zarówno Bill, jak i Georg, zostali pozbawieni właściwie wszystkich przymiotów sprawiających, że byliby Billem i Georgiem. Rozumiem takie zagranie dla pobudzenia ciekawości czytelnika, ale minęły już trzy części, a Ty w ogóle nie poruszasz tego tematu – zupełnie jakby nie istniał. Może po prostu nie istnieje.
    Co do głównej bohaterki, jej wyborów życiowych i narracji – to już zupełna inna para kaloszy. Pozwolę sobie to pominąć:)
    Trzymaj się i nie bierz mojego komentarza za bardzo do siebie; nie chciałam tutaj hejtować, tylko konstruktywnie zwrócić uwagę na to, co moim zdaniem "nie gra". Według mnie warto zwrócić na to uwagę przy publikacji kolejnych części.
    Miłego wieczoru :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Znasz pojęcie "alternative universe" w odniesieniu do ff? Niekoniecznie muszą tam działać nasze prawa i zespół niekoniecznie musi być zespołem. To takie pożyczenie postaci do odegrania pewnych ról.

      Usuń
  6. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  7. Dodaję jeszcze raz komentarz, bo poprzedni miał za dużo błędów jak dodawałam go z telefonu, a nie chciałam potem dodawać jeszcze drugiego z poprawionymi błędami.
    Co tu się od.....?! :O
    W tym rozdziale tyle się wydarzyło, że nie wiem, od czego zacząć. Drugi odcinek, drugi facet...
    Kiedy czytałam w poprzednim rozdziale opis barmana, myślałam, że to nic nie znacząca osoba, która pewnie nic nie wniesie do opowiadania, a wprowadziłaś ją tak po prostu. A tutaj GEORG! I to chyba najbardziej mnie zaskoczyło w tym rozdziale. Trochę też rozbawiło, bo wyobraziłam go sobie jak masował Eveline i był jednocześnie zdecydowany i skrępowany. Jestem ciekawa, co będzie dalej z nim.
    Przyszło mi do głowy, że skoro jest w Twoim opowiadaniu Bill, jest Georg oraz Tom (jeśli dobrze się domyśliłam, o czym napisałam w poprzednim komentarzu, że jest tym policjantem), to teraz czekam na Gustava. Jednak nie wiem, czego mam się spodziewać, bo po dwóch rozdziałach i prologu mogę stwierdzić, że jesteś nieprzewidywalna. Nie czytalam nigdy podobnego opowiadania. Osobiście bardzo lubię czytać kryminały i horrory (w poprzednim komentarzu wspominałam o Mastertonie) i pokładam w Twojej historii ogromne nadzieje. Piszesz świetnie, Twój styl jest lekki i przyjemny w czytaniu, więc mam nadzieję, że uda Ci się doprowadzić tę historię do końca.
    Na pewno będę tutaj zaglądać (fajnie, jeśli będziesz dodawać powiadomienia o nowych rozdziałach w grupie na Facebooku), bo wciągnęło mnie. Możesz liczyć na moje komentarze. ;)
    Jednocześnie zapraszam Cię do siebie, jeśli lubisz typowo romantyczne opowiadania http://loneliness-in-the-crowd.blogspot.com/?m=1
    Pozdrawiam serdecznie i czekam na ciąg dalszy!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ach, jeszcze zapomniałam napisać, że końcówka zupełnie mnie zwaliła z nóg i kompletnie się tego nie spodziewałam.

      Usuń
    2. jak mi dasz namiary na siebie to ci szepnę tak pod stołem kim jest Gustav w mojej głowie haha :>

      I cieszę się, że jestem nieprzewidywalna! Tego chciałam. Jak ktoś lubi coś lekkiego, a z twistem i ciekawego i trochę pisane tak, że można czytać jakby się oglądało film - to się spodoba. Ja jestem człowiek artysta. Myślę obrazami.
      I będę wrzucać powiadomienia. Choć, zazwyczaj - przynajmniej narazie będę się starać dodawać w czwartki.

      Pozdrawiam, kochana :D

      Usuń
    3. Od jakiegoś czasu używam Hangouts, jestem tam jako Quesse 483. Jeśli nie masz czegoś takiego, mam jeszcze GG: 2961493, jednak rzadko tam wchodzę, czasem zapominam, że w ogóle je mam.
      Możesz napisać do mnie na Fb lub zwyczajnie maila: angelll483@gmail.com

      Usuń
    4. GG to kiedyś było czymś niezastąpionym. Dziś- sama zapominam o używaniu. Napisałam na maila, bo na facebooku nie wiem pod jakim imieniem cię szukać ;)

      Usuń