2018/05/17

13. Pomoc


Ciężki ten rozdział. Możliwe duże błędy, proszę o korekty i uwagi jeśli coś znajdziecie bezsensownego. A przede wszystkim cieszmy się kontynuacją! Zapraszam.
________

Spanikowałam. Tom mówił, że jeśli detektywowi zaufa, to spróbuje poprosić o pomoc, ale wydaje mi się, że nie zdążył mu nakreślić sytuacji i na tyle dobrze porozmawiać. Co ja mam facetowi odpowiedzieć? Śniły mi się trupy i że wspinałam się po pękniętym marmurze, który mnie uszkodził, a po obudzeniu się rana była tutaj ze mną, w rzeczywistości? A to tylko maleńki kawałeczek tego wszystkiego. Jeszcze zaraz się okaże, że jest jakimś katolikiem i zamówi mi egzorcyzmy. Przetarłam twarz dłońmi. Spojrzałam na Toma. Kiwnął lekko głową, sugerując, że powinnam wszystko opowiedzieć. - To bardzo długa historia.
- Mamy czas, chętnie wysłucham - rozsiadł się wygodniej, najwidoczniej gotowy na ten cyrk, ale nie byłam pewna, czy jest świadomy na co się pisze. Odetchnęłam głęboko.
- Nie pamiętam nawet jak to się zaczęło. Chyba po prostu od snów. Śniłam o dziewczynce. Małej blondyneczce, która błądziła po korytarzach. Czasem zdawała się ze mną bawić, ale coraz częściej była po prostu przestraszona i stęskniona za mamą, której nie mogła znaleźć - mówiłam, kolejno opisywałam każdy kolejny sen, najdokładniej jak potrafiłam, siedząc tam z zamkniętymi oczami, kołysząc się lekko, w głowie powtarzając sobie tylko w kółko, że te sny to tylko sny. Opowiadałam o drastycznych scenach na farmie, kopaniu grobów, a potem gwałtów i kar. Pilnowałam się byleby nie przestać mówić. Wiedziałam, że kiedy przestanę to posypię się emocjonalnie i nie będę w stanie kontynuować. Opowiedziałam o zasadach i swojej rozmowie z mamą dziewczynki, o jej prośbach i obietnicach moich i Toma. I wyjaśniłam swoją wycieczkę na czwarte piętro. - Najpierw znalazłam ten delikatny ślad na swojej kostce, po jednym z pierwszych snów o ile dobrze pamiętam. Potem była dłoń, czasem się zdarzyło jakieś lekkie zadrapanie, ale wczoraj nie śniłam, choć w duchu modliłam się, żeby to był sen - kontynuowałam. Detektyw patrzył na mnie w nieprzenikniony sposób. Nie byłam pewna czy to wszystko przetwarza, myśli, czy mnie właśnie ocenia.
- Jak tam weszłaś?
- Schodami ewakuacyjnymi.
- Z planów wynika, że tamte drzwi są zamknięte.
- Nie były, kiedy tam zeszłam. Kiedyś Georg powiedział mi, że zamieniono to piętro w taki mały magazyn na pościel, zrobiono tam pralnię i tak dalej. Otworzyłam jeden z pokoi. Był to normalny pokój hotelowy, sprawdzałam jeden za drugim i po chwili poczułam się obserwowana i byłam pewna, że nie jestem sama, choć nie było ze mną nikogo. Ogarnął mnie silny lęk, wpadłam w panikę, zaczęłam się cofać, ale w złą stronę. Przy drzwiach usłyszałam głosy. Jakaś para się kłóciła, mówiąc mieszanymi językami. Trochę po angielsku, trochę po francusku. Poczułam ból w całym ciele. Chciałam uciekać, ale nie miałam dokąd. Wcisnęłam się w kąt. Czułam na sobie duży nacisk, jakby coś próbowało mnie w tą ścianę wbić, wepchnąć - nie patrzyłam ani na detektywa, ani na Toma, ale czułam - nie musiałam ich widzieć. Wiedziałam, że marszczą teraz czoła. Wzięłam głęboki wdech i wydech. - Tom, w którym kącie siedziałam? Po lewej, czy po prawej? - zadałam pytanie, a on zgłupiał. Nie był pewien, też sporo ze mną przeszedł, a też nigdy mu wcześniej wszystkiego z takimi szczegółami nie opowiadałam. Nie wiedział o połowie snów.
- Emm… - mruknął, pogłaskał swój zarost. - Po prawej - odpowiedział. Poczułam jak głos grzęźnie mi w gardle. Podniosłam się i odsłoniłam delikatnie swoje prawe biodro, to, które nie przytulało się do ściany. Było nieładnie posiniaczone. Widziałam, że granatowy bardzo się stara, żeby nie okazać strachu. - Nie rozumiem, nie rozumiem. Jeśli siedziałaś przy ścianie po prawej, to lewa strona… nie rozumiem - kiwał głową niedowierzająco i walcząc ze sobą. Detektyw patrzył przejęty.
- Możesz nas zostawić? - zapytał granatowego, na co szybko odpowiedziałam stanowczym sprzeciwem. Morgan podrapał się po brodzie. - Masz z tych snów jakieś fizyczne pamiątki?
- To znaczy?
- Na przykład zdjęcie, jakieś drobnostki?
- Nie, tylko jakieś rany. Myślę, że coś w tym hotelu jest na mnie złe i dlatego powinnam już dawno stąd wyjść.
- Dlaczego pomagasz tej dziewczynce i jej matce?
- A pan nie pomógłby dziecku? Matce?

*

Unosiłem się na zimnej, spokojnej, niczym nie wzruszonej tafli wody, otulony odbitym światłem księżyca. Kołysałem się lekko, w zamyśleniu, czując jak wszystko we mnie powoli umiera. Otworzyłem oczy, żeby spojrzeć w granatowe niebo. Przyglądałem się gwiazdom, kiedy usłyszałem jego ciepły głos.
- Przepraszam - powiedział. Ja przymknąłem powieki i odetchnąłem. Delektowałem się tym dźwiękiem. Ujął moją dłoń i splótł ją ze swoją. Dryfował zaraz przy mnie. - Wybaczysz mi?
- Co miałbym Ci wybaczyć? - spojrzałem na niego.
- Samobójstwo.
- Ryland, daj spokój. Nie mam ci tego za złe, choć zawsze się zastanawiałem dlaczego to zrobiłeś. Ale to już nie istotne. Jesteś tutaj, więc wszystko jest w porządku.
- Nic nie jest w porządku. Próbowałeś się zabić - był przejęty i zdenerwowany. Jednak mnie nie atakował. Rozmowa zupełnie toczyła się z oczywistej troski.
- Kochanie, spokojnie. Spokojnie. Hej, porozmawiajmy -przytuliłem do siebie jego dłoń i ucałowałem jej wierzch. - Jak to jest? Jak się czujesz? Co robisz, kiedy nie śpię? Jak to wszystko wygląda? - przypomniałem sobie rozmowę z detektywem. I ma rację. Zanim się przeprowadzę, do wszystkiego się przygotuj. Fotograf zdawał się być zbity z tropu.
- Słyszę cię. Tak jakby z oddali, przez mgłę, ale cię słyszę. Kiedy zamknę oczy, równie niewyraźnie widzę co robisz. Jest mi… samotnie. Więc często o tobie myślę i próbuję się zbliżyć, ale udaje mi się to jedynie w snach. A tak po za tym to tak sobie - uciął na chwilę - żyję. Dopóki nie zacząłeś krzyczeć, nie miałem pojęcia. Nie pamiętałem tego co zrobiłem. Przepraszam. Totalne świństwo.
- Dlaczego nie chcesz, żebym dołączył? Nie chcesz mnie tak słyszeć i widzieć jak teraz na co dzień? - pytałem, ale odpowiedział mi ciężkim westchnieniem.
- Nie jest tu przyjemniej, niż tam gdzie jesteś ty. To podobne życie. Ale do standardowych problemów dochodzi jakaś paranoja, kiedy non stop słyszysz tych, którzy cię kochali i pokutujesz, że ich skrzywdziłeś i nie jesteś w stanie tego zatrzymać. Słyszysz, widzisz i czujesz.
- Ale w dalszym ciągu słynne „razem raźniej”.
- Billy, proszę cię. Nie rób sobie tego - jego ton był wręcz płaczliwy. Chciałem pytać o więcej, ale bałem się też, że przekroczę jakąś granicę, zdenerwuję go i źle się to skończy. Martwiłem się. Odciągał mnie od tego pomysłu. Cierpiał?

*

Granatowy szczerze i starannie się o mnie troszczył. Nie zadawał pytań. Wiedział, że sama nie miałam odpowiedzi. Przejmował moje beznadziejne jestestwo i dbał, żeby było w względnym stanie, kiedy wrócą mi jakieś siły życiowe. Nie miałam apetytu, ale kiedy zamówił kolację, nie miałam serca odmawiać. Rozbawiając mnie i próbując podnieść na duchu, wmusił we mnie połowę talerza. Wzięliśmy wspólny prysznic z przytulankami, po którym zadbał o moje biodro. Z apteczki wyciągnął krem na stłuczenia i delikatnie go wmasował, wisząc nade mną w pościeli. Patrzyłam na niego i czułam przyjemne, przytulne ciepło, które rozlewa mi się w całej klatce piersiowej, kieruje się w dół, aż przepełnia całe moje ciało, aż po opuszki palców. Byłam wdzięczna, że go mam. Że przy mnie jest i robi, co robi, mimo, że nie miałam na to ochoty. Pogłaskałam jego policzek i zarost, na co odpowiedział mi uśmiechem. Uniosłam się, podpierając się łokciem i skradłam drobny, czuły pocałunek z jego warg. Trochę minęło od ostatnich czułości, wszystko przez zamieszanie, którego koniec końców ja byłam autorką. Odpowiedział krótkim pocałunkiem. Kiedy się ode mnie oderwał, patrzyłam mu w oczy, ciesząc się chwilą i uczuciem z jakim na mnie patrzył. Głupim byłoby wyskakiwać z „kocham cię” tak wcześnie, dlatego też po prostu pocałowałam go delikatnie, a w między pocałunku szepcząc cicho - Kochaj się ze mną.

Dotykał mnie ostrożnie, delikatnie, ale i z jakimś uwielbieniem, którego nigdy wcześniej nie czułam. Całował każdy fragment mojego ciała i nie robiąc tego w pośpiechu i przelotnie, a powoli, z uczuciem i całym zaangażowaniem. Przytulił mnie do siebie i kołysał się ze mną w kojącym, przyjemnym tempie. Patrzył na mnie nieustannie, momentami nawet tym pesząc, ale nie odwracałam wzroku. Chciałam tej bliskości, tak wyjątkowej i intymnej, jaką mi teraz dawał. Przylgnęłam do niego, delektując się zapachem i dotykiem jego skóry. Miękka, ciepła, kryjąca silne, solidne mięśnie. Smakowałam jego warg, dotykałam jego ciała i czułam w sobie jakąś rosnącą, drażniącą w niezwykle przyjemny sposób frustrację, a razem z nią rósł apetyt na więcej. Chwilę później łagodnie popchnęłam go w poduszki. Zaskoczyłam go, ale nie protestował. Zagryzł wargę i głaskał moje uda, kiedy objęłam nimi jego biodra i powoli na niego opadłam. Kołysałam się łagodnie, nie próbując w żadnym najmniejszym stopniu się kryć i cieszyłam się jego pieszczotliwym dotykiem. Głód rósł. Całowałam go mocniej i żarliwiej. Pozwalałam sobie iść za pragnieniem, unosząc się na nim i opadając coraz szybciej, kołysząc biodrami coraz intensywniej, aż pokój wypełniły głębokie, wzajemne, ciche jęki, pomruki przepełnione przyjemnością i nierówne, ciężkie oddechy. Wilgotne, klejące się do siebie od potu ciała i mokre, leniwe, głębokie pocałunki, poprowadziły nas w objęcia Morfeusza.

Rano mój stróż czekał już z śniadaniem, sam siedział, robił notatki wpatrzony w laptopa.
- Dzień dobry - mruknęłam, kiedy już rzeczywiście się rozbudziłam. Odpowiedział ciepłym, szerokim uśmiechem, który ponownie przyprawił mnie o falę ciepła.
- Dzień dobry, piękna - jego łagodny ton z rana i buziak w ramię, były najlepsze, co mógł mi na dzień dobry dać. Nie przerywając mu zerknęłam co badamy tym razem. Szukał informacji na temat detektywa. Zainteresowana zabrałam swoje śniadanie, wciąż naga, niczym się nie przejmując, usiadłam obok niego, przytuliłam się do jego boku, zabrałam za jedzenie i zaczęłam czytać otaczające mnie notatki. Na ekranie zwróciłam uwagę, że czytamy nie byle jakie Google, a policyjne archiwa, różne badania i prywatne, wrażliwe informacje. Tom przekopywał całe policyjne archiwa. Jeśli Morgan z nimi współpracował, musiał im dostarczyć dokumenty i najwidoczniej przejść jakieś wywiady, a z nich wynikało, że pan detektyw był samotnikiem i większość czasu poświęcał pracy. Chwilę później doczytałam jednak, że jest rozwodnikiem. Nie ma dzieci, nie ma rodzeństwa, rodzice umarli, został sam. Wybór kariery i poświęcenie wydawało się teraz być oczywiste.
- Nie ufasz mu? - mruknęłam.
- Sam nie wiem. Wolę jednak wszystko przejrzeć i upewnić się, że możemy przy nim być spokojni. - mówiąc, objął mnie w pasie i przytulił do siebie.
- Czy to legalne, że czytam te akta zza pana ramienia, panie policjancie? - rzuciłam pytaniem, uśmiechając się pod nosem i próbując poprawić mu humor. Spojrzał na mnie unosząc brew.
- Lubisz sobie szukać kłopotów, co? Dopiero co wstałaś i już kombinujesz jak tutaj napsocić - zaśmiał się wesoło i pogłaskał moje kolano, zaraz jednak wracając do pracy przy aktach. Dzień przeciekał przez palce. Ja tylko zamawiałam nam jedzenie, oglądałam filmy i leniwie cały dzień plątałam się w pościeli zabijając czas.

*

Detektyw wiedział i czuł, że cała obecna sytuacja jest niedorzeczna. Razem z opowieściami każdej z osób. Wszystko było na swój sposób niepoprawne. Kucharz z miejsca tłumaczy się, że nikogo nie truje, kelner czuje się pokrzywdzony, bo kobieta traktuje go jak potwora, barman umawia się z swoim zmarłym chłopakiem, który ten zostawia mu prezenty i zapisuje ich senne wspomnienia, cholera wie jakim cudem, a na górze czubka tej góry lodowej była czarnowłosa, błądząca za czymś, rozmawiająca z umarłymi i w śnie i podczas dnia, ponadto mająca fizyczne ślady jakichś kontaktów. Długo szukał sensu, powiązań. Jedyne co wiedział i co przychodziło mu do głowy, to podejrzenie, że problem mógł być zupełnie niewidoczny i nieprawdopodobny.
W pierwszej kolejności zszedł do pomieszczenia z monitoringiem i próbował odnaleźć scenę z piętra czwartek, którą para mu opisała. Znalazł się jedynie fragment. Moment, w którym granatowy wpada w zakręt i znajduje dziewczynę. Widoczne było jej przerażenie, to jak próbowała się chować, ale widząc go ufnie się przytuliła i pozwoliła sobie pomóc. Reszta rejestru była zupełnie czarna. Nic co działo się wcześniej, ani później. Morgan szukał dalej i przeszukiwał starsze archiwa. Znalazł wycieczkę Billa na dach, kiedy lunatykował. Potwierdzało się to o czym chłopak mówił i rzeczywiście nie wyglądał na świadomego. Krążył po krawędzi dachu zupełnie spokojnie. Zeznania się zgadzały, ale w dalszym ciągu historia była niepokojąca. Brodacz przetarł twarz dłonią i złożył dłonie. Mruczał pod nosem cichą, krótką prośbę do Boga o pomoc.
- Chryste, to teoretycznie nie ma sensu i nie brzmi to racjonalnie. Proszę, powiedzcie, że to co zamierzam, nie jest błędem, który przekreśli moją przyszłą współpracę i zachwieje pogląd i opinię o moim profesjonalnym podejściu do spraw. - Przetarł swoje oczy. Nie spał najlepiej. Nie miał koszmarów, ale za to wiele na barkach i wiele do przemyślenia. Zabrał notatki i wrócił do kuchni. Zamówił lunch i w oczekiwaniu zaczął szukać informacji w internecie, ale też swoje własne, prywatne źródła, stukając w swoim telefonie. Szukał podobnych, zarejestrowanych zajść i zapisanych historii. Nie znalazł nic, po za jednym mężczyzną. Shane Garland, który napisał niegdyś książkę inspirowaną własnymi przeżyciami. Opisał w niej małą dziewczynkę, blondyneczkę, małą psotnicę, którą zdawał się czasem widzieć i słyszeć jej śmiech. Detektywa przeszył nieprzyjemny dreszcz, kiedy czytając dalej odnalazł w owej historii imię dziewczynki. Esme. Brzmiała jak ta sama dziewczynka, którą opisywała Eve. Brodacz zmarszczył brwi. Rozbolała go głowa. Kolejnym punktem poszukiwań było dziecko. Znalazł małą w starym wydaniu gazety Los Angeles Times. Na rozkładówce zamieszczono zdjęcie dziewczynki z dużymi błyszczącymi oczami, chowającą się za wielką donicą z kwiatem w kąciku na jednym z korytarzy. Ponoć lubiła bawić się w chowanego. Reszta informacji i wyjaśnień urywała się na stronie, a za nic nie mógł odnaleźć kontynuacji. Jedyne co w internecie zachowano to pierwszą stronę z zdjęciem Esme, skrytą za roślinką. Negan drapał się po brodzie. Szukał dat.

*

Krążyłam boso po korytarzu. Nawykłam do tego, że było pusto, chłodno i niezbyt przyjemnie. Nawykłam też jednak do obecności tej dziewczynki w moich nocnych wizjach. Nie koniecznie chciałam jej szukać, ale moje ciało samoistnie i lekko poruszało się w korytarzach w małych poszukiwaniach. Prowadziła mnie melodia tej jednej, powtarzającej się kołysanki, która dawała mi jakieś poczucie bezpieczeństwa. Teraz jednak bałam się, że jest ono złudne. Gdzieś z oddali po raz pierwszy, usłyszałam miękki, delikatny i kojący głos, cichutko, ale wyraźnie śpiewający tekst.

„I can hear your scream in the distance,
Your scream to save
The dawn that has come across us


Your scream, your words,
Your scream, the fog rises again

In the glare of the sun.”

Głos brzmiał niebiańsko. Unosił mnie i kołysał. Zupełnie rozluźniał i obezwładniał. Przymknęłam oczy i oderwałam stopy od puchatego dywanu. Płynęłam centymetr nad ziemią, podążając. Czułam ogarniające mnie ciepło. Korytarz nie był już tak zimny. Kiedy uniosłam powieki, zobaczyłam zupełnie inny korytarz. Hotel tętnił życiem, był przepełniony gośćmi. Wszyscy zadowoleni, widocznie w wakacyjnych humorach. Mijała mnie kobieta w stroju kąpielowym, zmierzająca do windy, zapewne żeby dostać się na basen. Ściany były jaśniejsze, a światła cieplejsze. Jedyne co czułam to spokój. Nie przyglądałam się gościom. Nikt mnie nie zauważał, a ja byłam upita i uśpiona śpiewem, który nie ustawał.

„When the night finally leaves,

When the dawn finally chased it off
There is only sound carried by the echo left.”

Słuchając wciąż nie rozpoznawałam czym ten utwór, ani czyj głos mnie otula. Zabłądziłam w inne części hotelu. Zwiedzałam mury, które wyglądały jak na świeżo zbudowane. Wchodziłam wszędzie. Za kuchnią znalazłam spore drzwi. Były uchylone, więc przecisnęłam się przez szczelinę i szłam długim, szerokim tunelem, wciąż słysząc śpiew. Nim jednak się zorientowałam sama cichutko zaczęłam kontynuować.

„And I can see nothing in it,

And I can hear nothing in it
But I keep on looking for you.”

Byłam zaskoczona własnym głosem. Brzmiałam równie anielsko, ale kiedy tylko odpowiedziałam, całość ucichła. Poczułam jak upadam z sporej wysokości, ponownie czując chłód i niepokój. Poderwałam się we własnym łóżku. Granatowy trzymał mnie za ramiona, patrzył zatroskany, ale o nic nie pytał.  - To był wyjątkowo dziwny sen, Tom.
- Zauważyłem. Nuciłaś przez sen niewyraźnie. - Przytulił mnie.
- Czy… czy tobie się coś ostatnio śni?
- Niewiele śpię. Częściej przy tobie czuwam. I się martwię. Wolę mieć pewność, że z tobą wszystko okej, ewentualnie być gotowym na to, żeby cię budzić. Jak już usnę, to nic mi się raczej nie śni i budzę się słysząc najmniejszy szelest.
Wiedziałam dobrze, że on cały czas poczuwa się na misji i w dalszym ciągu patrzy na sporą część sytuacji jak na pracę i nie chce się żalić, ani marudzić, ale wciąż jest człowiekiem, który czasem potrzebuje odpoczynku. Przetarłam twarz dłońmi i spojrzałam na niego. Nie wyglądał jak wtedy, kiedy zobaczyłam go po raz pierwszy. Zarost teraz był bardziej nieokiełznany, oczy choć wciąż błyszczące, były jednak podkrążone. Wargi spierzchnięte, ale wciąż rozciągały się w lekkim, ciepłym uśmiechu. Dał mi buziaka w czoło.
- Powinieneś odpocząć. Połóż się, prześpij. Ja już spać dzisiaj nie będę, więc nic mi się nie stanie. Nigdzie też nie wyjdę. To ja poczuwam trochę nad tobą.
- Eve… - zaczął.
- Nie słyszę odmowy. Chodź tutaj, przytul mnie i śpij. Twoja efektywność będzie spadać jeśli będziesz się zaniedbywać. A przeżyję te kilka godzin. Musisz odpocząć, Tom.

*

- Szefie, mam sprawę.
- To się nią zajmij, mam inne rzeczy na głowie - głowa policji odpowiedziała twardo i stanowczo.
- To dotyczy hotelu. Mamy prośbę ze strony Morgana - jeden z funkcjonariuszy zdawał jako taki raport. Szef spojrzał na niego marszcząc brwi. - Detektyw chce od nas pozwolenia na otwarcie drzwi jego znajomej. Twierdzi, że jest mu wyjątkowo potrzebna. To jakaś asystentka.
- Mają obydwoje świadomość, że to podróż w jedną stronę, aż do rozwiązania sprawy?
- Przypomniałem. Jest tego w pełni świadomy - odpowiedział, na co lider obojętnie machnął ręką i podpisał dokument ze zgodą.
- To głupi ruch wciągać do zamkniętej strefy kolejne osoby, ale to on popełnia ten błąd, nie ja. Niech robi co chce. My mamy trzymać ten budynek w zamknięciu jeszcze przez jakieś dwa tygodnie. Potem zamkniemy sprawę jako niewyjaśnioną jeśli nic się nie wydarzy. Daj mu informację, że się zgadzam i nie zawracaj mi więcej głowy.

_____
Nelly


5 komentarzy:

  1. Nie zauważyłam błędów.
    RYLAND WRÓCIŁ ;__;
    Strasznie jestem ciekawa co się będzie działo dalej

    OdpowiedzUsuń
  2. Oooo czy asystentka będzie medium? :3 Beda seanse spirytystyczne? Yaaaay! :3

    OdpowiedzUsuń
  3. Ciekawi mnie, co to za znajoma Morgana i w jaki sposób ma pomóc rozwiązać sprawę.
    Wciąż martwi mnie Bill. Czuję, że odgrywa w tej historii bardzo ważną rolę, lecz nie umiem tego wszystkiego ze sobą powiązać.
    Szef daje im dwa tygodnie? Jest strasznie ciekawa, czy uda im się to rozwiązać.
    Czekam na kolejny rozdział!

    OdpowiedzUsuń