2018/05/03

11. Detektyw


Pisze się coraz oporniej, zapowiada się chwilowa mała przerwa.
______

Miałam ciężką noc. Same koszmary, ale z serii zwyczajnych, sennych głupot. Żadnego spacerowania po korytarzu, czy wychodzenia z łóżka. Spałam do późna, aż obudził mnie Tom, który wchodził do pokoju już w pełni ubrany.
- Dzień dobry, wariatko - połaskotał moje biodro, mimo mojego mruczącego sprzeciwu. Czułam się zmęczona po tak beznadziejnej nocy. Dał mi buziaka w czoło. - Zabrali Billa. Sprawdzić czy on czegoś nie ukrywa. Bardzo możliwe, że ty będziesz kolejna - mówiąc patrzył na mnie uważnie.
- No to pójdę. Wyjdę stąd w końcu. Co tak na mnie patrzysz? Nic nie zrobiłam i nie zamierzałabym kłamać.
- O to cię nie podejrzewam. Nie wyglądasz najlepiej - głaskał moje ramię.
- Dziękuję - parsknęłam cicho. Uśmiechnął się niemrawo w odpowiedzi.
- Mam też mniej przyjemne wieści - zaczął, a ja wtuliłam twarz w poduszkę. Mam poważnie dość złych wieści, dziwnych snów, policji na karku i ciągle nowych informacji, które mieszają mi w głowie. - Bill próbował się zabić.
- Słucham? - usiadłam powoli i spojrzałam na niego, nie do końca będąc pewna, czy dobrze usłyszałam.
- Próbował się powiesić, ale hak na suficie zawiódł, po nocy próbował też się utopić w wannie. Ochroniarz go usłyszał i wyłowił.
- Chryste, Tom! Co teraz? Powiadomiliście szefów? Nie wiem, może potrzeba mu konkretnej terapii, pomocy, może powinien iść do jakiegoś ośrodka, jeśli sobie nie radzi, a policja nie pomaga.
- Mhm, tutaj pojawia się problem. Nikt tego nie przekazał dalej. Po tym jak ja zadzwoniłem do szefa, facet zmieniał temat. Nie powinienem ci tego mówić, ale wydaje mi się, że moi koledzy, łącznie z tym co siedzi na górze tej piramidy mają całą tą sprawę tutaj w czterech literach, co jest mocno niepokojące. Próbuję to też obadać, dlaczego właściwie szef nie chce pomóc i nie zarządza tak, żeby jakoś sprawę rozwinąć, ale wiesz, jakby nie było mamy sporo na głowie. Robię co mogę, przepraszam - pochylił się i ucałował moje nagie kolano. Patrzyłam na niego nie rozumiejąc i przetwarzając informacje.
- Znaczy, że nie wypuszczą nas stąd?
- Czytałem stare akta - wstał, wyciągnął z jednej z kieszeni, poskładane kartki. Podał mi je. Szybciutko biegłam wzrokiem po kolejnych linijkach tekstu.
- Dobrze rozumiem, że nigdy nic nie znaleźli, dopóki ktoś nie umarł, gdzie jednocześnie był ktoś, kto w miarę wyglądał na winnego, więc go zamykali i hotel wracał do życia? - spojrzałam na niego. Kiwnął lekko głową w potwierdzeniu. Był przygnębiony. - To co my mamy zrobić? Sami sobie zorganizować śledztwo? Mam się bawić w wiedźmę i szukać rozwiązania z kosmosu? Czy mamy czekać aż Bill się zabije i będą mogli uznać, że ktoś go zabił, po czym oskarżą kogoś, kto ostatnio miał z nim kontakt? Tom, przecież to jest kompletnie posrane. Tak nie można.
- Przepraszam, skarbie. Nie mam na to wpływu. Nie znałem sprawy hotelu. Nie wiedziałem, że w ten sposób się z tym przypadkiem obchodzą. I nie pozwolę, żeby Billowi coś się stało. Nie pozwolę, żeby taką akcję odwinęli -westchnął ciężko. - Wycofują praktycznie wszystkich. Mają jakąś nową, bardziej ekscytującą sprawę, więc w hotelu zostaje tylko trzech z nas. Ja, facet, który pilnuje twojego barmana i jeden krąży na dole, jednocześnie pilnuje, żeby Georg nie wchodził do części hotelu przeznaczonej dla gości - kontynuował. A mnie zaszkliło się spojrzenie. To nie brzmi bezpiecznie. To nie brzmi dobrze, ani sprawiedliwie. Co więcej, to brzmi na jakąś chorą, ustawioną akcję. - Hej, hej, shhh, ale będzie dobrze. Jestem przy tobie, tak? Ze mną jesteś bezpieczna i sobie poradzimy - przytulił mnie ciepło do siebie i głaskał po włosach. - Wyślą nam jakiegoś detektywa, który będzie sobie węszył. Jak się pojawi i zobaczę, że to jeden z ludzi, którym można ufać, to z nim porozmawiamy i spróbujemy stąd wyjść bez kolejnej tragedii. Postaramy się. Nie wiem, czy przy ostatniej serii zdarzeń mogę to obiecać, ale na pewno spróbujemy. Zrobię wszystko co tylko mogę.
- Co teraz z Billem? Dlaczego chciał się zabić?
- Nie wiem, kochanie. Nie wiem.

*

Śmiałem się w duszy z żalu, zastanawiając się kiedy mnie przywiążą do łóżka. Co teraz? Mam połknąć wszystkie tabletki? Zamiast ogolić sobie szczękę, to podciąć sobie żyły? Co ja mam zrobić? Krążyłem po pokoju bez sensu. Zatrzymałem się przy zdjęciach. Seria z kilku snów. Ryland'a nigdy na nich nie było. Byłem tylko ja, obserwowany przez jego obiektyw. Pytał co znaczy, że też chcę być martwy. Wyglądał na zaskoczonego. Możliwym było, że nie wiedział, że odszedł? Czy człowiek w momencie śmierci, nie jest świadomy, że gdzieś umyka? Czy to w ogóle jest możliwe, czy może straciłem wszelaki zdrowy rozsądek i gonię za snami, które są tylko snami? Z tym, że nie miałbym jak wyjaśnić zdjęć. One w tym momencie są jedyną luką, której nie rozumiem. Jakim sposobem mam fizyczne dowody na nocne wycieczki?
Z samego rana poszedłem do łazienki, usiadłem w wannie, nalałem wody, pamiętając o falach, które mi się przyśniły. Zanurzyłem się i z całych sił walczyłem z własnym instynktem, żeby się nie wynurzać. Przez chwilę go widziałem. Przemknął mi przed oczami jakiś smutny, jakiego nigdy nie widziałem. Zdawał się mnie nie widzieć, jakbym teraz to ja wychodził z realną inicjatywą o kontakt. Może śmierć rzeczywiście jest jedynym sposobem na ponowne spotkanie. Na poklepanie go po ramieniu i zabranie na randkę. Co noc to on zabierał mnie do swojej krainy, a ja podążałem. Może najwyższy czas przejąć ster. Problemem był jednak ten ochroniarz. Nienawidził mnie, ja nienawidziłem jego. Ale uparcie nie pozwalał mi umrzeć.

*

- Tom, dlaczego tak po prostu nie możemy stąd wyjść? Każda grupa, nawet mniejsza ma lidera. Kto obecnie będzie głównym łącznikiem z waszym szefem? Kto tutaj decyduje?
- Zapewne ten burak na dole, który trzyma Georga od ciebie z daleka. Nie dostałem żadnych szczegółowych informacji.
- To może przejmij pałeczkę, co? Może jesteśmy w stanie po cichu sabotować tego na dole i przejąć kontrolę?
- Eve, jak bardzo bym chciał, tak nie jest to tak proste. Co chciałabyś zrobić? Zrzucić mu sufit na głowę? - rzucił. Westchnęłam ciężko. Zapewne ma rację. Są to bardzo luźne pomysły z zerowym pojęciu o wykonaniu. Cała sytuacja coraz bardziej przygnębiała i mnie. Jeśli policjanci wyjdą, nie rozumiem, dlaczego nie mogę wyjść i ja. Bo widocznie próbują zamknąć sprawę bez rozwiązania. - Dobrze, kochana. Zostań tutaj, nie wiem, poczytaj coś może, a ja pójdę na dół zobaczyć, albo dowiedzieć się coś apropo naszego pana detektywa - powiedział i ucałował mnie w czoło. - Ale nie komunikuj się z kosmosem beze mnie, okej? Nie chciałbym, żeby ci się coś czasem nie stało -przytaknęłam głową z zrozumieniem i na zgodę, po czym Tom wyszedł. Leżałam na łóżku myśląc i zdając sobie sprawę z tego, że marudziłam jak zamknięto mnie w hotelu, ale prawdą jest, że obecnie byłam zamknięta i ograniczona do tego jednego pokoju.

*

Funkcjonariusz zjechał windą na dół, wychodząc z niej zauważył nową twarz, mężczyznę przy recepcji, rozmawiającego z Marthą. Wyglądał na sympatycznego dziadka, ale takiego, który nie zabiera cię na ryby, ale pomaga podrywać dziewczyny i też czasem cię kompromituje dla własnej zabawy. Wyglądał na mężczyznę, który miał żonę i kochał ją i czcił jak największy skarb jaki posiada. Dopóki nie doczekali się dzieci. Wtedy one były na pierwszym miejscu. A potem wnuki. Wyglądał na człowieka, który ma farmę, ale wcale nie po to, żeby zarabiać na zbożu, ale żeby jego dzieci wychowywały się w spokoju, z dala od spalin miasta i goniły lamy, zamiast siedzieć na facebook’u, a uprawy byłyby dla zdrowia i ucieczki od GMO, nie dla zarobku. Wyglądał na faceta, który kochał i dbał o to co kocha. Policjant podszedł do niego bliżej, kiedy tamten skończył rozmowę z recepcjonistką. Od razu wyciągnął dłoń w jego stronę i z miejsca się przedstawił.
- Ah, wspomniano mi o panu. Chroni pan pannę Greenwood, mam rację?
- Zgadza się.
- Miło mi poznać - mężczyźni solidnie uścisnęli swoje dłonie. - Negan Morgan - kiwnął lekko, zaraz rzucając swoje imię. Tom przytaknął. - Rozejrzę się po budynku i będę chciał z wszystkimi porozmawiać. Gdzie pana i panny Greenwood szukać? - miał lekki ton. Ciepły, niski i głęboki głos. Granatowy odpowiadał, rzucał informacjami o piętrze i pokoju. Dorzucił żart, żeby się pan Morgan nie zgubił w korytarzach. Mężczyzna się jednak nie zaśmiał. Nie zrozumiał. Może zrozumie, kiedy porozmawia z Eve. Panowie wymienili uprzejmości i się rozeszli.
Negan ruszył w stronę jadalni i kuchni, chcąc przede wszystkim przepytać Georga, chcąc zrozumieć dlaczego nie ma wstępu do większej części hotelu. Miał mocny krok. Szedł prosto. Patrząc na niego obiektywnie, był przystojnym mężczyzną. Mógł mieć koło pięćdziesięciu lat. Jego mocną szczękę otulała puchata, przydługa, siwa broda razem z wąsem, jednak starannie przystrzyżona. Pasowała mu. Włosy, krótkie, zaczesane lekko do tyłu i mimo wieku w większości pozostały ciemne. Może gdzieniegdzie kilka pojedynczych, błyszczących srebrnych włosów, ale ciężkich do zauważenia i odnalezienia na pierwszy rzut oka. Ciemne, głębokie spojrzenie, podobne od spojrzenia Toma. I otoczone głębszymi zmarszczkami przy zewnętrznym kąciku, co od razu zdradzało, że detektyw lubił się śmiać i śmiał się dużo, skoro tych zmarszczek się dorobił. Na mocnym nosie opierały się okulary w czarnych oprawkach, przez które wyglądał bardziej jak stereotypowy pisarz albo wykładowca. Miał dołeczki w policzkach kiedy się uśmiechał. A uśmiech miał ciepły. Pokazywał przy nim rząd równych, białych zębów. Był dość wysokim, postawnym człowiekiem, o przeciętnej budowie. Starzał się. Nie zamieniał się w dziadka z brzuchem piwnym i obwisłymi łydkami, bo o siebie dbał, widocznie wciąż czasem szedł na siłownię, czy może wybierał się na jakąś wycieczkę rowerową z dziećmi, czy wnukami, ale nie był też żadnym rzeźbionym bogiem greckim. Skupił na sobie wzrok, kiedy wszedł do kuchni i zaczął po prostu zwiedzać, zaglądać w każdy kąt bez niczyjej pomocy, bez wstępnych ceregieli. O nic nie pytał, ale otwierał sobie każdą parę drzwi i sprawdzał co za nimi znajdzie.
- W czymś panu pomóc? - odezwał się kucharz, na co detektyw odpowiedział gestem, pokazując swoją odznakę.
- Nie, dziękuję. Najpierw się rozejrzę, jeśli pan pozwoli - rzucił dość oficjalnie, ale uśmiechnął się przy tym lekko. - Jest pan szefem kuchni?
- Owszem. Ale nie wiem ile jeszcze. Jak tak dalej pójdzie to pewnie zamkną ten gmach w cholerę i będę musiał kombinować. Albo jeszcze trochę i sam odejdę jak i reszta. Barman nam odszedł, teraz kelnerzy się wahają i pomocnicy.
- Dlaczego?
- Każdy z nas pracuje tu non stop, żyjemy w jakiejś bańce bez wyjścia, gdzie umierają ludzie. A wy z policji nam nie ułatwiacie, przeszukując kuchnię, licząc, że znajdziecie jakieś trucizny, mając cichą nadzieję, że będzie można oskarżyć nas i zamknąć sprawę. Ja tam wiem jak to wygląda, ta cała sprawa z hotelem. Za każdym razem to tak wyglądało - kucharz się żalił, a detektyw słuchał, marszcząc przy tym czoło. Zapytał go zaraz o imię. - Gustav. Pracuję tu od bardzo dawna i przebolałem większość tych akcji z zamykaniem hotelu. Ja tworzyłem tę kuchnię od dobrych kilkunastu lat i na moje nieszczęście zawsze mnie tu potrzebują, a potem zamykają drzwi. Wszyscy mamy tego już dość. Niech pan sobie szuka trucizn. Nic pan nie znajdzie - mruknął poirytowany blondyn, ściągnął swoją czapkę kucharza i poszedł za zaplecze, kołysząc się lekko kiedy szedł na pulchnych nogach. Negan przyglądał mu się chwilę, rozejrzał się po kuchni i poszedł za Gustavem.
- Niech mi pan opowie o kelnerach. Nie szukam trucizn, ale prawdy. Niech pan ze mną porozmawia, proszę. Na spokojnie. Nie pojawiłem się tutaj z policji. Pracuję jako samodzielny detektyw, który jest chętny brać zlecenia tych zepsutych służb. Wiem jak bardzo dziurawa jest ich praca, wiem jaki mają sposób na rozwiązywanie spraw i ja się z tym nie zgadzam. Nie jest to sprawiedliwe, dobre, ani bezpieczne dla społeczeństwa. Czytałem akta. I mam świadomość, że za każdym razem, kiedy zamykano osobę, która im po prostu umożliwiała zamknięcie sprawy, jednocześnie pozwalano na to, żeby winny plątał się dalej po świecie, między ludźmi. Więc proszę się nie irytować. Wziąłem tą robotę, żeby wam pomóc - przysiadł na jednym z koszy po owocach. - To jak to tu jest, co? Co z tym Georgiem? - zapytał i podsunął kucharzowi papierosa, sam odpalając już swojego. Szef się rozluźnił i odetchnął. Zapalił.
- Prosty facet. Dobrze wykonuje swoją robotę. Ale ma pecha, bo zakochał się w kobiecie, która nie traktowała tej relacji poważnie. W sumie to wie pan, to nic nowego. Często wpadają babeczki, które przyjechały na wakacje, odpocząć, nie szukać bóg wie czego. Próbował coś z nią, kiedy tłumaczyłem, że bierze się napiwki i tyle. Nie posłuchał. Kobita teraz reaguje na niego jakby jakąś fobię miała, a faceta oskarżają o jakieś irracjonalne rzeczy - mówił, a Negan robił krótkie notatki, zapisywał słowa-klucze. Zakochany, pomyłka, zaślepiony, naiwny. Przestraszona, nieangażująca się. Mężczyzna zadawał drobne pytania, dopytując się o szczegóły i opinie. Chciał poznać spojrzenie szefa na tą sprawę. Sprawia wrażenie zwyczajnie zmęczonego. Podziękował i wrócił na kuchnię, żeby porozmawiać z wilkiem, o którym wszędzie tak głośno mówią. Zwłaszcza w aktach. Szatyn siedział na końcu kuchni, przy stole, na chwiejnym taborecie i leniwie, znudzony i widocznie przygnębiony obierał jabłka. Kuchnia sama w sobie wydawała się być martwa. Pomieszczenie było względnie czyste, ale przede wszystkim praktycznie puste. Siedział tam tylko kelner, kucharze krzątali się po zapleczu bez sensu. Czyżby nikt już nic tutaj nie jadł? Co z gośćmi? Nie ma zamówień? Na piecu stał gar z zupą i jedna przykryta patelnia. To nie wyglądało na wiele, jeśli mówimy tu o kuchni, która obsługuje cały hotel. Detektyw podszedł do kelnera.
- Domyślam się, że pan to Georg? - zapytał, zwracając na siebie uwagę. Pokazał odznakę. - Negan Morgan, detektyw - dodał, na co mężczyzna przymknął powieki, odetchnął ciężko i opuścił głowę zrezygnowany.
- Nikogo nie zabiłem. Nie rozumiem dlaczego wciąż mnie męczycie. Byłem na tym całym badaniu, siedząc jak na krześle elektrycznym, podpięty do całego ustrojstwa powiedziałem całą prawdę, niczego nie ukrywając. Co chcecie ze mną zrobić tym razem?
- Porozmawiać, nie męczyć - usiadł obok niego, na jeszcze mniej stabilnym siedzisku, które zaskrzypiało boleśnie w odpowiedzi na ciężar. Kelner westchnął ciężko i wzruszył lekko ramionami, kiwnął wyczekująco. - Kim dla pana jest Eveline Greenwood?
- Kobietą, z którą liczyłem na jakąś przyszłość, ale która postradała zmysły.
- Skąd takie wnioski? - zapytał, a szatyn spojrzał na niego zaskoczony. Widocznie nikt nie zapytał go wcześniej dlaczego tak uważa, ale z góry przyjmował, że opowiada bzdury.
- To, że się mną bawiła, to jeszcze rozumiem, ale ostatnio naskoczyła na mnie bez powodu, kiedy przyniosłem jej śniadanie. Zachowuje się, jakbym jej zrobił krzywdę, kiedy nic się nie wydarzyło. Pewnego poranka po prostu jej całe nastawienie do mnie się zmieniło. Patrzy na mnie jak na kogoś niebezpiecznego, a nic nie zrobiłem - jego głos lekko się złamał. Odchrząknął nerwowo. - Byłem zły. Ona chyba czuła, że jej zachowanie jest niespójne, więc przyszła mnie przeprosić, ale efekt był taki, że widziałem w jej oczach przerażenie, ja się zdenerwowałem, zagotowałem i wyszedłem, a ona zemdlała ot tak. Stała sobie, rozmawialiśmy, ja wyszedłem, a ona runęła na podłogę, sprawiając, że czuję się jak ostatni dupek. To jedyna rzecz, której czuję się winny. Wyszedłem podczas tej kłótni, zamiast próbować jej pokazać, że jej lęk jest bezpodstawny. I dziś chciałbym przeprosić, a nie mogę, bo zamknęła mi drzwi i to na dobre. Na dole jest ochroniarz, nie wolno mi na tamtą część hotelu w ogóle przejść. Wysyła na mnie policję, potem na te całe badania wariografem, a teraz jeszcze detektywów. Jest mi po prostu przykro, bo ją polubiłem, zdążyłem się zaangażować, chciałem być dla niej kimś i po jednym głupim błędzie, przy tylu miłych rzeczach, które dla niej zrobiłem, wciąż zostałem przekreślony. I wciąż nie wiem za co i dlaczego wszystko się zmieniło praktycznie jednego dnia - mówił monotonnym głosem i tonem. Jego twarz nie wyrażała żadnych emocji, wyglądał na jakiś wrak człowieka, zupełnie pusty, pozbawiony emocji, ale przy tym wszystkim wyglądał mocno depresyjnie. Poszarzała cera, przygaszone spojrzenie, niedbale ubrany, jakby ubrał na siebie cokolwiek mu pierwsze wpadło w ręce, czy to wyprane, czy też nie.
- Jak długo się znacie?
- Praktycznie od kiedy pojawiła się w hotelu.
- I w tym czasie zdążył się pan tak zaangażować?
- Ma coś w sobie. Przekona się pan, kiedy ją pan pozna. Teraz przyciągnęła do siebie tego ochroniarza. Miał jej pilnować i na początku rzeczywiście jej pilnował, siedział przy drzwiach, ale szybko przeniósł się do jej pokoju. Teraz ponoć z nią sypia. Ponoć, bo pewny nie jestem. Wierzę temu, co koledzy mówią, bo mi nawet jedzenia nie wolno gościom zanieść.
Detektyw zmarszczył czoło zdumiony. Braku profesjonalnego podejścia policji w aż takim stopniu się nie spodziewał. Sypinie z podejrzanymi, czy też z ofiarami jest niedopuszczalne. Starszy mężczyzna zanotował kilka rzeczy i podziękował za rozmowę, a nawet przeprosił za to, przez co kelner musiał przejść. Miał w sobie na tyle sympatii i współczucia, żeby wyobrazić sobie emocjonalny rollercoaster, który Georg miał za sobą. Chwilę później doszedł do wniosku, że przez ten rollercoaster musieli przejść zapewne wszyscy. Jego złość na służby rosła. Pozwolili ludziom żyć w strachu, oglądać trupy, a potem wysyłali ich na bezsensowne badania, jeszcze wyrywkowo, rzeczywiście szukając dziury i kogoś do „utopienia”. Gdyby rzeczywiście szukali prawdy wzięliby ich wszystkich i przebadali jednego po drugim, nie jednego na tydzień w kolejności „kto im się najmniej podoba”.

Detektyw przetrzepał całą kuchnię, otwierając każde z drzwi, aż natrafił na jedne, które były zablokowane i za nic nie chciały się ruszyć.

*

Weszłam schodami ewakuacyjnymi piętro wyżej i stanęłam przy metalowych drzwiach z małym okienkiem. Spojrzałam przez nie i zobaczyłam korytarz. Pusty, czysty. Zacisnęłam na klamkę. Opierała się odrobinę, ale po chwili odpuściła i drzwi się uchyliły, wpuszczając mnie na piętro. Mogłabym teraz myśleć o czymkolwiek, ale pierwsze co przeszło mi przez myśl, to kwestia - czy ja śpię, czy może jednak nie? Weszłam powoli na korytarz, niepewnie stawiając stopę za stopą. Wszystko wyglądało zupełnie normalnie, wszystko było odnowione. Ruszyłam przed siebie, śledząc numery pokoi. Nie rozbiegały się, wszystkie były ułożone po kolei. Sto i jeden, sto i dwa… Sto i trzy. Idąc tak, zdałam sobie sprawę, że się nie gubię, bo doskonale znam to piętro ze snów, choć teraz było ono mniej chaotyczne, miało mniej zakrętów i nic nie wypełzało z pękniętej podłogi. Na głównym holu zauważyłam wnękę. Podeszłam, a w niej była ta tablica pamiątkowa z osobistościami i ich autografami. Szukałam jakiejś luki, zmiany, czegoś co by się nie zgadzało. Ale wszystko było jak należy. Sama nie wiem czego szukam. Ruszyłam przed siebie, w długi, najdłuższy korytarz. Na końcu widziałam stare obdrapane drzwi. Po swojej prawej miałam jeden z pokoi. Przypomniała mi się rozmowa z Georgiem, kiedy ten twierdził, że całe piętro przerobiono na jakieś pomieszczenia na ręczniki i inne głupoty. Nacisnęłam klamkę i ku mojemu zaskoczeniu drzwi się otworzyły. Byłam przekonana, że będą zamknięte. Popchnęłam drewniane drzwi, a ukazały mi… pokój hotelowy. Starannie zaścielone łóżko, szafeczki nocne, szafa, małe biurko. Pokój hotelowy jak każdy inny, ale był w nim zaduch i wszystko pokryte centymetrową warstwą kurzu. Nie zamykając drzwi, ruszyłam, żeby otworzyć kolejny pokój. Otwierałam je i żaden z nich nie był pomieszczeniem dla pokojówek, ani na takowy nie wyglądał. Sięgając do kolejnych drzwi usłyszałam głośny świst za sobą i poczułam lekki podmuch zimnego powietrza. Momentalnie przeszył mnie silny, nieprzyjemny dreszcz, a moje wnętrzności się poskręcały we wszystkie możliwe kierunki. Czułam jakby się ze sobą splątały, przyprawiając o niemałe mdłości. Odsunęłam się od drzwi i spojrzałam przez swoje ramię. Nikogo ani niczego nie było. Pusto, jednak mój niepokój rósł, a razem z nim oddychanie stawało się coraz trudniejszym wyzwaniem. Pojawiły się mroczki. Czarne plamki przed oczami, wrażenie jakbym coś widziała, ale nie byłam pewna, czy to moja głowa się zawiesza, czy rzeczywiście przed chwilą, przed moimi oczami coś przemknęło. W panice zaczęłam uciekać. Opierając się plecami o ścianę przesuwałam się szybciutko na koniec korytarza, rozglądając się, próbując rozpoznać i zlokalizować zagrożenie. Nie było go - co napawało mnie jeszcze większym lękiem. Dobiłam ramieniem do starych, obdrapanych drzwi na końcu korytarza. Nabrałam płytki wdech, szukałam dłonią klamki, ale zamarłam, kiedy usłyszałam zza nich kłótnię kobiety z mężczyzną.

_________
Nelly

6 komentarzy:

  1. CO TO ZA ZAKOŃCZENIE I JESZCZE O JAKIEŚ PRZERWIE PISZESZ, NIE ZGADZAM SIĘ. ._____. Jakby dawkowanie tego po kawałku co tydzień to już nie były wystarczające tortury. XD
    I podoba mi się ten detektyw, jakiś konkretny się wydaje! Ale zobaczymy, jak dalej będzie postępował. Czeeeekam.

    OdpowiedzUsuń
  2. NEGAN MORGAN MNIE ZABIŁ, AWWW!
    No jego tu się nie spodziewałam, ale rany, jak łatwo go sobie wyobrazić w tej roli (aktor grał detektywa w filmie "ukojenie", polecam). W ogóle to mam dziwne myśli przez to XD
    Ciekawe czy ten ostatni fragment to sen czy nie. I w sumie to żal mi Georga chyba (bo nie wiadomo czy nie udaje skruchy XD), ale no, z tej perspektywy Eve wyglada jak wariatka.
    Chociaż mam też teorię, że Georg był zły w tamtym życiu, a teraz jest dobry i wszystko się na nim mści, choć on nie wie za co i dlaczego.
    Życzę ci baaaaardzo dużo weny, nie zostawiaj nas z takim zakończeniem!

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie lubię Georga w Twoim opowiadaniu, bo moim zdaniem jest sprawcą tych morderstw. Takie mam przeczucie i nie wiem, co mogłoby się stać, żebym zmieniła zdanie.
    Nadal mi szkoda Billa i kiedy przeczytałam, że próbował się zabić, aż oniemiałam. Dobrze, że go uratowali!
    Może ten cały detektyw coś wskóra i wyjaśni całą tę sprawę, bo już strasznie długo hotel jest zamknięty. Nie zdziwię się, kiedy ludzie zaczną wariować.
    Odcinek mi się bardzo podobał, ale kończenie w takim momencie jest niewybaczalne!

    OdpowiedzUsuń